Odnośniki
- Index
- Kaye Marilyn - Replika 02 - W pogoni za Amy, !!! 2. Do czytania, Marilyn Kaye - Replika
- King Stephen - Rok wilkolaka, KING Stephen
- Kava Alex - 02 - W ułamku sekundy, Książki, Alex Kava
- Kirst, Belletristik
- Kiba 02(1), Anime, Kiba
- Karen Marie Moning - MacKayla Lane Fever 02 - Bloodfever - Krwawa gorączka, Karen Marie Monning
- Kaczyński do radnych PiS - głosujcie przeciw likwidacji (23-02-2011), monitoring kandydatów [Łódź], Wybory samorządowe 2010, radni, Artykuły (media)
- Kibic Widzewa rzucił jajkiem na sesji (16-02-2011), monitoring kandydatów [Łódź], Wybory samorządowe 2010, radni, Artykuły (media)
- Kapp Colin - Formy Chaosu 02 - Broń Chaosu, Książki Fantasy i SF
- King Features Syndicate - The Official Beatles Yellow Submarine Magazine - 1968, The Beatles
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- bezglutenowo.pev.pl
Kirst Hans Hellmut - Rok 1945 - koniec 02 - Ratuj się kto może,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]HANS HELLMUT KIRST
Rok 1945 - koniec
tom 2
Ratuj się, kto może!
araz następnego dnia po 20 kwietnia 1945 roku - tak jak to przewidział komendant policji
Strassner - ponownie zorganizowano nagonkę na Ericha Wienanda.
W południe tego dnia z okręgowego partyjnego kierownictwa w Monachium nadeszła do
rejonowego kierownictwa partii w Schoenau wiadomość, iż należy tego tak zwanego
„pisarza" postawić do dyspozycji funkcjonariuszy gestapo, którzy już znajdują się w drodze
do Schoenau. Chodziło jedynie - jak to określono w telefonogramie - o rutynowe
przesłuchanie; zadanie Erichowi Wienandowi kilku pytań.
Z treścią tego telefonogramu musiał oczywiście zostać od razu zapoznany kapitan
Abendrot -partyjny szef rejonu. Dobrze, że stało się to tuż po zjedzeniu przez niego dobrego
śniadania - a nie przed. Dzięki temu był w dużo lepszym nastroju, a mimo to, gdy tylko
zjawił się u niego wezwany pilnie burmistrz Breisgauer, już z daleka wrzasnął:
Co znowu! Dowiaduję się, że żyje tu sobie spokojnie między nami jakiś agitator, niejaki
Wienand. Dlaczego wcześniej nikt mnie o tym nie powiadomił! Że też taki prowokator może
sobie tutaj spokojnie siedzieć i uprawiać swoje niecne praktyki! Na takiego sukinsyna tylko
czekałem! Dlaczego ten fakt ukrywano dotąd przede mną?
Naprawdę ukrywano? - zapytał, udając zmartwionego, Breisgauer.
5
- To chyba tylko jakieś niedopatrzenie? Bardzo żałuję, że
tak się stało! Ale odpowiedzialny za to jest komendant
naszego posterunku policji.
-Dawać go tutaj! - zawołał zdecydowanie Abendrot.
Strassner pojawił się po kilku minutach. Wysłuchał ze
spokojem wszystkich zarzutów wyrażonych z dużą zapalczy-wością, po czym wolno
odpowiedział:
A więc chodzi o tego Wienanda! Ten człowiek znajduje się pod moją osobistą kontrolą
- oczywiście jako jeden z wielu. Wienand niedawno został zwolniony z obozu kon-
centracyjnego z bardzo dobrymi papierami. Zaraz po wyjściu zameldował się u mnie i został
odpowiednio u nas zarejestrowany.
I uważa pan, panie Strassner, że to wystarczy? Akurat w przypadku takiego faceta, jak
on?
Ja oczywiście cały czas mam na niego oko i nie stwierdziłem żadnych
nieprawidłowości. Jest nieszkodliwym człowiekiem, trzymającym się raczej z boku i nie
rzucającym się specjalnie nikomu w oczy.
On nieszkodliwy? W żadnym wypadku nie on! To wróg numer jeden, znam się na
takich - twierdził dalej, przekonany o swojej racji, Abendrot - na pewno coś próbuje nam tu
wykręcić, tylko co?
Oczywiście, że tak też może być - przyznał Strassner, jakby chcąc przytaknąć
Abendrotowi.
Ale znajduje się pod ścisłą kontrolą naszego Strass-nera - natychmiast dodał burmistrz -
a on potrafi odpowiednio dopilnować sprawy, jeśli już coś weźmie w swoje ręce.
Mam nadzieję! - powiedział kapitan Abendrot, jednak jakby nie do końca o tym
przekonany. Po chwili bowiem dodał:
Wobec tego pan, Strassner, będzie za niego osobiście przede mną odpowiedzialny. Mam
nadzieję, że pan wie, co to oznacza.
Wiem - odpowiedział ten sucho.
6
Po tych słowach komendant policji wyszedł, by od razu zatelefonować do Wienanda.
Odezwała się, jak tego oczekiwał, czuwająca nad wszystkim pani Elwira; zareagowała
bardzo uprzejmie, słysząc jego nazwisko. Strassner spojrzał w tym momencie na zegarek
kieszonkowy, który położył przed sobą, zamierzając poświęcić na uprzejmą wymianę zdań
nie więcej niż dwie minuty. Spytał, jak się czuje, jak zniosła wczorajszy dzień, a przede
wszystkim - jak się ma młoda para?
Po tych grzecznościowych pytaniach, mniej więcej po dwóch minutach, zwrócił się
bardziej już urzędowym tonem:
Czy mógłbym rozmawiać z pani szanownym małżonkiem, droga pani?
Jest w tej chwili w swojej piwnicy, panie Strassner, je tam śniadanie. Myślę, że
nareszcie zaczął znowu coś pisać. Czy mam mu przeszkodzić?
Chyba będzie pani musiała, szanowna pani. Są bowiem w tej chwili sprawy ważniejsze
od jego planów literackich.
Gdy po chwili Wienand zgłosił się przy telefonie, Strassner już bez żadnego wstępu
przystąpił do rzeczy, gdyż czas naglił. Spytał więc:
Czy pamięta pan o mojej radzie, panie Wienand? To znaczy, że w wypadku
jakiegokolwiek zagrożenia od razu wieje pan tylnymi drzwiami.
Czy to znaczy, że już mam się czuć zagrożony, panie Strassner?
Jak najbardziej - odparł - gdyż w każdej chwili w Wel-penhof może się zjawić kilku
osobników i to z gestapo. Że niby chcą tylko z panem porozmawiać, ale - jak pan wie -
zwykle tak to nazywają. Czy słyszy pan dokładnie, co do pana mówię?
Tak, panie Strassner. Stoję już jak na rozżarzonych węglach. Czy dobrze zrozumiałem?
W odpowiedzi usłyszał potwierdzenie.
7
iedługo po tej rozmowie telefonicznej, której motywy były przejrzyste, przed komendantem
policji w Schoe-nau stanęło dwóch tajniaków z gestapo przybyłych w celu przesłuchania
Ericha Wienanda.
Jeden z nich był potężnej budowy, niemal człowiek-gi-gant, wysoki, barczysty, silnie
umięśniony, miał głos dziecka i takież oczy, które wydawały się jeszcze niewinne. Drugi,
stojący jakby w jego cieniu, mały, lekko przygarbiony, łatwo mógł być nie zauważony. I tak
też się stało.
Strassner zwrócił się bowiem do gestapowca-olbrzyma:
Czego ty chcesz, przyjacielu, od naszego biednego Wienanda? Aresztować go?
Chciałem mu zadać kilka pytań, to znaczy wyjaśnić sprawy, które szczególnie interesują
kierownictwo okręgu. Ale gdyby nie odpowiedział zadowalająco, będę zmuszony zabrać go
ze sobą.
I wtedy już z niego wydusimy to, co nas interesuje! -szczeknął ten „mały".
Strassner znów nie zwrócił na niego uwagi, nie popatrzył nawet w jego stronę. Pokiwał
jedynie ze zrozumieniem głową.
Jakbym czuł, co się święci. Starałem się już dowiedzieć, czy Wienand jest w tej chwili u
siebie. Nie ma go jednak w Welpenhof. Musicie wiedzieć, przyjaciele, że to człowiek bardzo
ruchliwy, miłośnik przyrody, stale gdzieś wędruje. Potrafi godzinami bez celu włóczyć się po
polach, łąkach, lasach. Taki trochę „postrzelony" facet.
Co za gówno - oświadczył „olbrzym" o głosie dziecka. - Nie mamy czasu, żeby na niego
czekać. Mamy jeszcze wiele innych spraw do załatwienia, kolego Strassner.
Jeśli nie możecie poczekać - odpowiedział Strassner, starając się przy tym być bardzo
uprzejmym - przekażcie mnie te pytania, a ja jeszcze dzisiaj odszukam go i punkt po punkcie
odpytam na tę okoliczność. W końcu siedzimy w tej samej łodzi - co wy na to?
To nie jest twoja sprawa - mruknął znów „mały" w kierunku Strassnera.
8
Stul pysk! - zgasił go „duży". - W zasadzie moglibyśmy się tak umówić. W końcu nie
będziemy tu sterczeć cały
dzień i czekać na tego skurwiela.
Macie rację - zapewnił Strassner - szkoda waszego cennego czasu; ja to już załatwię.
Ale jeszcze dzisiaj! I jeszcze dziś musisz nam przekazać do Wealheim, co ten sukinsyn
odpowiedział. Staraj się wydusić z niego to, co nas interesuje.
A jeżeli nie - wtrącił się „mały" - przyjedziemy tu jutro jeszcze raz!
Oszczędź nam tego, kolego Strassner - prosił, uśmiechając się dziwnie, gestapowiec-
olbrzym.
Niestety, ode mnie to nie zależy - odpowiedział mu komendant, odwzajemniając się
takim samym uśmieszkiem.
K
apitan armii amerykańskiej Singer, zwany Sid, w zasadzie mający na imię Siegfried, urodził
się w 1920 roku we Frankfurcie jako syn lekarza, któremu udało się wyemigrować z Niemiec
jeszcze we właściwym czasie, w 1933 roku. I to wraz z całą rodziną - żoną Ruth i swoim
trzynastoletnim wówczas synem, właśnie owym Siegfriedem.
Singer ojciec był cieszącym się uznaną sławą internistą, a poza tym niedoszłym pianistą i
pisarzem, obecnie pracującym jako ordynator kliniki w Bostonie. Jego żona Ruth była od
początku czynną działaczką organizacji opiekującej się w tym mieście przybywającymi do
Ameryki uciekinierami z Niemiec - nie tylko pochodzenia żydowskiego. Syn Siegfried został
tymczasem oficerem służb specjalnych -„do szczególnych zadań". Zawdzięczał to swojej
znajomości języka niemieckiego, obecnie bardzo cenionej.
Niezależnie od tego Singer uchodził za bardzo oczytanego, co umożliwiła mu prywatna,
„typowo niemiecka" biblioteka jego ojca. Tak więc Siegfried wiedział, kim byli nie tylko
Goethe, Schiller i Heine, ale także Hauptmann, Stehr,
9
Fallada, Benn i Brecht. Szczególnie cenił trzech Mannów -Thomasa, Heinricha i Klausa. Przy
czym Klausa poznał swego czasu osobiście i uważał go niemal za brata.
Lecz najważniejsze w tym momencie było to, że słyszał również o Erichu Wienandzie, na
którego twórczość zwrócił mu uwagę jego ojciec. „To jest jeden z najbardziej wrażliwych
umysłów naszych czasów - twierdził. - On chciałby ludziom podać serce od razu na obydwu
dłoniach i bardzo trudno tę jego propozycję tak po prostu odrzucić. To nawet niemożliwe!".
Tak samo mniej więcej wyrażał się o Erichu Wienandzie uciekinier z obozu, Jacob
Werner, którego wyzwolicielem czuł się Singer. Z niezwykłą żarliwością opowiadał mu o
swoim wyjątkowym przyjacielu i usilnie zabiegał teraz o to, aby uchronić go przed
najgorszym.
Jacob Werner nie wziął do ust nawet kropli alkoholu, którymi go częstowano. Odsunął od
siebie tłuste potrawy, nawet świeży, codziennie dostarczany amerykański biały chleb. Tylko
jego umysł, mimo pobytu w obozie, zachował pełną sprawność. Kapitan Singer patrzył na
niego z podziwem.
Od samego początku opiekował się nim osobiście. Przyjął go jako doradcę w sprawach
dotyczących badania zbrodni nazistowskich. Stanowisko to wspaniałomyślnie stworzył dla
niego. Każdego dnia dwukrotnie, przed południem i pod wieczór, prowadził Jacoba Wernera
do lekarzy amerykańskich różnych specjalności, by ci aplikowali mu wszelkie możliwe
witaminy, lekarstwa i przeprowadzali konieczne badania, które on cierpliwie i ze
zrozumieniem znosił. Okazało się, iż sam też był lekarzem - przynajmniej przed sześcioma
laty.
Jacob Werner bez przerwy jednak powtarzał:
- Szkoda czasu na mnie kapitanie! Lepiej ratować Ericha Wienanda - to jest teraz
najważniejsze.
Nasunęło to oficerowi służb specjalnych Stanów Zjednoczonych pomysł, aby organizować
dla oficerów amerykań-
10
skich spotkania informacyjne. Sid Singer zaczął więc gromadzić wokół siebie różnego
rodzaju dowódców wojskowych, próbując zapoznać ich z aktualną sytuacją w „wielkich"
Niemczech. Podczas tych spotkań przedstawiał im autentycznego świadka w osobie Jacoba
Wernera. Przy czym ten ostatni pojawiał się na nich ubrany w ciemnozielony płaszcz
oficerski armii amerykańskiej, pod którym widniał pasiasty ubiór więźnia obozu
koncentracyjnego - jednak już chemicznie odkażony i dokładnie wyczyszczony, aby nie
śmierdział tak strasznie jak przedtem.
I wtedy, dopiero ściągnąwszy z siebie płaszcz, Jacob Werner opowiadał - tłumaczony na
bieżąco przez Singera -o swojej egzystencji obozowej. Potem z wielką cierpliwością
odpowiadał na zadawane pytania. Starał się przy tym wykorzystywać każdą okazję, by
wspomnieć nazwisko swojego wyjątkowego przyjaciela - Ericha Wienanda.
Ten człowiek, z którym przez wiele miesięcy dzielił jedną pryczę - teraz znów zagrożony -
był dla niego jednym z największych umysłów na świecie. I jeśli tym zwycięzcom zależało
na czymkolwiek, to niewątpliwie powinno to być ratowanie tego rodzaju znaczących ludzi -
takich jak Erich Wienand.
Mniej więcej po trzeciej tego rodzaju „agitacji" Jacoba Wernera wyglądało na to, że zdołał
wreszcie przekonać swoich słuchaczy. Spotkania te miały miejsce w kwaterze pewnego
generała z dwiema gwiazdkami, nazwiskiem Pal-mer. I właśnie on zdecydował się podjąć
tego rodzaju akcję.
Bardzo interesujące to wszystko! - stwierdził Palmer z pełnym zrozumieniem. - Coś
takiego jest nawet po mojej myśli.
Proszę mi tylko dać wolną rękę w tej sprawie, panie generale.
Chętnie dam panu wolną rękę, Singer. Tylko jak pan to sobie wyobraża?
Proszę mi wobec tego powierzyć to zadanie powiedzmy, jakimś rozkazem specjalnym; do
tego przydzielić małyoddział z określonymi pełnomocnictwami; odpowiednie za
bezpieczenie...
Stop, mój drogi kolego! Czy to nie jest od razu za wiele? Tego nie da się nawet zrobić.
A może sugeruje pan, żebyśmy w związku z tym przeprowadzili jeszcze małą bitwę? Dla
jakiegoś człowieka, który wydaje się panu taki nadzwyczaj ważny?
Tak, panie generale, rzeczywiście jest to niezwyczajny i niezwykle ważny człowiek.
Jeśli nawet tak jest, panie Singer - to moi ludzie są dla mnie równie ważni. Czy mam ich
dla kogoś takiego poświęcać? Dla tego... Jak on się nazywa?
Wobec tego nie zgadza się pan, panie generale?
Nie tak zaraz „nie zgadza się", kapitanie. Niech pan zajmie się tym swoim „wybranym".
Nie mówię przecież „nie". Nie jestem tylko za tym, żeby wdawać się w jakąś wątpliwą
przygodę.
Sid Singer nie wiedział od razu, co na to odpowiedzieć. W każdym razie nie miał w
zanadrzu żadnego argumentu, który przekonałby generała o jego racji. A ten czekał chyba na
jakiś cud. Taki zresztą miał się wkrótce zdarzyć - coś bardzo dziwnego i zaskakującego.
H
orst-Heinz Warnhagen, porucznik i szef baterii przeciwlotniczej, miał nie tylko forsowną noc,
ale również niezwykle męczący dzień. Jednak dzięki zaradnemu i chętnemu do pomocy
Tümmlerowi wszystko, co stało porucznikowi na drodze, zostało szybko usunięte. To było
jego specjalnością.
Tego dnia właśnie Warnhagenowi udało się na szczęście - dosłownie w ostatniej chwili -
nie dopuścić do zabicia przez żołnierzy ulubionej krowy Ericha Wienanda - Eddy. Zakaz
uzasadnił kategorycznym stwierdzeniem:
- Panowie, nie trzeba od razu sięgać po to zwierzę.
Niech ono będzie na razie w rezerwie.
12
Taki argument przekonał żołnierzy, a fakt ten szybko stał się znany w Welpenhof i
nieprzypadkowo zresztą. O tym incydencie Horst-Heinz opowiedział Elwirze, jakby w for-
mie dowcipu.
- Wyobraź sobie - relacjonował - chcieli ubić Eddę.
Oczywiście nie zgodziłem się na to, wiedząc, jak bardzo
Wienand jest przywiązany do tego bydlęcia.
Elwira z kolei poinformowała o tym swoją córkę Elfie na swój sposób oczywiście:
-Czy słyszałaś już o tym? Kilku żołnierzy chciało Eddę
odtransportować do rzeźnika i przerobić na mięso. Ale po
rucznik Warnhagen naturalnie ich powstrzymał. Przede
wszystkim ze względu na twojego ojca. Pewnie będzie mu
za to wdzięczny.
Potem również Erich Wienand dowiedział się o tym od Elfie, która zakończyła swoją
opowieść o zdarzeniu tak:
Zdecydował się zasłonić sobą Eddę. Bronić jej! Czy to nie jest wspaniałe z jego
strony? I zrobił to wyłącznie dla ciebie. Z pewnością będziesz mu za to wdzięczny, tatusiu.
Jestem - potwierdził Erich Wienand.
W
niezwykłym napięciu, ciągle nasłuchując i gotowy w każdej chwili do ucieczki, czekał
Erich Wienand na przybycie zapowiedzianych gestapowców. Na szczęście na próżno.
Nieco odprężony, zdecydował się na swój codzienny spacer po najbliższej okolicy; dziś
niespecjalnie długi.
Był jednak przez cały czas bardzo czujny. I znów zdarzyło ' mu się to, czego już kiedyś
doznał: zobaczył w dali ową piękną, młodą dziewczynę, która spoglądała w jego kierunku.
Starała się przy tym zachować bezpieczną odległość, jak gdyby jakaś tajemna siła
zatrzymywała ją i nie pozwalała się zbliżyć.
I znów ona! Co za pokusa i jednocześnie zagrożenie. Ostrożnie z zaciekawieniem
przyglądali się sobie. Wydawało się, że dziewczyna go szuka, tylko jego. Ale - dlaczego?
13
[ Pobierz całość w formacie PDF ]