Kendrick Sharon - Ślub w Neapolu(1),

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Sharon KendrickŚlub w NeapoluTłumaczenie:Iwona FedrauROZDZIAŁ PIERWSZYKtoś ją obserwował.Poczuła na karku delikatne mrowienie i po prostu wiedziała. Podniosła głowę znad ciasta,a kiedy zmrużyła oczy, żeby przyzwyczaić wzrok do panującego na zewnątrz światła,w odległym krańcu ogrodu dostrzegła rosłą sylwetkę mężczyzny.Stał nieruchomo jak pomnik. Jedynie gęste czarne włosy poruszały się targane wiatremwpadającym przez otwarte kuchenne drzwi. Otoczony kaskadą wiosennych róż porastającychaltanę przypominał czarną, trudną do usunięcia plamę na złotawym materiale krajobrazu.Przez chwilę zastanawiała się, dlaczego nie odczuwa strachu. Nie krzyczała w niebogłosyani nie rozglądała się za telefonem, żeby powiadomić policję, że jakiś podejrzany typ czai sięw krzakach. Być może jego pojawienie się skutecznie oderwało Lily od niespokojnych myśli,które czyhały w zakamarkach jej umysłu? Możliwe też, że ten konkretny nieznajomy zdołał uśpićwszelkie obawy. Sprawiał wrażenie osoby, która ma pełne prawo do tego, by znajdować sięwłaśnie tam, gdzie się znajduje. Zupełnie, jakby przyjemny letni dzień oczekiwał jego przybycia.Z lekkim poczuciem winy przyglądała się, jak eleganckie szare spodnie raz po raz opinająuda, podczas gdy mężczyzna przemierzał idealnie przystrzyżony trawnik. Za sprawą bryzy białakoszula ściśle przylgnęła do piersi. Poezja, pomyślała rozmarzona, i uznała, że mogłabypodziwiać ten widok przez cały dzień.Kiedy się zbliżył, dostrzegła w jego twarzy pozbawioną wstydu zmysłowość. Otoczonegęstymi rzęsami ciemne oczy błyszczały niebezpiecznie, zarys ust przywodził na myśl pocałunki.Wreszcie stanął w otwartych drzwiach, a jej zakręciło się w głowie. Wiele czasu upłynęło, odkądostatni raz spoglądała na mężczyznę, odczuwając równie silne pożądanie. Zapomniała już, jakwszechogarniające bywają podobne emocje.– Mogę w czymś pomóc? – spytała, zerkając w jego stronę. – Porządnie mnie panwystraszył, zakradając się tutaj.– Nie sądziłem, że się zakradam – odparł z przekąsem, świadom, że kobieta pożera gowzrokiem. – Poza tym wygląda pani na osobę, która potrafi sobie radzić z nieproszonymi gośćmi.Wymownie spojrzał na dłoń, w której nadal ściskała wałek, jakby to był najnowszy rodzajśmiercionośnej broni. Bezwiednie oblizała wargi, po czym powiedziała:– Właśnie zagniatałam ciasto.– Nie zgadłbym – odrzekł rozbawiony, dostrzegłszy za jej plecami stół pokryty mąką, naktórym stała wypełniona owocami forma do pieczenia i sito. Oprócz delikatnej kobiecej urodyjego zmysły poruszyło coś jeszcze. Niecodzienny aromat domowego placka i kuchennakrzątanina należały do świata, który ledwie znał, świata szczególnego ciepła i rodzinnejatmosfery. Z wyuczoną bezwzględnością odegnał kłopotliwe myśli.Nigdy nie spotkał większej tradycjonalistki. Sądził, że ten rodzaj kobiet można znaleźćwyłącznie w powtórkach seriali z dawnych lat. Kuszące krągłości i zniewalające zagłębieniaokrywał fartuch. Nie potrafił powiedzieć, kiedy ostatni raz widział kobietę, która by nosiła tęczęść garderoby, oczywiście nie licząc podkreślającego nagość kostiumu francuskiej pokojówki,który jego ostatnia kochanka włożyła, żeby przegonić z sypialni nudę. Obecnie miał przedoczyma znacznie niewinniejszy model. Bawełniany fartuch z falbankami w stylu retro ciasnootaczał najwęższą talię, jaką zdarzyło mu się oglądać.W powszechnej opinii przypatrywanie się komuś uznawano za niegrzeczne, kiedy jednakmężczyzna spotyka piękną kobietę, zgrzeszyłby, gdyby odwrócił wzrok. Jego uwagęprzyciągnęły gęste włosy koloru dojrzałej pszenicy upięte wysoko przypadkową liczbą spinek.Aż dziw, że szczupła szyja potrafiła udźwignąć tę burzę loków. Zastanawiał się, czy ona zdajesobie sprawę, że jest wcieleniem domowego ciepła. Próbował też rozstrzygnąć, czy to dobrze, żeuznał ten widok za zaskakująco atrakcyjny.– Zaprosi mnie pani do środka? – zapytał.Nachalność pytania uświadomiła Lily, że stoi niczym kukiełka, podczas gdy on wodzi zanią niezaprzeczalnie urodziwymi oczyma, jakby była samochodem wystawionym na sprzedaż.Mężczyznom uchodziło na sucho aroganckie zachowanie, ponieważ kobiety takie jak onaprzymykały na to oko. Czy przeszłość niczego jej nie nauczyła?– Nie. Przecież może pan być jakimś nożownikiem.– Zapewniam, że morderstwo to ostania rzecz, która przychodzi mi w tej chwili do głowy– stwierdził.Wymienili spojrzenia, a Lily poczuła nagłe pulsowanie w uszach.– Poza tym nie wygląda pani na szczególnie przestraszoną – dodał miękko.Chociaż nie odczuwała lęku, miał w sobie coś, co sprawiało, że serce biło jej szybciej,zupełnie jak w chwilach, gdy się czegoś obawiała. Musiała uważać, by drżenie rąk nie zdradziłoemocji.– Kiedy się wpada bez zaproszenia do czyjejś kuchni, należałoby się przedstawić –powiedziała sztywno.Z trudem powstrzymał się od uśmiechu, ponieważ zwykle onieśmielał nawet te kobiety,które nie znały jego nazwiska. Najwyraźniej tym razem było inaczej. Zaintrygowanyniecodziennością sytuacji skinął głową, jakby właśnie przedstawiano ich sobie na przyjęciu:– Ciro D’Angelo.– Niezwykłe imię – skomentowała, dostrzegając błysk w oku rozmówcy.– Podobnie jak noszący je człowiek.Z trudem zignorowała przechwałkę, podejrzewając, że może w niej tkwić sporo prawdy.– Jest pan Włochem?– Właściwie neapolitańczykiem. – Leniwie wzruszył ramionami. – To nie do końca tosamo.– W jakim sensie?– Długo by o tym opowiadać,dolcezza.Serce Lily zabiło jeszcze mocniej, kiedy wypowiedział ostatnie słowo, chociaż nie miałapojęcia, co ono znaczy. Ciekawiło ją, czym mieszkańcy Neapolu wyróżniają się na tle krajanów,ale podejrzewała, że dyskusja łatwo zeszłaby na niebezpieczne tematy. Z rozmysłem wskazałazegar wiszący obok staromodnej kuchenki.– Rzeczywiście nie mam zbyt wiele czasu – powiedziała rzeczowo – a nadal nie wiem, copan tu właściwie robi, panie D’Angelo. To teren prywatny.Zareagował ledwie dostrzegalnym ruchem głowy, który dowodził, że pytanie było mu narękę, oznaczało bowiem, że informacja o zakupie nie dostała się do mediów. Nie lubił, kiedywieści o przeprowadzonych transakcjach upubliczniano, zanim wysechł atrament na umowie.Mimo legendarnej w świecie biznesu skuteczności pozostał wystarczająco przesądny, bydmuchać na zimne.Jednocześnie pytanie zwiększyło jego zainteresowanie rozmówczynią. Kobieta, którasprzedała mu dom, była w średnim wieku. Próbował sobie przypomnieć nazwisko. Scott. Napewno tak. Ubrana niestosownie do wieku i przesadnie umalowana Suzy Scott spoglądała namężczyzn w sposób, który przywodził na myśl desperację. Zmarszczył brwi. Czy ta domowabogini była wystarczająco młoda, by miał do czynienia z córką? Próbował odgadnąć jej wiek.Wyglądała na dwadzieścia jeden lat, może dwadzieścia dwa lata. Na delikatnej skórze o równymkolorycie nie było znaku upływającego czasu. Gdyby jednak rzeczywiście należała do rodziny,czy nie przekazano by jej wiadomości o sprzedaży posiadłości, a dokładniej o tym, że należałateraz do niego?Pomyślał, że powinien wrócić w dogodniejszym momencie, ale prawdę powiedziawszy,nie miał ochoty nigdzie się ruszać. Trafił do nieznanego, przytulnego świata i zapragnął poznaćgo lepiej. Kiedy już odkryje wady tego miejsca, odejdzie z cynicznym uśmiechem na ustach.– Nie spodziewałem się, że zastanę mieszkańców.– Zawsze pan zakłada, że nikogo nie ma w środku? – Zdała sobie sprawę, że jeślinatychmiast nie zajmie się plackiem, wypiek się nie uda, więc umieściła ciasto w formie. – Jestpan włamywaczem? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klobuckfatima.xlx.pl