Kendrick Sharon - Droga do marzeń,

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Sharon KendrickDroga do marzeńTłu​ma​cze​nieKa​rol No​wac​kiROZDZIAŁ PIERWSZYPra​gnął jej. Pra​gnął tej dziew​czy​ny tak moc​no, że nie da​wa​ło mu to spo​ko​ju.Alek Sa​ran​tos po​czuł dreszcz po​żą​da​nia. Za​bęb​nił pal​ca​mi w lnia​ny ob​rus. Pło​-mie​nie świec mi​go​ta​ły na wie​trze. Zmie​nił nie​co po​zy​cję, ale wciąż nie mógł ochło​-nąć.Może to myśl o po​wro​cie do sza​lo​ne​go tem​pa ży​cia w Lon​dy​nie za​ostrzy​ła ape​tyt.A może to po pro​stu ona.Pa​trzył, jak ko​bie​ta szła w jego stro​nę przez wy​so​ką tra​wę, po​śród po​lnych kwia​-tów, po​bły​sku​ją​cych w słab​ną​cym świe​tle let​nie​go wie​czo​ru. Wscho​dzą​cy księ​życoświe​tlał pro​stą bia​łą ko​szu​lę wło​żo​ną w ciem​ną spód​ni​cę, któ​ra wy​da​wa​ła sięo roz​miar za mała. Przy​le​ga​ją​cy moc​no far​tuch pod​kre​ślał bio​dra.Wszyst​ko jest w niej ta​kie mięk​kie, po​my​ślał. Mięk​ka skó​ra. Mięk​kie cia​ło. Mięk​-kie, je​dwa​bi​ste wło​sy, cięż​kim war​ko​czem opa​da​ją​ce do po​ło​wy ple​ców.Po​żą​dał jej, choć zde​cy​do​wa​nie nie była w jego ty​pie. Zwy​kle nie pod​nie​ca​ły gokształt​ne kel​ner​ki o przy​ja​znym, bez​pre​ten​sjo​nal​nym uśmie​chu. Lu​bił smu​kłe, nie​-za​leż​ne ko​bie​ty, a nie pro​sto​li​nij​ne i o peł​nych kształ​tach. Ko​bie​ty o har​dym spoj​-rze​niu, roz​bie​ra​ją​ce się bez zbęd​nych py​tań. Ta​kie, któ​re zga​dza​ły się na jego wa​-run​ki, nie​po​zo​sta​wia​ją​ce pola do ma​new​ru. Dzię​ki ta​kie​mu sta​wia​niu spraw stał sięwpły​wo​wy i mógł wieść ży​cie wol​ne od zo​bo​wią​zań i ob​cią​żeń ro​dzin​nych. Niechciał ich. Uni​kał każ​dej dziew​czy​ny, któ​rą po​dej​rze​wał o nad​mier​ne po​trze​by emo​-cjo​nal​ne. Part​ner​ki do łóż​ka nie mia​ły być słod​kie.Dla​cze​go za​tem pra​gnął ko​goś, kogo przez cały ty​dzień do​strze​gał ką​tem oka, jakdoj​rza​ły owoc, ma​ją​cy wkrót​ce spaść z drze​wa? Może cho​dzi​ło o far​tuch, nowo od​-kry​ty fe​tysz, o któ​rym fan​ta​zjo​wał?– Pań​ska kawa.Na​wet jej głos był mięk​ki. Za​pa​mię​tał, jak ni​skim, dźwięcz​nym to​nem po​cie​sza​ładziec​ko, któ​re zdar​ło ko​la​no na wy​ło​żo​nej żwi​rem dróż​ce. Alek wra​cał wów​czasz me​czu te​ni​sa z za​trud​nio​nym przez ho​tel za​wo​dow​cem. Uj​rzał, jak ko​bie​ta kucaprzy chłop​cu. Za​trzy​ma​ła krwo​tok chu​s​tecz​ką, pod​czas gdy po​bla​dła nia​nia sta​łaobok, roz​trzę​sio​na. Od​wró​ci​ła gło​wę i do​strze​gła Ale​ka.– Idź do środ​ka i przy​nieś ap​tecz​kę – po​wie​dzia​ła naj​spo​koj​niej​szym gło​sem, jakikie​dy​kol​wiek sły​szał. Zro​bił to. Bar​dziej na​wy​kły do wy​da​wa​nia po​le​ceń niż ich wy​-ko​ny​wa​nia, wró​cił z ap​tecz​ką i wzru​szył się, wi​dząc z ja​kim za​ufa​niem chło​piec pa​-trzył za​łza​wio​ny​mi ocza​mi na kel​ner​kę.Te​raz po​chy​li​ła się do przo​du, sta​wia​jąc przed nim fi​li​żan​kę kawy. Jej pier​si przy​-ku​ły uwa​gę Ale​ka; zła​pał się na my​śle​niu o jej sut​kach. Wy​pro​sto​wa​ła się. Zo​ba​czyłcy​no​wo​sza​re oczy pod gę​stą, ja​sną grzyw​ką. Nie no​si​ła ozdób poza cien​kim łań​-cusz​kiem na szyi i iden​ty​fi​ka​to​rem z imie​niem „El​lie”.El​lie.Przez ostat​ni ty​dzień nie tyl​ko była cier​pli​wa i opa​no​wa​na wo​bec ma​łych chłop​-ców, ale też za​spo​ka​ja​ła wszyst​kie jego za​chcian​ki – choć samo w so​bie nie było todla nie​go ni​czym no​wym; jej obec​ność oka​za​ła się za​ska​ku​ją​co nie​na​chal​na. Niepró​bo​wa​ła wcią​gnąć go w roz​mo​wę ani bły​snąć po​czu​ciem hu​mo​ru. Była miłai życz​li​wa, ale nie czy​ni​ła alu​zji do wol​nych wie​czo​rów ani nie ofe​ro​wa​ła, że goopro​wa​dzi po oko​li​cy. Krót​ko mó​wiąc, nie na​rzu​ca​ła mu się tak, jak ro​bi​ła​by to ja​-ka​kol​wiek inna ko​bie​ta. Od​no​si​ła się doń z taką samą grzecz​no​ścią, jaką oka​zy​wa​ławszyst​kim in​nym go​ściom dys​kret​ne​go ho​te​lu w New Fo​rest – może wła​śnie to godrę​czy​ło. Pra​wie się nie zda​rza​ło, by Alek Sa​ran​tos był trak​to​wa​ny jak inni.Nie tyl​ko to zwró​ci​ło jego uwa​gę. Mia​ła w so​bie coś, cze​go nie po​tra​fił na​zwać.Może am​bi​cję, może po pro​stu ci​chą dumę pro​fe​sjo​na​list​ki. Czy to wła​śnie spra​wi​ło,że za​trzy​my​wał na niej wzrok? A może fakt, że przy​po​mi​na​ła mu jego sa​me​gosprzed lat? Kie​dyś sam był taki am​bit​ny, gdy za​czy​nał z ni​czym i też pra​co​wał jakokel​ner. Kie​dy pie​nię​dzy było mało, a przy​szłość nie​pew​na. Pra​co​wał cięż​ko, żebyuciec od prze​szło​ści i zbu​do​wać nową przy​szłość. Wie​le się po dro​dze na​uczył. Są​-dził, że suk​ces roz​wią​zu​je każ​dy pro​blem w ży​ciu, my​lił się jed​nak. Suk​ces po​zwa​lałosło​dzić trud​ne sy​tu​acje, ale i tak trze​ba było się z nimi mie​rzyć.Czyż nie uświa​do​mił so​bie tego te​raz, kie​dy osią​gnął wszyst​ko, co za​mie​rzał, po​-ko​naw​szy wszel​kie prze​szko​dy i zgro​ma​dziw​szy nie​wy​obra​żal​ne bo​gac​two na kon​-tach? Bez wzglę​du na to, ile roz​dał na cele cha​ry​ta​tyw​ne, za​ra​biał co​raz wię​cej.Cza​sem za​da​wał so​bie nie​po​ko​ją​ce py​ta​nie, na któ​re nie po​tra​fił zna​leźć od​po​wie​-dzi, ale któ​re sta​wiał ostat​nio co​raz czę​ściej.Czy to już wszyst​ko?– Ży​czy pan so​bie cze​goś jesz​cze, pa​nie Sa​ran​tos? – spy​ta​ła. Głos kel​ner​ki po​dzia​-łał ko​ją​co.– Nie je​stem pe​wien. – Pod​niósł wzrok. Ciem​nie​ją​ce nie​bo za​ro​iło się od gwiazdni​czym po​sre​brzo​ne płót​no. Po​my​ślał o ma​ją​cym na​stą​pić na​za​jutrz po​wro​cie doLon​dy​nu. Na​gła, nie​wy​tłu​ma​czal​na tę​sk​no​ta spra​wi​ła, że spu​ścił gło​wę i spoj​rzałdziew​czy​nie w oczy. – Noc jest jesz​cze mło​da – za​uwa​żył.Uśmiech​nę​ła się.– Kie​dy ob​słu​gi​wa​ło się go​ści przez cały wie​czór, dwu​dzie​sta trze​cia trzy​dzie​ścinie wy​da​je się mło​dą go​dzi​ną.– Pew​nie nie. – Po​sło​dził kawę. – O któ​rej koń​czysz?Uśmiech znik​nął z twa​rzy kel​ner​ki, jak​by nie spo​dzie​wa​ła się ta​kie​go py​ta​nia.– Za ja​kieś dzie​sięć mi​nut.Alek od​chy​lił się w krze​śle i przyj​rzał jej się do​kład​niej. Mia​ła lek​ko opa​lo​ne nogii skó​rę tak gład​ką, że ła​two było nie za​uwa​żyć, ja​kie ta​nie buty nosi.– Do​sko​na​le. Bo​go​wie uśmiech​nę​li się do nas. Może się ze mną na​pi​jesz?– Nie mogę. – Wzru​szy​ła ra​mio​na​mi. – Nie po​win​nam się spo​ufa​lać z klien​ta​mi.– Za​pra​szam cię tyl​ko na drin​ka, po​ula​ki mou. Nie za​mie​rzam za​cią​gać cię w ża​-den ciem​ny kąt w nie​cnych ce​lach. – Ni​g​dy nie miał ni​ko​go bli​skie​go i waż​ne​goi chciał, by tak po​zo​sta​ło, lecz ta gwiaź​dzi​sta noc wy​ma​ga​ła ko​bie​ce​go to​wa​rzy​-stwa.– Le​piej nie – od​par​ła. – Przy​kro mi, to wbrew re​gu​łom ho​te​lu.To było nowe do​zna​nie dla Ale​ka. Czy to dla​te​go, że cze​goś mu od​mó​wio​no? Kie​-dy ostat​nio mu się to zda​rzy​ło? Na​gle zdał so​bie spra​wę, że może bę​dzie mu​siał siępo​sta​rać i nie ma ab​so​lut​nej pew​no​ści, że mu się uda.– Ale ju​tro wie​czo​rem wy​jeż​dżam – po​wie​dział.El​lie przy​tak​nę​ła. Wie​dzia​ła o tym, po​dob​nie jak wszy​scy w ho​te​lu. Sły​sze​li dużona te​mat grec​kie​go mi​liar​de​ra, któ​ry w ze​szłym ty​go​dniu przy​był do The Hog.W naj​bar​dziej luk​su​so​wym ho​te​lu na po​łu​dniu An​glii byli przy​zwy​cza​je​ni do bo​ga​-tych i wy​ma​ga​ją​cych go​ści, ale Alek Sa​ran​tos był od więk​szo​ści jesz​cze bo​gat​szyi jesz​cze bar​dziej wy​ma​ga​ją​cy. Jego oso​bi​sty asy​stent przy​słał przed przy​jaz​dembiz​nes​me​na li​stę rze​czy, któ​re lubi i któ​rych nie lubi. Ca​łe​mu per​so​ne​lo​wi za​le​co​nojej prze​stu​dio​wa​nie. Choć El​lie uwa​ża​ła, że to lek​ka prze​sa​da, po​de​szła do spra​wypo​waż​nie, bo je​śli już coś ro​bi​ła, ro​bi​ła to po​rząd​nie.Wie​dzia​ła, że lubi jaj​ka sa​dzo​ne sma​żo​ne z obu stron, bo miesz​kał przez ja​kiśczas w Ame​ry​ce. Że pija czer​wo​ne wino, a od cza​su do cza​su whi​sky. Za​nim przy​-był, spe​cjal​ny ku​rier do​star​czył jego ubra​nia, sta​ran​nie owi​nię​te w cien​ką bi​bu​łę.Per​so​nel miał na​wet nad​zwy​czaj​ną po​ga​dan​kę tuż przed przy​jaz​dem mi​liar​de​ra.– Panu Sa​ran​to​so​wi trze​ba zro​bić miej​sce – po​wie​dzia​no im. – W żad​nym ra​zienie na​le​ży mu prze​szka​dzać, chy​ba że oka​że, że tego chce. Mamy szczę​ście, żektoś taki za​trzy​ma się w na​szym ho​te​lu, więc mu​si​my spra​wić, by po​czuł się jakw domu.El​lie po​trak​to​wa​ła in​struk​cje po​waż​nie, bo pro​ces szko​le​nia w The Hog za​pew​-niał jej sta​bil​ność i na​dzie​ję na przy​szłość. Ni​g​dy nie była do​bra w eg​za​mi​nach,a tu​taj ofe​ro​wa​no jej ścież​kę ka​rie​ry, któ​rą była zde​ter​mi​no​wa​na po​dą​żać, bochcia​ła zo​stać kimś. Chcia​ła być sil​na i nie​za​leż​na.Ozna​cza​ło to, że w prze​ci​wień​stwie do wszyst​kich in​nych pra​cu​ją​cych tam ko​bietsta​ra​ła się trak​to​wać grec​kie​go biz​nes​me​na z pew​ną bez​stron​no​ścią. Nie pró​bo​wa​-ła z nim flir​to​wać jak wszyst​kie inne. Mia​ła wy​star​cza​ją​co prak​tycz​ne po​dej​ście, byznać swo​je ogra​ni​cze​nia, i wie​dzia​ła, że Alek Sa​ran​tos ni​g​dy nie za​in​te​re​so​wał​bysię kimś ta​kim jak ona. Zbyt krą​gła, zbyt zwy​czaj​na – ni​g​dy nie bę​dzie pierw​szymwy​bo​rem mię​dzy​na​ro​do​we​go play​boya, więc po co uda​wać, że jest ina​czej?Oczy​wi​ście i tak mu się przy​glą​da​ła. Są​dzi​ła, że na​wet za​kon​ni​ca nie mi​nę​ła​by goobo​jęt​nie, bo męż​czyź​ni tacy jak Alek Sa​ran​tos nie po​ja​wia​li się w polu wi​dze​niaprze​cięt​nej oso​by czę​ściej niż kil​ka razy w ży​ciu.Jego twarz o su​ro​wych ry​sach trud​no było okre​ślić jako ład​ną, a zmy​sło​we war​giwy​krzy​wiał gry​mas bez​względ​no​ści. Wło​sy miał w ko​lo​rze he​ba​nu, skó​rę lśnią​cą ni​-czym po​le​ro​wa​ny spiż, ale to oczy, nie​spo​dzie​wa​nie błę​kit​ne, przy​wo​dzą​ce na myślską​pa​ne w słoń​cu mo​rza z bro​szur biur po​dró​ży, naj​bar​dziej przy​ku​wa​ły uwa​gę.Spra​wia​ły, że czu​ła się…Jak?Nie była pew​na. Jak gdy​by wy​czu​wa​ła w nim ja​kąś stra​tę? Jak gdy​by na ja​kimśnie​po​ję​tym po​zio​mie byli brat​ni​mi du​sza​mi? Z pew​no​ścią szko​da było cza​su na ta​kiegłup​stwa. Schwy​ci​ła moc​niej tacę. Pora po​że​gnać się i iść do domu.Tym​cza​sem Alek Sa​ran​tos na​dal wpa​try​wał się, jak​by cze​kał, aż zmie​ni zda​nie.Pa​lą​ce spoj​rze​nie błę​kit​nych oczu ku​si​ło. Nie co dzień grec​ki mi​liar​der za​pra​sza nadrin​ka.– Do​cho​dzi dwu​na​sta – po​wie​dzia​ła nie​pew​nie.– Znam się na ze​gar​ku – od​parł znie​cier​pli​wio​ny. – Co się sta​nie, je​śli zo​sta​niesz [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klobuckfatima.xlx.pl