Odnośniki
- Index
- Kiedyś będziemy szczęśliwi - Paweł Wysoczański (2011) - dokument, Najciekawsze etiudy polskich studentów
- Katarzyna Krzan - Szczesliwe macierzynstwo i jego sekrety, JESTEŚMY RODZICAMI, mama i dziecko
- Kalicka Manula - Szczęście za progiem(1), PDF, marzec
- Kendrick Sharon - Wigilijny wieczór 03 - To co liczy się naprawdę(1), Macomber Debbie
- Kendrick Sharon - W pałacu szejka, Romanse
- Kendrick Sharon - Sekre milionera, -COŚ DO PODUSZKI-
- Kendrick Sharon - Ślub w Neapolu(1),
- Kendrick Sharon - Droga do marzeń,
- Kendrick Sharon - Urlop na Sycylii,
- Kendrick Sharon - Słoneczne Rodos,
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pret-a-porter.pev.pl
Kendrick Sharon - Lazurowe szczęście,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]//-->Sharon KendrickLazurowe szczęścieTłumaczenie:Kamil Maksymiuk<ROZDZIAŁ PIERWSZYZastygła w bezruchu, gdy dotarło do niej echo gniewnego głosu jej szefa.– Carly!Popatrzyła na swoje dłonie oblepione ciastem. I co teraz miała zrobić? Mogłaby udawać, że go nie sły-szy, ale czy to miało sens? Chciał, żeby zawsze była pod ręką. A poza tym, gdy jej pracodawca czegoś odniego chciał, zawsze żądał tego w tej sekundzie, i ani chwili później.Carly westchnęła głośno. Od paru tygodni Luis Martinez był wyjątkowo humorzasty, wymagający i trudnydo zniesienia. Wprawdzie miał powód, żeby być w gorszym nastroju niż zwykle, ale ona uważała, że jed-nak trochę przesadza. Często musiała gryźć się w język, żeby nie odszczeknąć, kiedy warkliwym tonemrzucał kolejną arogancką komendę. Może więc dobrym pomysłem byłoby udawanie, że go nie słyszy?Najbardziej chciałaby, żeby po prostu znowu stąd wyjechał na parę tygodni, może nawet miesięcy…– Carly!Jego głos tym razem zadudnił niczym grzmot burzy. Zdjęła chustkę i rozpuściła włosy. Szybko umyła ręcei ruszyła w stronę siłowni na tyłach domu, gdzie Luis Enrique Gabriel Martinez w tej chwili przechodziłkolejną sesję rehabilitacji ze swoją fizjoterapeutką.A raczej powinien przechodzić, po wypadku, z którego cudem uszedł z życiem. Carly ostatnio się zastana-wiała, czy codzienne sesje rehabilitacyjne nie stały się zbyt… intymne. To by wyjaśniało, dlaczego fizjo-terapeutka, wcześniej taka chłodna i oficjalna, zaczęła przychodzić umalowana i wyperfumowana. Aleczy można się było jej dziwić? Luis miał w sobie coś, co kobiety uwielbiały. Był seksownym, latynoskimprzystojniakiem. I miliarderem. Podobno w szpitalu pielęgniarki wręcz koczowały przy jego łóżku.Carly cieszyła się, że jest jedną z niewielu kobiet odpornych na czar tego Argentyńczyka. Prawdę mó-wiąc, jej nigdy nie próbował oczarować. Zapewne była dla niego nieciekawa jak tapeta i przezroczystajak szyba. Cóż, bycie szarą myszką miało swoje zalety. Dzięki temu zresztą mogła wykonywać spokojnieswoje obowiązki i marzyć o lepszej przyszłości. Zresztą w swoim chlebodawcy dostrzegała głównie ne-gatywne cechy: egoizm, arogancję i brawurę, przez którą uległ wypadkowi. Drażnił ją także jego nawykzostawiania brudnych filiżanek po kawie w całym domu. Znajdowała je w najbardziej zaskakującychmiejscach…Dotarła do siłowni, lecz stanęła pod drzwiami. Może powinna poczekać, aż skończy się masaż?– Carly!Czyżby słyszał jej kroki? Miała na stopach stare trampki, które nie wydawały żadnych odgłosów. Podob-no zmysły Luisa były tak „podrasowane” jak samochody, którymi się ścigał. Gdyby tak nie było, nie byłbyjednym z najlepszych kierowców wyścigowych na świecie.– Carly, możesz przestać się tam czaić i wejść do środka?!Jego ton był arogancki i władczy. Większość ludzi byłaby urażona, gdyby ktoś tak się do nich zwrócił, aleona już do tego przywykła. „Warczy jak wściekły pies – mówili ludzie z jego otoczenia – ale nie gryzie”.Co do tego nie miała pewności. Jego ostatnia dziewczyna, która zresztą nie zagrzała zbyt długo miejscaw jego łóżku, chyba jednak lubiła być przez niego gryziona. Na śniadaniach pojawiała się z dziwnymiśladami na szyi, jakby spędziła noc z wampirem. Nawet nie starała się ich zakryć. Przeciwnie, z dumą sięz nimi obnosiła.Carly otworzyła drzwi i weszła do środka. Luis leżał na plecach na wąskiej kozetce, z rękami założonymipod głową. Jego oliwkowe ciało odcinało się na tle białego prześcieradła. Spojrzał na nią dziwnymwzrokiem. W jego oczach nie było tego, co zwykle – irytacji lub obojętności. Przeszedł ją lekki dreszcz.Po chwili zauważała, że Mary Houghton, jego fizjoterapeutka, stoi pod oknem i wpatruje się w czubkiswoich butów, oddychając gwałtownie.Dlaczego się nie ubrał? – pomyślała, przesuwając wzrokiem po jego atletycznym ciele, zupełnie nagimz wyjątkiem małego ręcznika położonego na biodrach. Z drugiej strony, dlaczego miałby się przy niej krę-pować? Była przecież tylko jego pomocą domową. Nawet nie traktował jej jak kobiety. Z jakiegoś powo-du nagle zrobiło jej się smutno z tego powodu. Był obdarzony naprawdę zachwycającą urodą. Znała go,zanim ją zatrudnił. Widywała w telewizji, jak stał na podium, trzymając puchary zwycięzcy, tryskającszampanem na wiwatujące tłumy. Nic dziwnego, że bili się o niego reklamodawcy. Pojawiał na gigan-tycznych bilbordach, reklamując luksusowe zegarki, ubrania czy auta. Gazety rozpisywały się nie tylkoo jego sportowych triumfach, ale również o niezliczonych romansach. Rzadko widywało się go bez ja-kiejś efektownej blondynki uwieszonej na ramieniu. Któryś dziennikarz kiedyś napisał, że ma zniewalają-cy, uwodzicielski uśmiech, ale groźne czarne oczy – co tylko dodawało mu egzotycznego magnetyzmu.Carly natomiast zawsze wyczuwała w nim pierwiastek czegoś dzikiego, pierwotnego. Przypominał jejczasami nieoswojonego drapieżnika. Żadna kobieta nie potrafiła go usidlić. Do twarzy było mu w czar-nych, nieco zbyt długich włosach. Teraz wpatrywał się w nią tak intensywnie, że odruchowo spuściła gło-wę. Po chwili zerknęła kątem oka na Mary Houghton. Od paru tygodni przychodziła do tej willi. Miaładoskonałą sylwetkę, lśniące włosy i prezentowała się zjawiskowo w śnieżnobiałym uniformie. Na jejpięknej twarzy dostrzegła jednak grymas. Jakby ją coś bolało.– Wreszcie się zjawiłaś. Gratuluję – rzucił z sarkazmem. – Leciałaś tutaj z drugiego końca świata? Wiesz,że nie lubię czekać – dodał warkliwie.– Byłam zajęta robieniem alfajores – odparła. – Żeby później zjadł pan je do kawy.– Ach, tak – burknął. – Tempo, w jakim się poruszasz, jest skandaliczne, ale nie można zaprzeczyć, że je-steś doskonałą kucharką. Twoje alfajores są tak smaczne jak te, które jadłem w dzieciństwie.– Czy wezwał mnie pan z jakiegoś konkretnego powodu? Jeśli nie przypilnuję gotowania, to wszystkopójdzie na marne.– Nie masz prawa dawać mi wykładów o zarządzaniu czasem, skoro właśnie brak tej umiejętności jesttwoją największą wadą. – Spojrzał na Mary Houghton i powiedział: – Carly czasami zapomina, że pe-wien stopień uległości jest pożądaną cechą u gosposi. Bardzo dobrze wywiązuje się ze swoich obowiąz-ków, więc muszę tolerować jej momenty niesubordynacji. Mary, jak myślisz: czy ona byłaby w stanie po-móc mi odzyskać najlepszą formę, skoro ty chcesz ode mnie odejść?Carly przestała się martwić o argentyńskie ciastka. O co w tym wszystkim chodziło? Dlaczego fizjotera-peutka wyglądała na tak załamaną, jakby wydarzyło się coś strasznego. Wzięła głęboki wdech i postano-wiła zapytać wprost. [ Pobierz całość w formacie PDF ]