Kiryl Bulyczow - Trzeba pomoc, FANTASTYKA NAUKOWA - SUBIEKTYWNY WYBÓR ANDRZEJA KRZEMIŃSKIEGO

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
KIRYŁ BUŁYCZOWTRZEBA POMÓCKorneliusz Udałow siedział w domu i oglšdał telewizję. Na dworze było parszywie. Sišpił deszcz, hulał wiatr, mokre licie fruwały po ulicy. Słowem, pogoda była taka, na jakš dobry gospodarz psa z domu nie wypędzi. Żona Ksenia wzięła dzieci i poszła do przyjaciółki mieszkajšcej po drugiej stronie ulicy. A Udałow został. Program był tak nudny, że chciało się wyć albo wyłšczyć odbiornik i ić spać. Ale Korneliusz był za leniwy, żeby wstać z fotela. Kiedy jednak wreszcie zdecydował się i nacisnšł guzik, w pokoju pojawiła się istota z trzema nogami, czerwonymi oczami i w okularach.- Dzień dobry - powiedziała po rosyjsku, ale z silnym obcym akcentem. - Wybaczcie mój wymowa. Ja uczyłem wasz język na gwałt. Nie niepokójcie się mój zewnętrzny wyglšd. Ja można sišć?- Siadajcie - powiedział Udałow. - Jak tam na dworze, sišpi jeszcze?- Ja prosto z kosmos - powiedziała istota. - Leciał w siłowe pole. Deszcz nie moknie.- I po co wam taki kłopot? - zapytał Udałow.- Ja wam jestem przeszkodzony?- Nie, i tak nie ma co robić. Opowiadajcie. Herbaty się napijecie?- To dla mnie być gwałtowna trucizna. Nie, dziękuję.- Racja, jeli szkodzi, to nie pijcie.- Ja umierać od herbata w konwulsje - przyznał się goć.- Dobra, obędziemy się bez herbaty.Istota podkurczyła pod siebie wszystkie trzy nogi, wskoczyła na fotel i wycišgnęła przed siebie łapkę z mnóstwem pazurków.- Udałow - powiedziała z naciskiem. - Trzeba pomóc.- W porzšdku - powiedział Udałow. - Czym możemy, pomożemy. Tylko żeby na dwór nie wychodzić.- Trzeba wychodzić na dwór - powiedziała istota.- Szkoda.- Ja proszę wybaczyć, ale najpierw zaczynajcie nas słuchać - powiedziała istota i wypuciła z otworu gębowego kłšb różowego, ostro pachnšcego dymu.- Przeziębienie - powiedziała. - Bardzo daleka jest droga. Trzy tysišce rok wietlny i osiemset tam i z powrotem. Wielki nieprzyjemnoć. Zdychaj krupiki.- Szkoda - powiedział Udałow. - To wasi krewni?- Ja wytłumaczę? - zapytała istota.Udałow skinšł głowš, a potem wzišł arkusz papieru i długopis, żeby w razie czego od razu notować.- Ja mam osiem minuta. Ja się nazywać Fywa. Ja jest z jedna planeta w constelation nader odległy, wasz astronom wie, a wy nie wie.Udałow zgodził się.- My sš dawno przyleciane do was na Ziemia, brali dowiadczenia i egzemplarze. Trochę pomagaj budować piramida Cheopsa i pisać Mahabharata, hinduski epos. Bardzo traktowali z szacunkiem, obcy nie ruszali. Jeden raz wzięli wasze krupiki i zawieli na nasza planeta.- Czekajcie - przerwał Udałow. - Co to sš krupiki?- Ja zapominaj wasz słowo. Malutki, szary, z uszami, siedzi pod choinkš, skacze. Krupiki.- Zajšc? - zapytał Udałow.- Nie - zaoponowała istota. - Zajšc ja wiem, królik wiem, kangur wiem. Inny zwierz. Nie bardzo ważny. Genetycy próbowali, wielkiego wyhodowali, nowy gatunek. Cała planeta w krupikach. Bardzo ważne w gospodarstwo. Krupiki zdychać. Kryzys ekonomiczny. Od rana jadać krupika."Co to może być? - męczył się Udałow. - Może skoczek pustynny?"- Nie - odparła istota na myl Udałowa - skoczek nie. Wiele lat mijać. Trzy dzień do tyłu krupiki zaczynać chorować. I zdychać. Wszyscy uczeni robiš eksperyment. rodek nie ma. rodek tylko u was. Na Ziemia. Dzi rano mnie wołać i powiedzieć: - Leć, Fywa, ratuj nasz cywilizacja. Ja biegle powiedział?- Zrozumiałem - odparł Udałow. - Tylko mam pytanie: kiedy, powiadacie, ruszylicie do nas?- Dzisiaj. niadanie zjadł i poleciał.- A ile, powiadacie, przelecielicie?- Trzy tysišc wietlny rok.- Bzdury - powiedział Udałow. - Takich szybkoci nauka nie zna.- Jeli prosto lecieć, nie zna - zgodził się goć. - Tylko inny zasada. Ja lecę po czasie.- No, no, opowiadajcie - poprosił Udałow, który z natury był ciekawy i nigdy nie pominšł okazji, aby dowiedzieć się czego nowego.- Jedna minuta opowiedział, bardzo krótko. Czas mało. My podróżować po czasie. Jedna chwila, tysišc rok do tyłu.- No to wylšdujecie na swojej planecie tysišc lat wczeniej.- Jaki naiwnoć! Nie waż się czytać fantastyczna ksišżka! Fantastyczny pisarz nauka nie zna, jeden od drugiego cišga. Twoja Ziemia na miejsce stoi?- Nie, lata dokoła Słońca.- A Słońce?- Też leci.- Tak, zwykły dyrektor budowa, a wie. Pisarz Wells, pisarz Parnow nie wie. Jaki wstyd! Skocz do jutra, skocz w godzinę jednš do przodu, wyskocz z komory i nie ma pod tobš żadnej Ziemia. Ty już w kosmos, a Ziemia odleciał dalej, spod ciebie odleciał. Tak prosto. A jak na sto lat skoczę w tył, albo do przodu, Ziemia za ten czas odleciał daleko, daleko. A inny planeta albo gwiazda na to miejsce przyleciał. Ty wyskoczył już na inna planeta. Tylko liczyć trzeba. Bardzo dużo obliczenie robić. Chybisz i zraz.- Klops - poprawił gocia Udałow, bardzo uradowany tym, że okazał się mšdrzejszy od znanych pisarzy. - A do przodu też można skakać?- Nie - odparła istota. - Czas jak ocean. Co było, jest, czego nie było, jeszcze nie ma. Ty możesz w ocean skakaj, nurkuj, znowu się wynurzaj. Bardzo dobrze liczyć, sto lat nazad skakaj, jedna planeta. Jeszcze pięćdziesišt lat w drugi strona, jeszcze planeta. Trzy razy skakaj i już na Ziemia. Tylko bardzo trudno. Każdy dzień nie wolno skakaj. Bywa, że raz na sto lat można. Czasem trzy razy w godzinę. Zostało dla mnie trzy minuta, bo inaczej do domu nie trafię.- Dobra - powiedział Udałow. - Wszystko jasne. A krupiki, to może myszy?- Nie, myszy nie - powiedział goć. - Pomagać będziesz?- Obowišzkowo - odparł Udałow.- W twój miasto - powiedział przybysz - jest jeden rodek. Czerwony kwiatek. Ronie na okno. Jedna babka.- Ziele?- Nie, człowiek-babka. Ulica Merkartowa, dom trzy. Kwiatek trzeba zerwał i dawał mnie. Ja powiedział dziękuję w imieniu cała planeta. Krupiki też żyjš. Też dziękuję. Jedna godzina czasu masz. Ja z powrotem lecę i kwiatek wzišł.- A dlaczego sam kwiatka nie kupiłe?- Nie wolno, babka bardzo straszy. Trzy noga ze mnie rosnšć. Nie wychodzi. W tobie cała nadzieja jest...Przy tych słowach przybysz rozwiał się w powietrzu, bo włanie upłynęła ósma minuta. Najprawdopodobniej rozpoczšł swoje skoki w czasie, aby powrócić do domu i tam zameldować, że nawišzał kontakt z Korneliuszem Udałowem, który zgodził się pomóc.Udałow przetarł oczy i popatrzył na fotel, w którym jeszcze przed chwilš siedział przybysz. Fotel miał porodku wieże wgniecenie. Wizyta nie była snem, a skoro tak, trzeba będzie pomóc braciom w rozumie. Ale co to za krupiki? Może lis? Może wilk?Udałow włożył płaszcz, wzišł parasol i wyszedł na ulicę. Przybyszowi z jego polem siłowym było dobrze. A na Udałowa runšł wciekły wiatr, ciężkie krople deszczu i skrzypienie drzew. Pod nogami taiły się czarne kałuże, a droga na ulicę. Merkartowa wprawdzie nie była zbyt odległa, ale biegła z dała od centrum Wielkiego Guslaru.Zanim dotarł do domu numer trzy, zdšżył przemoknšć do nitki, w butach mu chlupotało, woda ciekała za uszy i za kołnierz. Domek był mały, z dwoma okienkami wychodzšcymi na ulicę. Przytykał do niego drewniany płot z furtkš. Udałow nie wszedł od razu na podwórze, lecz najpierw zapukał delikatnie w owietlone okno. Zasłonka odsunęła się w bok i okršgła, rumiana twarz staruszki zbliżyła się do szyby. Udałow umiechnšł się do tej twarzy i otworzył furtkę. Odsunšł mokry, zimny haczyk i nadstawił ucha. W domu było cicho. Na sšsiednim podwórku rozszczekał się mały psiak. Udałow podszedł do chwiejnego ganku i wszedł po trzech stopniach. Psina biegła wzdłuż płotu i zanosiła się szczekaniem, jakby pilnowała dwóch domów naraz.Udałow pchnšł drzwi, które otworzyły się ciężko, ze skrzypliwym westchnieniem.- Jest tam kto? - zapytał uprzejmie i wkroczył w ciemnoć. W tej samej chwili co ciężkiego spadło mu na głowę i zamroczyło. Ostatniš mylš Udałowa było: "Krupiki, to z pewnociš wiewiórki".Przytomnoć odzyskał w białej izbie. Było jasno. Siedział na ławce, oparty plecami o ledwie ciepły stygnšcy piec. Przed nim stał tęgi mężczyzna ubrany w piżamę i waciak. Mężczyzna trzymał w ręku maczugę, miał czerwony nos i smutne oczy."A jednak krupiki to wiewiórki" - pomylał Udałow, wracajšc do rzeczywistoci i pomacał głowę. Na głowie był wielki guz.- Wybaczcie, jeli co nie tak - powiedział mężczyzna. - mnie ciocia Niusza na pomoc zawołała. Mylałem że to ten sam wrócił. W czarnych okularach. Przyczepił się, do okna się dobija, grozi: oddaj, powiada, kwiatek. Obcokrajowiec pewnie. Bandyta. A do domu nie wszedł. Ciocia Niusza go przepędziła, a mnie zawołała na pomoc. Bšd co bšd mężczyzna w domu. Jestem jej sšsiadem, z domu obok.Wtedy Udałow, rozpędziwszy sprzed oczu różnokolorowe plamy, zauważył stojšcš z boku zmieszanš babcię o rumianych policzkach.- Jestem kobietš samotnš - powiedziała babcia. - Mnie bez trudu można ograbić.- Słusznie - powiedział Udałow i zdenerwował się na przybysza, który nie powiedział najważniejszego: że nie przyszedł wprost do Udałowa, lecz najpierw zjawił się tutaj, spróbował zdobyć kwiatek. I wszystko zepsuł. Mógłby przynajmniej powiedzieć. Nie powiedział i teraz głowa boli. Może być nawet wstrzšs mózgu. To się zdarza, jeli kto ršbnie maczugš- Wody - powiedział Udałow.- Niusza, daj wody - powiedział mężczyzna i odłożył maczugę na stół.- A ty, Innocenty, pilnuj go - powiedziała Niusza, wychodzšc do sieni, gdzie z hałasem zaczerpnęła wody do kubka.- Nie gniewajcie się na niš - powiedział mężczyzna. - Kobieta samotna, podejrzliwa. Ja wiem, że nie ma u niej nic do zabrania, ale ona myli, że sama kogo może zainteresować.Udałow zerknšł na okno. Na parapecie stały doniczki z kwiatami. Jedna rolina była obsypana czerwonymi pšczkami.- Włanie, włanie - mężczyzna zauważył jego spojrzenie. - Przez te nic nie... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klobuckfatima.xlx.pl