Kevin J. Anderson - Uczeń Ciemnej Strony 0, Książki Fantasy i SF

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kevin J. Anderson.Uczeń Ciemnej Strony.ROZDZIAŁ 1.PodziękowaniaChciałbym obsypać podziękowaniami: Lillie Mitchell za błyskawiczne przepisywanie stosów moich mikrokaset; mojš żonę Rebeccę Moestę Anderson właciwie za wszystko co zwišzane z dyskutowaniem pomysłów, przygotowywaniem tekstów do przepisania i za osobisty wkład pracy w dzieło nadawania sensu moim dialogom; Billa Smitha z West End Games za wyczerpujšcš ekspertyzę w dziedzinie Gwiezdnych Wojen (nic wspominajšc o fantastycznym materiale ródłowym, dostępnym w West End); Toma Veitcha za pomoc w wymyleniu historii Exara Kuna (prawdę mówišc, było tego tyle, że opisujemy teraz jego historię i dzieje Wielkiej Wojny Sithów w dwunastu odcinkach Czarnych Lordów Sithów które majš być wydane przez Dark Horse Comics); Ralpha McQuarriego, którego wyobrania i oryginalne rysunki pomogły mi opisać wištynię Exara Kuna; mojš redaktorkę Betsy Mitchell, która pomogła opracować tę ksišżkę; jej następcę, Toma Dupree, który wszedł na pokład statku, kiedy dokonywalimy skoku w nadprzestrzeń; Heather McConnell, która pomogła nam nad wszystkim zapanować; Karen Anderson za wymylenie na potrzeby tej ksišżki terminu prakseum, Sue Rostoni z Lucasfilm za czuwanie, żeby wszystkie sprawy toczyły się sprawnie i gładko; Rosę Guilbert za inteligentne małże, Davea Wolvertona i Timothyego Zahna za nieocenionš pomoc i współpracę; Davida Brina za Gwiezdnš falę; mojego agenta Richarda Curtisa; Ritę Anderson; Chucka Beasona i, rzecz jasna, Georgea Lucasa, przede wszystkim za stworzenie tak fantastycznego wszechwiata. Nad horyzontem czwartego księżyca ukazała się ogromna pomarańczowa kula gazowej planety Yavin. Łagodne, przenikajšce przez mgłę wiatło zalało tętnišcš życiem dżunglę i starożytne kamienne wištynie. Luke Skywalker posłużył się technikš odprężania Jedi, by rozlunić mięnie i pozbyć się uczucia zmęczenia. Spał dobrze, ale przygniatała go odpowiedzialnoć za los Nowej Republiki i przyszłoć galaktyki. Stał na szczycie piramidy przypominajšcej cięty czworocian. Budowla była kiedy wielkš wištyniš Massassów, zaginionej rasy obcych istot, które wzniosły jš i porzuciły przed tysišcleciami. W poczštkowym okresie walk Sojuszu z Imperium w jej ruinach urzšdzono tajnš bazę Rebeliantów. To włanie stšd wojska Sojuszu przypuciły rozpaczliwy atak na pierwszš Gwiazdę mierci. Teraz, po jedenastu latach od chwili opuszczenia bazy, na czwarty księżyc planety Yavin wrócił Luke. Był mistrzem. Mistrzem Jedi. Miał stać się pierwszym sporód nowego pokolenia Jedi, podobnym do tych, którzy od tysięcy lat chronili Republikę. Dawni rycerze Jedi cieszyli się szacunkiem i byli obdarzeni dużš władzš. Niestety, wszyscy zginęli na rozkaz Imperatora, wytropieni i zamordowani przez Dartha Vadera. Luke uzyskał zgodę i poparcie Mon Mothmy, przywódczyni Nowej Republiki, na szukanie osób umiejšcych posługiwać się Mocš - przyszłych uczniów, którzy mogliby się stać zalšżkiem nowego zakonu rycerzy Jedi. Luke sprowadził kilkunastu kandydatów do swojej akademii na Yaninie Cztery, ale miał wštpliwoci, jak ich kształcić, by nauka odniosła jak najlepsze skutki. Jego własne szkolenie, którym zajmowali się Obi- Wan i Yoda, było bardzo pobieżne i krótkie. Od tamtych czasów sam odkrył tyle dziedzin wiedzy Jedi, że mógł się zorientować, ilu rzeczy w dalszym cišgu nie zna. Nawet tak znakomity Jedi, jakim był Obi- Wan Kenobi, pomylił się, a przez to Anakin Skywalker przemienił się w potwora o nazwisku Vader. Teraz Lukeowi, który zamierzał szkolić innych Jedi, nie wolno popełnić tego błędu. Zrób to albo nie rób w ogóle - powiedział kiedy Yoda. - Nie próbuj. Prób nie ma. Luke stał na gładkich, zimnych kamieniach na wierzchołku wištyni i spoglšdał na budzšcš się do życia dżunglę. Był wiadom miriadów intensywnych woni,Kevin J. Anderson 7 niesionych stamtšd przez fale ogrzewajšcego się powietrza. Czuł wyranie płynšcy ku niemu korzenny zapach niebieskolistnych krzewów i aromat wybujałych orchidei. Zamknšł oczy i pozwolił, by ręce z rozłożonymi palcami zwisały bezwładnie wzdłuż ciała. Otworzył umysł, odprężył się i chłonšc siłę Mocy, dotknšł delikatnych zmarszczek wytwarzanych przez wszystkie formy rolinnego i zwierzęcego życia w dżungli. Wyostrzonymi zmysłami słyszał szelest milionów lici, szmer ocierajšcych się gałęzi i odgłosy małych zwierzšt przemykajšcych między zarolami. Usłyszał, jak jaki gryzoń wydał pełen przerażenia przedmiertny pisk, kiedy ginšł, miażdżony szczękami drapieżnika. Skrzydlate stworzenia piewały miłosne pieni, przelatujšc między gęsto rosnšcymi drzewami. Nieco większe rolinożerne ssaki pożywiały się lićmi, odrywajšc z czubków drzew młode pędy, albo grzebały w ziemi, szukajšc grzybów. Obok wielkiej wištyni płynęła szeroka rzeka, z trudem widoczna z tej wysokoci przez gšszcz lici. Leniwie toczyła ciepłe, szafirowoniebieskie wody, poród których tu i owdzie można było zauważyć bršzowe wiry. Rzeka rozwidlała się, a jedna z jej odnóg wiodła obok dawnej elektrowni Rebeliantów. Luke i Artoo- Detoo musieli jš naprawić, zanim do akademii Jedi wprowadzili się uczniowie. W miejscu, gdzie wody rzeki przepływały nad burzonym na wpół przegniłym pniem drzewa, Luke wyczuwał obecnoć wielkiego drapieżnika, który kryjšc się w mrocznej toni, czyhał na życie stworzeń, przypominajšcych małe rybki. Roliny w gęstej dżungli kwitły. Zwierzęta żyły. Przyroda na księżycu planety Yavin budziła się do życia. Cały Yavin Cztery żył, a Luke Skywalker czuł, jak w jego ciało wstępuje nowa siła. Wytężył wszystkie zmysły i usłyszał odgłos kroków dwojga ludzi przedzierajšcych się jeszcze dosyć daleko przez gęstš dżunglę. Dwaj jego uczniowie poruszali się jak duchy, nie odzywajšc się do siebie, ale kiedy szli wšziutkš cieżkš miedzy zarolami, Luke wyranie wyczuwał zachodzšce w dżungli zmiany. Chwila wsłuchiwania się w doznania własnych zmysłów minęła. Luke umiechnšł się do siebie i otworzył oczy. Postanowił zejć z wierzchołka wištyni i udać się na spotkanie z uczniami. Zanim jednak odwrócił się, żeby wejć do dwięczšcego echem korytarza, uniósł głowę ku niebu i w warstwach przesyconej parš wodnš atmosfery ujrzał jasne smugi silników lšdujšcej barki. Z zaskoczeniem uwiadomił sobie, że niemal zapomniał o terminie przylotu kolejnego transportu potrzebnych rzeczy. Tak bardzo koncentrował się na szkoleniu nowych Jedi, że stracił kontakt z tym, co działo się w galaktyce. Dopiero, gdy ujrzał barkę, stwierdził, jak bardzo brakuje mu wiadomoci od Hana, Leii i ich dzieci. Miał nadzieję, że pilot statku będzie wiedział, co się z nimi dzieje. Szarpnięciem głowy zsunšł na plecy kaptur swojego bršzowego płaszcza Jedi. Szata była zbyt ciepła jak na przesycone wilgociš powietrze dżungli, ale Luke już dawno przestał zwracać uwagę na takie drobne niedogodnoci. Na Eol Sha przeszedł po tafli jeziora wrzšcej lawy, póniej na Kessel odbył wyprawę w głšb mrocznych kopalń przyprawy, a więc nie mógł martwić się teraz tym, że się poci.8 Kiedy Rebelianci zakładali bazę w wištyni Massassów, oczycili jej komnaty z wszelkiej rolinnoci. Po drugiej stronie rzeki wznosiła się inna duża wištynia, a wyniki badań orbitalnych wiadczyły o tym, że poród nieprzebytych gšszczów dżungli kryło się kilka innych. Sojusz powięcał jednak walce z Imperium tyle uwagi, że nie miał czasu na dokładne badania archeologiczne. Zaginiona rasa budowniczych wištyń pozostawała zatem takš samš zagadkš, jak w czasach, kiedy Rebelianci po raz pierwszy postawili stopy na Yavinie Cztery. Zbudowane z kamiennych bloków korytarze, chociaż nigdy nie miały gładkich powierzchni, nie nosiły ladów dużych zniszczeń mimo wielu stuleci, podczas których były narażone na działanie sił przyrody. Luke skorzystał z turbowindy i zjechał z wierzchołka na drugie piętro, na którym pozostali uczniowie spali albo oddawali się porannym medytacjom. Kiedy wyszedł z kabiny, z kšta komnaty wyjechał na jego powitanie Artoo- Detoo. Kółka małego robota brzęczały, toczšc się po nierównych kamiennych płytach, ale jego półkulista kopułka obracała się w jednš i w drugš stronę. Z korpusu wydobywały się całe serie elektronicznych pisków. - Tak, Artoo, widziałem tę lšdujšcš barkę - odparł Luke. - Czy nie mógłby teraz zjechać i powitać ich w moim imieniu? Ja muszę wyjć na spotkanie Gantorisa i Streena, którzy włanie wracajš ze spaceru po dżungli. Chciałbym zobaczyć się z nimi i dowiedzieć, co odkryli. Artoo potwierdził przyjęcie polecenia pojedynczym piskiem i potoczył się w stronę kamiennej rampy. Luke tymczasem ruszył korytarzem, wdychajšc zatęchłš woń chłodnego powietrza, przesyconego pyłem kruszšcych się kamieni. Obok wejć do niektórych opuszczonych komnat wcišż jeszcze wisiały stare choršgwie Rebeliantów. Akademia Jedi Lukea w żadnym razie nie zasługiwała na miano placówki luksusowej. Prawdę mówišc, pozwalała na zaspokojenie tylko najbardziej podstawowych potrzeb. Luke i jego uczniowie zajmowali się jednak problemami, które pochłaniały ich o wiele bardziej niż mylenie o niewygodach. Mistrz Jedi nie naprawił wszystkich szkód, jakie wyrzšdził upływ czasu, jedynie wyremontował i oczycił urzšdzenia systemów, które zapewniały owietlenie i dopływ bieżšcej wody. Przywrócił także sprawnoć automatom służšcym do przygotowywania posiłków, zainstalowanym kiedy przez specjalistów Sojuszu. Kiedy Luke znalazł się w końcu na parterze wištyni, na widok częciowo uniesionych wrót hangaru pomylał, że widzi na wpół otwarte usta. Wyczuwał w pomieszczeniu echo dawnych czasów, ledwo uchwytnš woń paliwa i chłodziwa silników gwiezdnych maszyn. Jego zmysły drażnił zapach kurzu i starych smarów unoszšcy się z mrocznych kštów. Mistrz Jedi przeszedł przez nie domknięte wrota i zmrużył oczy przed blaskiem łagodnego wiatła, przesšczonego przez warstwy pary wodnej. Zauważył, jak znad wilgotnego poszycia dżungli unosi się delikatna mgiełk... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klobuckfatima.xlx.pl