Kierunek-3001 - Antologia SF, antologie

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Robert Silverberg
Jacques Chambon
KIERUNEK 3001
antologia opowiadań
science fiction
2003
Wydanie oryginalne
Tytuł oryginału:
Destination 3001
Przełożyli:
Joanna Grabarek, Maciejka Mazan, Przemysław Duda,
Marcin Wawrzyńczak i Maciej Weryński
J
OE
H
ALDEMAN
C
ZTERY
KRÓTKIE
OPOWIADANIA
Four Short Novels
W poszukiwaniu straconego czasu
W końcu nastały czasy, gdy już nikt nie musiał umierać, chyba że komuś brakowało
pieniędzy. Kiedy człowiekowi zaczynały dokuczać jakieś bóle, które oznaczały, że kończy się
okres przydatności jego ciała, stawał w kolejce do okienka korporacji Nieśmiertelność i
wręczał swoją kartę kredytową. Dopóki miało się na koncie przynajmniej milion dolców – a
prędzej czy później wszyscy dorabiali się takiej sumy – korporacja resetowała człowieka do
dowolnie wybranego przezeń wieku.
Jednym ze sposobów zarabiania pieniędzy był handel wymienny wykształceniem. Dzięki
odpowiedniej technologii związanej z procesem unieśmiertelniania można było przekazywać
innym nabyte przez siebie umiejętności. Po kilkudziesięciu latach szkolenia człowiek stawał
się, dajmy na to, wybitnym pianistą koncertowym, aby potem sprzedać komuś tę wyuczoną
zdolność. Większość ludzi z dwoma milionami dolarów na koncie skłonna była za połowę tej
sumy nabyć możliwość zostania na przykład lokalnym Arturem Rubinsteinem. Sprzedający
tracił, oczywiście, swe zdolności, lecz mógł je odkupić po kilku dekadach lub stuleciach.
Dla wielu ludzi osiąganie geniuszu na jakiś czas, sprzedawanie wypracowanego
profesjonalizmu za młodość, a potem przedzieranie się na szczyt w zupełnie innej dziedzinie po to,
aby odzyskać umiejętność, która swego czasu uchroniła ich od śmierci, stało się życiową pasją: szło
o to, by nacieszyć się nowym talentem przez parę lat, sprzedać go i tak dalej,
ad infinitum.
Albo
finitum,
jeżeli komuś zdarzyło się błędnie obrać drogę kariery i skończyć jako biedny, bezużyteczny
stary człowiek. Oczywiście, takie rzeczy zdarzały się coraz rzadziej. Teoria Darwina uległa
modyfikacji: nie przeżywali tylko najmniej dostosowani
Naturalnie nie była to jedynie zwykła wymiana wirtuozerii pianisty na profesjonalizm
1 Według teorii Darwina w całej populacji przeżywają tylko osobniki najlepiej przystosowane do życia w
danej niszy ekologicznej (we wszystkich opowiadaniach przypisy pochodzą od tłumaczy).
 neurochirurga. Ludzie posiadający środki materialne na to, aby cieszyć się życiem przez
kolejne stulecia, z wiekiem stawali się lepsi jako istoty ludzkie. Ktoś o wyglądzie
wkraczającego w okres pokwitania nastolatka często bywał mądrzejszy od samego Sokratesa.
Ludzie zaczęli się przyzwyczajać do widoku trądziku na czyjejś twarzy, która wyrażała
jednak głęboką mądrość.
W takich okolicznościach na scenę światową wkroczył Jutel Dicuth – niedościgniony
wzór swoich czasów, prawdziwy omnibus. Potrafił malować, rzeźbić i grać na sześciu
instrumentach. Umiał pisać klasyczne wiersze jedną ręką i jednocześnie rozwiązywać
równania różniczkowe drugą. Więcej – umiał tworzyć poezję o równaniach różniczkowych!
Oprócz tego był gimnastykiem klasy olimpijskiej i światowym rekordzistą w rzucie
oszczepem. Miał także doktoraty w dziedzinie antropologii, historii sztuki, fizyki
strumieniowej i rybołówstwa.
Wszystko to sprzedał.
Niesłychanie bogaty, choć wyzuty z wszelkich uzdolnień Jutel Dicuth powołał dla siebie
fundusz powierniczy, który przynosił milion dolarów rocznie i jednocześnie zapewniał jego
obsłudze godziwe apanaże. Wkrótce Dicuth zażyczył sobie, aby korporacja Nieśmiertelność
cofnęła go do wieku dwunastu miesięcy i corocznie resetowała.
Dicuth stał się jedynym oseskiem w świecie, w którym nie było już dzieci. Był także
odosobnionym przypadkiem osoby nie wykazującej się żadnymi użytecznymi zdolnościami i,
co więcej, pozbawionej niemal tysiącletniej pamięci.
W świecie, który dawno wyrósł ze starych religii – nikt ich już nie potrzebował – Dicuth
stał się swego rodzaju bogiem. Ludzie przyjeżdżali ze wszystkich stron, aby posłuchać jego
bezsensownego paplania, i próbowali odnaleźć drogę do owego błogostanu niewinności
pogrzebanej pod grubą warstwą ich własnej wiedzy. Wreszcie, co było nieuniknione, ktoś
zauważył, że można na tym zarobić. Wkrótce konsorcjum o nazwie tłumaczonej jako „tabula
rasa” zaczęło ogłaszać swe usługi w zakresie „dicuthacji”. Operacji tej mógł poddać się każdy
człowiek dysponujący odpowiednio dużą sumą tego, co w owych czasach uchodziło za
pieniądze, firma zaś zobowiązywała się podtrzymywać swoich klientów w pożądanym stanie
tak długo, jak sobie życzyli.
Na początku wszyscy byli nieco oburzeni swoistym świętokradztwem, choć niektórych
jednocześnie bawił fakt, że ktoś w końcu wpadł na tak sprytny sposób wzbogacenia się.
Wkrótce znaleźli się chętni do korzystania z usług nowej firmy. Większość spośród
pionierów, którzy wypróbowali dicuthację przez jeden rok, poddawała się temu zabiegowi
ponownie. W końcu zażyczyli sobie, by ich resetować przez dziesiątki lub setki lat, a wreszcie
w nieskończoność. Po upływie kilku stuleci permanentni „dicuthowie” zaczęli przewyższać
liczebnie zwykłych ludzi. Żaden z tych ostatnich – przygnieciony tysiącletnim bagażem
wiedzy i doświadczeń i zawistny wobec osobników, którzy poddali się zresetowaniu – nie
przypominał już istoty ludzkiej w jej początkowej formie.
Trzydziestego pierwszego grudnia 3000 roku ostatni „normalny” przedstawiciel naszego
gatunku zamienił swą samotność na błogostan dicuthacji. Od tej pory świat zamieszkiwały
wyłącznie oseski pielęgnowane przez cierpliwe maszyny.
Trwało to bardzo długo. Potem maszyny, jedna po drugiej, zaczęły się psuć.
Zbrodnia i kara
W końcu nastały czasy, gdy już nikt nie musiał umierać, chyba że był zbyt zdeprawowany
i społeczeństwo zdecydowało się go pozbyć. Poza sporadycznymi przypadkami pojawiania
się wyjątkowo odrażających typów świat trwał w idyllicznej równowadze. Ludzie żyli tak
długo, jak im się podobało, i robili to, co chcieli.
A oto jak rzeczy wróciły do poprzedniego stanu.
Ludzie osiągnęli nieśmiertelność, produkując swoje kopie – lustrzaki, które
przechowywano w bezpiecznych miejscach i poddawano okresowej aktualizacji. Jeśli ktoś
został przejechany przez ciężarówkę lub trafiony meteorytem, jego lustrzak uruchamiał się
automatycznie i przejmował obowiązki poprzednika zaraz po wyprodukowaniu swojej kopii.
W przypadku takiej „tymczasowej” śmierci człowiek tracił jedynie parę tygodni lub miesięcy
życia, jakie upłynęły od czasu ostatniej aktualizacji lustrzaka.
Z tego właśnie względu trudno było poradzić sobie z kryminalistami. Jeśli ktoś
zachowywał się na tyle paskudnie, że społeczeństwo skazywało go na śmierć przez
powieszenie, rozstrzelanie lub usmażenie na krześle elektrycznym, wkrótce pojawiał się
zepsuty do szpiku kości lustrzak wyrzutka, który – po uprzednim skopiowaniu się – zaczynał
siać zniszczenie. Jeśli przestępca został skazany na dożywotnie więzienie, w końcu kiedyś
umierał, co znów powodowało aktywację jego lustrzaka z piekła rodem, pełnego
młodzieńczego wigoru i złych intencji.
By uchronić się przed taką koleją rzeczy, społeczeństwo wprowadziło akcję
„wymazywania”. Polegała ona na odnalezieniu i zniszczeniu lustrzaka złoczyńcy przed
wykonaniem egzekucji na oryginale. Oczywiście, pod warunkiem że kopię można było
odszukać. Prawdziwi kryminaliści osiągnęli bowiem mistrzostwo w ukrywaniu swoich
lustrzaków i stawali się zarazem niedoścignionymi demonami zła. Mieli do wyboru to lub
ostateczną śmierć. Było ich tylko kilkudziesięciu, lecz przemieszczali się po świecie niczym
neutrina: bez wysiłku, niepowstrzymani, niewidzialni. Jednym z nich był człowiek zwany
Złym Billym Piwodechem. To On właśnie zainicjował totalny zalew zbrodni.
Na świecie istniało sto Ośrodków Lustrzaka, w których można było uaktualnić swoją
kopię. Były tam również magazyny gromadzące kopie większości ludzi. Jednak lustrzaka
można było przechowywać w dowolnym miejscu, jeżeli tylko dysponowało się
wystarczającym zapasem ciekłego azotu i paroma terabajtami pamięci. Wystarczało trzymać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klobuckfatima.xlx.pl