Odnośniki
- Index
- Kirst Hans Hellmut - Pies i jego pan, Kirst Hans Hellmut(4)
- Katalog wystawy psów rasowych w Warszawie 1930.05.24-27, DOM - CZŁOWIEK I JEGO OTOCZENIE
- Katarzyna Krzan - Szczesliwe macierzynstwo i jego sekrety, JESTEŚMY RODZICAMI, mama i dziecko
- Karol Wójcik - Chłopiec czy dziewczynka, aaaaaaaaaaaaaaaaaa, Kolekcja Złotych Myśli do zachomikowania +2000p
- Karol Ludwik Koniński - Dalsze losy Pastora Hubiny, Books, Literatura
- Karol WojtyĹ‚a - Ukryty Blask-wiersze, Złote myśli, Jan Paweł 2
- Karol Ludwik Koniński - Straszny czwartek w domu Pastora, Books, Literatura
- Karol Wojtyła - Ukryty Blask(1), Książki i artykuły, Jan Paweł II
- Kevin Hogan; Dave Lakhani; Gary May; Mollie Marti; Eliot Hoppe; Larry Adams potezna-sprzedaz---nieznane-strategie-sukcesu helion, ebooki
- Karol Wojtyła Opowieść oŚwiętości, Książki Tekstowe
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- nea111.keep.pl
Karol May - Jego Krolewska Mosc, May Karol
[ Pobierz całość w formacie PDF ]Książka pobrana ze strony
K
AROL
M
AY
J
EGO
KRÓLEWSKA
MOŚĆ
W
POTRZASKU
Doktor Hilario niespokojnie przemierzał pokój tam i z powrotem.
— Być może, palnąłem dziś największe w życiu głupstwo — mruczał do siebie. —
Zdradziłem tajemnicę. Czy wyjdzie mi to na korzyść?
Wtem cicho zapukano do okna. Otworzył je i wyjrzał. Na dworze stał jakiś
mężczyzna.
— Kto tam? — zapytał ostro.
— To ja, stryju.
— Manfredo? Już idę.
Otworzył boczną furtkę i wpuścił bratanka.
— Nie oczekiwałem ciebie — powiedział. — Czy masz coś ważnego?
— Tak, nawet bardzo.
— Chodź ze mną do pokoju!
Przez pewien czas przypatrywał się młodemu mężczyźnie.
— Skąd przybywasz? — spytał wreszcie.
— Z hacjendy del Erina.
— Dlaczego stamtąd? Przecież wysłałem cię do stolicy, abyś odszukał kogoś z
werbujących dla Corteja.
— Byłem tam, stryju. Udało mi się spotkać jednego z jego ludzi. Powiedział, że
Cortejo przebywa w hacjendzie del Erina. Zaciągnąłem się wraz z innymi i wyprawiono mnie
tam.
— Po co zatem tu przyjechałeś?
— Proszę, abyś wyświadczył przysługę Cortejowi, o ile oczywiście zechcesz.
Potrzebne mu schronienie. Jest zbiegiem.
Zdziwienie odmalowało się na twarzy starca. Manfredo poinformował go w paru
słowach o fatalnych przygodach Corteja, zdobyciu hacjendy przez Miksteków oraz powrocie
hrabiego Fernanda i jego przyjaciół.
— Nie mam czasu, aby wszystko ci dokładnie opowiedzieć. Uwierz mi jednak, że
przeżyliśmy wiele strasznych dni i że z całą pewnością zarządzono za nami pościg. Z
ogromnym trudem uratowaliśmy córkę Corteja, której groziło poważne niebezpieczeństwo.
— A więc i ona jest z wami?
— Tak. Cortejo, Josefa, Grandeprise, którego ongiś wyleczyłeś, i pewien Meksykanin.
— Gdzie są?
— Niedaleko. Przyszedłem tu sam, aby się dowiedzieć, czy skłonny jesteś przyjąć
Corteja.
Doktor przechadzał się zamyślony po celi.
— Co za przypadek! Oczywiście przyjmę. Przyprowadź go! Manfredo wyszedł i
niebawem wrócił z Cortejem. Na skinienie stryja wyszedł ponownie, zostawiając ich samych.
Cortejo stał przy drzwiach. Ukłonił się i z nieufnością przyglądał starcowi. Ten zaś
zmierzył przybysza spojrzeniem od stóp do głów i zapytał:
— Cortejo to pańskie nazwisko, senior?
— Tak.
— Jest pan owym Cortejem, który służył u hrabiego Fernanda Rodrigandy
— Zgadza się.
— Witam pana. Proszę usiąść.
Cortejo usiadł, Hilario jednak stał i nie spuszczając z gościa przenikliwego spojrzenia
mówił dalej:
— Bratanek powiedział mi, że szuka pan na pewien czas schronienia. Jestem gotów
udzielić go panu.
— Dziękuję. Ale czy będę tu bezpieczny? Nikt się o tym nie dowie?
— Ma pan powody do obaw?
— Niestety! Czy zna pan moje koleje losu?
— Wiem, że zabiegał pan o fotel prezydenta.
— Właśnie. I z tego powodu wygnano mnie z kraju.
— Francuzi?
— Właściwie to cesarz Maksymilian: ale on nic nie uczyni bez zgody Francuzów. Nie
chcąc rezygnować z kandydowania, wyruszyłem na północ, gdzie zamierzałem zgromadzić
swoich popleczników. Znienacka napadnięto na mnie w hacjendzie del Erina. Rozgromiono
moich ludzi i jestem pewien, że zorganizowano pościg.
— U mnie będzie pan całkowicie bezpieczny. Ten stary klasztor ma tyle jaskiń,
korytarzy i podziemi, że można tu ukryć tysiące ludzi.
— To znakomicie! Zwłaszcza że w mieście są Francuzi, o czym się przed chwilą
dowiedziałem. Poznaliby mnie na pewno.
— Nie powinien się pan niczego obawiać. Juarez rozbroił Francuzów. Będą więc
zadowoleni, jeżeli pozwoli im spokojnie wyjechać. Co się tyczy wynagrodzenia…
— Jestem bogaty — przerwał mu Cortejo.
— Co to za bogactwo? Cortejo się speszył.
— Dlaczego pana to interesuje?
— Nie ze względów osobistych, bo zrzekam się zapłaty. Chcę jednak poznać pańską
sytuację i powiązania, aby wiedzieć, w czym mógłbym być przydatny.
— Dziękuję. Ale niech mi pan powie, czemu zawdzięczam takie zainteresowanie moją
osobą?
— Dowie się pan wkrótce. A teraz ponawiam pytanie: co to za bogactwo?
— Zarządzam majątkiem hrabiego Rodrigandy. Nieokreślony uśmiech pojawił się na
twarzy doktora:
— To znaczy, że zagarnął pan majątek hrabiego? Cortejo zmieszał się.
— Tego nie chciałem powiedzieć.
— Nie obchodzi mnie, co pan chciał powiedzieć. Rozpatruję tylko fakty. Zresztą,
stracił pan stanowisko. Nie mógłby mnie zatem senior wynagrodzić.
— Mam pieniądze! I to dużo! — Cortejo zląkł się, że doktor go nie przyjmie. — Są
dobrze schowane. Musiałem być przygotowany na wszelką ewentualność.
— A więc ukrył pan część bogactw hrabiego? Odpowie pan za to!
— Co to ma znaczyć?
— To chyba jasne, że hrabia Femando udzieli panu dymisji.
— Co?! — wykrzyknął Cortejo. — Hrabia już dawno nie żyje! Doktor znowu się
uśmiechnął.
— Sam pan w to nie wierzy. Wie pan równie dobrze jak ja, że don Fernando żyje.
Krew uderzyła do głowy Corteja.
— Kto panu o tym powiedział?
— Mój bratanek Manfredo. Był z panem dosyć długo, aby zorientować się w
niejednym.
— Pański bratanek źle pana poinformował.
— Nie usiłuj mnie pan oszukać! Wiem dokładnie, jak się rzeczy mają. Nie jest pan
szczery ze mną i dlatego nie przyjmę pana!
— Ale co pana obchodzi rodzina Rodrigandów?
— Nic, absolutnie nic. Ale nie mogę ukrywać człowieka ściganego, nie wiedząc, co
może mi grozić ze strony jego prześladowców.
— Nie powinien się pan nikogo lękać.
— Znowu powtarzam: sam pan nie wierzy w to, co mówi. Mój bratanek niewiele mi
przekazał, ale zrozumiałem, że ci, którzy was ścigają, są bardzo odważnymi ludźmi. Co mają
przeciwko panu? Musi mi pan zaufać i wyjawić całą prawdę.
Cortejowi pot wystąpił na czoło. Był w potrzasku. Tylko doktor Hilario mógł mu
pomóc. Nie ma jednak innego wyjścia. Przecież później będzie go można usunąć. Kiedy i jak,
czas pokaże. Szybkim, zdecydowanym ruchem podniósł głowę i rzekł:
— No dobrze, wtajemniczę pana w swoje sprawy. Ale czy naprawdę mogę panu
zaufać?
— Przysięgam, że nikomu nie powiem o tym, czego się od pana dowiem.
— Mam nadzieję. Może senior być pewny, że w przeciwnym wypadku zabiję pana.
I oto Cortejo zrobił coś, co uważał dotychczas za niemożliwe — dopiero co
poznanego człowieka wtajemniczył w sekrety rodu Rodrigandów. Omijał wszystko, co go
mogło ośmieszyć. Mimo to doktor Hilario dowiedział się tyle, że kiedy Cortejo skończył,
zapytał z niedowierzaniem:
— Czy to prawda, senior? Może opowiedział mi pan treść jakiejś przeczytanej czy
usłyszanej historii?
— Najszczersza prawda.
— Czy sądzi senior, że niebawem przybędą pana wrogowie?
— Tak. Wyruszyli natychmiast za nami i jestem pewien, że nie zgubią mojego śladu.
— A więc przyjmiemy ich. Ale czy muszę ukryć także pańskiego towarzysza,
Meksykanina? Nie będzie mi potrzebny.
— Mnie także. Oddal go.
— Dobrze. Inna rzecz z Grandeprisem. Jest mi wielce zobowiązany i na pewno nas nie
zdradzi. Idźże teraz, senior Cortejo, i przyprowadź córkę. Wskażę wam ukryte podziemne
mieszkanie.
W tym czasie seniorita Emilia siedziała w swoim pokoju. Biła się z myślami, czy już
dziś przejąć tajną korespondencję doktora. Pokój jej znajdował się blisko pokoju Hilaria.
Dzięki temu usłyszała, że ktoś odwiedził ordynatora. Zgasiła światło i uchyliła lekko drzwi,
aby podsłuchiwać. Po pewnym czasie znowu rozległy się czyjeś kroki. Kiedy drzwi pokoju
doktora zostały otwarte, ujrzała w blasku lampy, że wchodzi tam mężczyzna i kobieta. Jak
zdążyła zauważyć, mężczyzna był ślepy na jedno oko.
Przez pewien czas nic się nie działo. Potem usłyszała szmery. Zobaczyła, jak Hilario i
dwoje przybyszów kierują się ku schodom, prowadzącym do podziemi. Kiedy mijali jej
pokój, dotarło do niej kilka słów z prowadzonej szeptem rozmowy:
— Seniorita Josefa, na dole będzie pani zupełnie…
Ledwo zniknęli, wpadła jej do głowy śmiała myśl. Nie zastanawiała się ani chwili.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]