Odnośniki
- Index
- Karol Wójcik - Chłopiec czy dziewczynka, aaaaaaaaaaaaaaaaaa, Kolekcja Złotych Myśli do zachomikowania +2000p
- Kendall Cate - Dziewczyny od Versace, ۩۞۩ E - B O O K, !!! romanse nowe 02
- Kirst, Belletristik
- Kirst Hans Helmut - Noc generalow,
- Kirst Hans Hellmut - Fabryka oficerów, PONAD 12 000 podręczniki, K-519
- Kirst Hans Hellmut - Rok 1945 - koniec 02 - Ratuj się kto może,
- Kirst Hans Hellmut - 08 15 - 03,
- Kirst Hans Hellmut - 08 15 - 02,
- Kirst Hans Hellmut - 08 15 - 01,
- Katalog Tupperware wiosna - lato 2011, Tupperware
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- bezglutenowo.pev.pl
Kirst Hans Hellmut - Blyskawiczne dziewczyny, Kirst Hans Hellmut(4)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]HANS HELLMUT
KIRST
BŁYSKAWICZNE
DZIEWCZYNY
Hermann Góring, już jako marszałek Rzeszy, stanął
kiedyś przed gromadą wpatrzonych weń z uwielbieniem
młodych ludzi i zapytał ich, kim chcieliby zostać. Niczym
strzał z pistoletu zabrzmiał okrzyk: żołnierzami! Lecz pomię-
dzy tymi, niewątpliwie bardzo niemieckimi, młodzieńcami
znajdowało się też jedno stworzenie rodzaju żeńskiego.
Spostrzegłszy je, marszałek Rzeszy najpierw zająknął się, a
następnie tonem lekceważącym, z odcieniem ludzkiej
serdeczności zawołał: — Ach, ty — ty przecież jesteś tylko
dziewczęciem!
Nie przeczuwał wówczas jeszcze, że niemieckie dziewczę-
ta, nazywane „dziewczynami" lub „dziewojami", już wkrót-
ce okażą się niezbędne, gdyż nastanie czas, kiedy zabraknie
mężczyzn. Zatem około pół miliona stawiło się na apel
ojczyzny. Niektóre dostały się nawet na obszar dotychczas
ściśle zastrzeżony dla mężczyzn: zostały bowiem zobowiąza-
ne do „służby pod bronią". Jeśli wierzyć historykom,
zawodowo zajmującym się badaniem tamtego okresu, to
dziewczętom w żołnierskich mundurach okazywano nie-
zmiernie mało szacunku. Ówczesne konserwatywnie uspo-
sobione otoczenie traktowało je nieufnie i unikało ich,
nierzadko okazując im wprost pogardę.
W rzeczywistości „błyskawiczne dziewczyny" zasługiwa-
ły na to, by traktowano je jako szczere idealistki. Niektóre z
nich uważały swoją pracę za ważną patriotyczną powinność
i starały się wykonywać swoje zadania jak najlepiej, w miarę
własnej wiedzy i możliwości, a nawet z pewną dozą zapału.
O tym, jakie sposoby wykorzystania ich w walce
5
miano na myśli „na górze" wtedy, kiedy szło już o „ostatecz-
ne zwycięstwo", można przeczytać we wspomnieniach mini-
stra Rzeszy do spraw oświaty i propagandy oraz pełnomoc-
nika Rzeszy do spraw wojny totalnej, doktora Josepha
Goebbelsa:
Mnóstwo kobiet zgłasza się teraz do służby na froncie.
Należałoby je wprowadzić do walki na drugiej linii. Wtedy
mężczyznom odechciałoby się myśleć przede wszystkim
o wymiganiu się.
W książce tej opowiem o losach kilku takich „błyskawi-
cznych dziewczyn" zmuszonych do uczestniczenia w końco-
wych wydarzeniach wojny. Postaram się uczynić to w sposób
możliwie realistyczny i w miarę konieczności wnikliwy.
Pewne szczegóły, budzące odrazę bądź nasuwające wątpli-
wości, nie są wcale wytworem mojej wybujałej fantazji, gdyż
mają pokrycie w faktach. Wynikają one, że się tak wyrażę, z
natury rzeczy.
Wobec tego trudno życzyć Czytelnikowi przyjemnej
lektury.
H.H.K.
Prolog
Sceną wydarzeń jest pewne przemysłowe miasto w Zagłębiu Ruhry.
Kiedyś było to rzeczywiście miasto przemysłowe, lecz pozostało po nim
już tylko wielkie gruzowisko, podobnie jak po innych takich samych
pobliskich miastach, stłoczonych jedno przy drugim jak komórki w
plastrze miodu.
W huku i powtarzających się trzaskach wysoko buchały płomienie.
Potężne chmury dymu unosiły się w powietrze, jak gdyby chciały ukryć
obraz piekła, lecz daremnie. Wszędzie wciskał się ostry swąd spalenizny,
dławiąc przedśmiertne krzyki ludzkie; pomimo to słyszało się dochodzą-
ce jak gdyby z niezmiernej oddali wołania o pomoc, z trudem
wydobywane resztkami sił.
Wśród siarkowych oparów po nocnym bombardowaniu zamajaczyła
ludzka postać. Była to dziewczyna. Zataczając się, szukała rękami
jakiegoś oparcia i nie znajdowała go; potem przystanęła. Ubrana była w
nadpaloną miejscami odzież — przypominającą mundur. Włosy miała
pozlepiane potem, twarz brudną. Drobna z wyglądu istota podniosła
ręce i wyciągnęła je przed siebie. Zatrzepotała nimi jak śmiertelnie
raniony ptak skrzydłami. Był to wymowny gest bezradności.
Potykając się, zbliżył się ktoś do niej. Po jego podobnie prezentują-
cym się mundurze znać było jeszcze, że jest to starszy szeregowy.
— Tylko bez paniki, dziewczyno! — zawołał; zabrzmiało to zupeł-
nie jak „nie rób ze strachu pod siebie!" Widok rozdygotanego szczątka
kobiecego wojska wśród zbombardowanych domów budził w nim
chyba poczucie męskiej wyższości.
7
— Gdzie jest reszta? — zapytał.
Drżąc, wskazała za siebie.
— Ta mała nie może mówić — stwierdził starszy szeregowy —
musiało nią mocną wstrząsnąć!
Jej gest, wyrażający niezmierny ból, dawał do zrozumienia: tam...
tam, pod spodem!
— Wszyscy? — zapytał.
Zdołała przytaknąć tylko głową.
Starszy szeregowy wzruszył ramionami.
— Tak to wygląda — stwierdził. — Trzeba teraz zacisnąć zęby i nic,
tylko brnąć przez...
Chciał powiedzieć „tylko brnąć przez ten gówniany dół", a potem
warknąć coś jeszcze o tyłku, jednak pohamował się. Wydało mu się, że
wobec tego dygocącego dziecka jest w tej eh wili jak ojciec i musi ją jakoś
pocieszyć. Sam miał zresztą zaledwie trzydzieści lat.
Wziął dziewczynę za ramię i pociągnął za sobą. Najwidoczniej
zupełnie bezwolna, pozwalała się prowadzić niby lalka z porcelany.
Wydawało się, że wystarczy ją lekko pchnąć, a stłucze się.
Podobne „fajerwerki współczesnej historii", których ofiarą bezlitoś-
nie padały nie tylko wielkie, ale także już średnie miasta, stały się dla
tego starszego szeregowego chlebem powszednim. Czasy, w których
robił on normalnie w spodnie, już dawno minęły. Nie sposób zresztą
fajdać za każdym razem, kiedy ma się stracha. Pomimo wszystko rzecz
ta wydaje się mieć pewną zaletę — człowiek odkrywa coś, co można
nazwać poczuciem godności ludzkiej.
Starszy szeregowy zaprowadził wystraszoną dziewczynę do głębo-
kiego schronu, do swego kapitana, który dowodził stąd resztkami
odwodów. Z twarzy był on podobny ni to do papugi, ni to do sowy.
Można się było w nim też dopatrzyć podobieństwa do nastroszonego
czarodziejskiego ptaka z egzotycznej baśni. Jego oczy zdradzały niewąt-
pliwą mądrość, a przy tym zrozumienie i współczucie.
— Patrzcie, panna Monika Hofer! —wykrzyknął na widok dziew
czyny. — Wygląda pani na wyczerpaną. Niech pani najpierw odetchnie,
proszę usiąść tu, przy mnie... A teraz proszę opowiedzieć, co się stało.
Monika nie była w stanie zdać mu relacji z tego, o czym chciał
8
[ Pobierz całość w formacie PDF ]