Kielar W., Książki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wiesław Kielar
Anus mundi
ROZDZIAŁ I
Starali
Ļ
my si
ħ
trzyma
ę
razem. Dotychczas nam si
ħ
to udawało. Tym
razem te
Ň
. Tak jak siedzieli
Ļ
my w celi wi
ħ
ziennej: Tadek Szwed,
Dziunio Beker, Romek Trojanowski i ja. Usiedli
Ļ
my na jednej
ławce, ka
Ň
dy ze swym zawini
Ģ
tkiem, które wolno nam było zabra
ę
z
wi
ħ
zienia tarnowskiego. Miałem troch
ħ
za du
Ň
o tych maneli, a ju
Ň
najwi
ħ
cej zawadzał mi zimowy płaszcz, nie wiem po co dosłany mi
przez zapobiegliwych rodziców jeszcze przed wyjazdem z
jarosławskiego wi
ħ
zienia. Przecie
Ň
było lato! Có
Ň
wła
Ļ
ciwie
staruszkowie sobie wyobra
Ň
ali! Mo
Ň
e,
Ň
e b
ħ
d
ħ
zimował w wi
ħ
zieniu
lub na sezonowych robotach rolnych, dok
Ģ
d — jak
przypuszczali
Ļ
my — wieziono nas. Teraz z tym płaszczem i w taki
upał wygl
Ģ
dałem co najmniej jak maminsynek.
Konwojuj
Ģ
cy nas
Ň
andarmi nie byli najgorsi. Wolno num było
rozmawia
ę
, a nawet pozwolono zapali
ę
, z czego skwapliwie
skorzystał Dziunio, jako jedyny palacz spo
Ļ
ród nas. Zabroniono
jedynie zbli
Ň
a
ę
si
ħ
do okien wagonu. Kto by tam z nas chciał
ucieka
ę
? Co prawda jechali
Ļ
my w nieznane, ale nie s
Ģ
dzili
Ļ
my, by
było nam tam gorzej ni
Ň
w wi
ħ
zieniu. Konwojenci, parokrotnie
przez nas zapytywani o cel naszej podró
Ň
y, milczeli jak zakl
ħ
ci. W
ko
ı
cu jeden z nich zmi
ħ
kł i poinformował nas,
Ň
e jedziemy „na
roboty". Dok
Ģ
d, tego powiedzie
ę
nie wolno. Zreszt
Ģ
niebawem sami
si
ħ
przekonamy... Zatem przypuszczenia nasze były słuszne.
Pogoda była wspaniała. Nic dziwnego, połowa czerwca przecie
Ň
. Za
oknami wagonu migały łany zielonych jeszcze zbó
Ň
cieniste
zagajniki, wsie i miasteczka. Pracuj
Ģ
cy w wie
Ļ
niacy pozdrawiali nas
machaj
Ģ
c r
ħ
kami. Nasz poci
Ģ
g wygl
Ģ
dał niewinnie. Do Krakowa
doje
Ň
d
Ň
ali
Ļ
my w samo południe. Cały dworzec udekorowany
swastykami. W
Ļ
ród Niemców wida
ę
było wielkie poruszenie i nie
ukry
20.
wan
Ģ
rado
Ļę
. Z magnetofonów rozbrzmiewały marsze i krzykliwe
przemówienia. — Pary
Ň
zaj
ħ
ty! Wiktoria!!...
Jedziemy dalej. Nastrój w
Ļ
ród nas podły. Nic dziwnego po takiej
wiadomo
Ļ
ci. Za to Niemcy a
Ň
tryskaj
Ģ
humorem.
Długo stoimy na jakim
Ļ
przystanku. Okazuje si
ħ
,
Ň
e to punkt
graniczny mi
ħ
dzy Generalgouvernement a Rzesz
Ģ
. Ruszamy dalej.
Zatrzymujemy si
ħ
na du
Ň
ej stacji w
ħ
złowej, s
Ģ
dz
Ģ
c po ilo
Ļ
ci torów
po obu stronach poci
Ģ
gu. Na budynku dworca du
Ň
y napis — nazwa
miejscowo
Ļ
ci: AUSCHWITZ. Kto
Ļ
tłumaczy,
Ň
e to O
Ļ
wi
ħ
cim. Jaka
Ļ
mała dziura. Nie zastanawiamy si
ħ
nad tym dłu
Ň
ej, bo oto nasz
poci
Ģ
g powoli rusza dalej. Wje
Ň
d
Ň
amy chyba na jak
ĢĻ
boczn
Ģ
lini
ħ
,
gdy
Ň
zataczamy wielki łuk, a
Ň
koła poci
Ģ
gu zgrzytaj
Ģ
niemiłosiernie. Teraz nie wolno nam si
ħ
nawet poruszy
ę
. Nawet w
stron
ħ
okien nie wolno spojrze
ę
. Siedzimy w bezruchu. Nasz poci
Ģ
g
dostał jakby czkawki. Co ujedzie par
ħ
metrów, zaraz staje. Zza okna
słycha
ę
dzikie niemieckie wrzaski, bieganin
ħ
, tupot. Nagle drzwi
naszego wagonu otwieraj
Ģ
si
ħ
z impetem. Kto
Ļ
z zewn
Ģ
trz
przera
Ņ
liwie wrzeszczy — Alle raus!... Loos, verfluchte Banditen!1
Nasi konwojenci pomagaj
Ģ
nam po swojemu wyj
Ļę
z wagonu. Wal
Ģ
nas po plecach kolbami karabinów, a
Ň
dudni. Jak oszaleli pchamy
si
ħ
wszyscy naraz do jedynego wyj
Ļ
cia. Jeden przez drugiego
skaczemy z wysokiego wagonu, prosto na esesmanów tworz
Ģ
cych
szpaler ci
Ģ
gn
Ģ
cy si
ħ
w kierunku wysokiego parkanu otaczaj
Ģ
cego
jaki
Ļ
wielki budynek. W
Ļ
ród niesamowitego wrzasku esesmanów,
popychani i bici, wtłaczamy si
ħ
w otwart
Ģ
bram
ħ
jak stado
ogłupiałych baranów.
Na placu przed budynkiem utworzono znowu trudny do przebycia
szpaler, składaj
Ģ
cy si
ħ
tym razem nie z esesmanów, ale z ponurych
dryblasów dziwnie ubranych w co
Ļ
przypominaj
Ģ
cego do złudzenia
pasiaste pi
Ň
amy. Ka
Ň
dy z nich trzyma w r
ħ
ku spory kij i macha nim
wytrwale w prawo i lewo. Oberwałem po r
ħ
ce, na szcz
ħĻ
cie płaszcz,
który trzymałem, złagodził nieco uderzenie. Uskoczyłem w bok, ale
tu znowu dostałem kopniaka od jakiego
Ļ
wysokiego i t
ħ
giego
„pasiaka". Na szcz
ħĻ
cie bicie nie trwało dłu
Ň
ej, gdy
Ň
zacz
ħ
to nas
ustawia
ę
szeregami. Jeden z „pa
1. wszyscy wyj
Ļę
! pr
ħ
dzej przekl
ħ
ci bandyci!
21.
siaków", o ciemnej cerze i przenikliwych czarnych oczkach, biegł
wzdłu
Ň
szeregów, wyrównywał, poszturchiwał, pokrzykiwał. Reszta
„pasiaków" natomiast stan
ħ
ła w jednym szeregu z nami.
Zauwa
Ň
yli
Ļ
my,
Ň
e mieli poprzyszywane na spodniach i bluzach
czarne lub zielone trójk
Ģ
ty, a pod nimi numery od 1 do 30. Numer 1
miał ten barczysty i smagły, o twarzy zbója. Teraz wła
Ļ
nie
przeliczał po
Ļ
piesznie szeregi, po czym, stan
Ģ
wszy w pewnej
odległo
Ļ
ci naprzeciw nas w postawie na baczno
Ļę
, zakomenderował
ostrym, dono
Ļ
nym głosem: — Das Ganze stillgestanden! Miitzen
ab! Augen rechts!1
Nie rozumieli
Ļ
my, o co chodzi, wi
ħ
c na wszelki wypadek stali
Ļ
my
nieruchomo. W pewnej chwili komenderuj
Ģ
cy pasiak" skierował si
ħ
spr
ħŇ
ystym krokiem ku grupie esesmanów stoj
Ģ
cych opodal. Kiedy
znalazł si
ħ
w niewielkiej od nich odległo
Ļ
ci, stan
Ģ
ł na baczno
Ļę
,
stukn
Ģ
wszy gło
Ļ
no obcasami, po czym zdj
Ģ
wszy błyskawicznym
ruchem czapk
ħ
z głowy co
Ļ
zaszwargotał po niemiecku, czego
oczywi
Ļ
cie nie rozumieli
Ļ
my. Jeden z esesmanów, nie wyjmuj
Ģ
c z
ust fajki, cedz
Ģ
c przez z
ħ
by, co
Ļ
mu odpowiedział, wskazuj
Ģ
c przy
tym na budynek obok. Gdy tylko sko
ı
czył, „pasiak" ponownie
stukn
Ģ
ł obcasami, nało
Ň
ył sw
Ģ
granatow
Ģ
czapk
ħ
podobn
Ģ
do
marynarskiej, zrobiwszy przepisowe w tył zwrot, wrócił na swoje
poprzednie miejsce. Znowu padła jaka
Ļ
komenda, po której reszta
pasiaków" rozbiegła si
ħ
, formuj
Ģ
c nas po chwili w rz
ħ
dy w pobli
Ň
u
wej
Ļ
cia do budynku.
Przez w
Ģ
skie drzwi wpuszczano nas grupami do
Ļ
rodka, skierowuj
Ģ
c
na schody prowadz
Ģ
ce do piwnic. Tam nas podzielono na jeszcze
mniejsze grupki. Po przej
Ļ
ciu kilku kondygnacji piwnicy zostali
Ļ
my
pozbawieni wszelkich osobistych rzeczy nie wył
Ģ
czaj
Ģ
c owłosienia,
które dokładnie usuni
ħ
to z głowy i wszystkich mo
Ň
liwych miejsc
przed k
Ģ
piel
Ģ
w lodowatej wodzie. W zamian za odebrane rzeczy
ka
Ň
dy z nas otrzymał tekturk
ħ
z wypisanym na niej numerem, który
miał od tej pory zast
Ģ
pi
ę
nazwisko. Otrzymałem numer 290. Romek
Trojanowski, znalazłszy si
ħ
przypadkowo w innej grupie, miał
numer 44, a b
ħ
d
Ģ
cy w jeszcze innej grupie Edek Gali
ı
ski otrzymał
numer 537. Tak wprosty sposób stali
Ļ
my si
ħ
numerami. Po jakim
Ļ
czasie
1 Cało
Ļę
baczno
Ļę
! Czapki zdj
Ģę
! Na prawo patrz!
22.
oddano nam ubrania i wyp
ħ
dzono na dziedziniec, gdzie ustawiono
nas w szeregach, pi
Ģ
tkami. Dwóch spo
Ļ
ród nas, znaj
Ģ
cych dobrze
j
ħ
zyk niemiecki, zrobiono tłumaczami, tzw. dolmetscherami. Jeden
z nich, t
ħ
gi i wysoki, to Baltazi
ı
ski, drugi, dla odmiany szczupły i w
okularach — hrabia Baworowski. Pierwszym ich zadaniem było
przekazanie do wiadomo
Ļ
ci — tłumacz
Ģ
c słowa cherlawego oficera
SS —
Ň
e jeste
Ļ
my od tej chwili tzw. schutzhaftlingami skazanymi na
do
Ň
ywotne przebywanie w Konzentrationslager Auschwitz1.
... A co to jest obóz koncentracyjny, mieli
Ļ
my si
ħ
niebawem
przekona
ę
!
ROZDZIAŁ II
...Mutzen ab! Mutzen auf/
2
— Ju
Ň
wiedzieli
Ļ
my, co to znaczy.
Komend
ħ
nale
Ň
ało wykonywa
ę
szybko, równo i sprawnie. Biada
temu, kto si
ħ
spó
Ņ
nił. Poniewa
Ň
wi
ħ
kszo
Ļę
naszego transportu
składała si
ħ
z ludzi młodych, przeto łatwiej nam było znosi
ę
wszelkie trudy musztry, jak hiipfen, rollen, tanzeił i tym podobne
szykany, zawsze poł
Ģ
czone z biciem i maltretowaniem. Gorzej było
z lud
Ņ
mi w podeszłym wieku. Podpadali cz
ħ
sto, tym wi
ħ
c gorliwiej
si
ħ
nad nimi zn
ħ
cano. „Dziadzio" Kowalski, stary zakopia
ı
czyk,
mimo podeszłego wieku dawał sobie jeszcze jako
Ļ
rad
ħ
, ale
wyniszczony wi
ħ
zieniem dr Pizło, pochodz
Ģ
cy z Niska, gonił ju
Ň
resztkami sił. Dzi
ħ
ki nim wła
Ļ
nie my, młodzi, znajdowali
Ļ
my
chwil
ħ
oddechu w momentach, kiedy zajmowano si
ħ
starymi.
Wiedzieli
Ļ
my ju
Ň
,
Ň
e ci w pasiakach s
Ģ
równie
Ň
wi
ħŅ
niami i
Ň
e
przyjechali tu z obozu Sachsenhausen, gdzie siedzieli od 1933 roku.
Tym trudniej nam było zrozumie
ę
, dlaczego tak bardzo zn
ħ
cali si
ħ
nad nami, nawet wtedy, gdy nie było esesmanów w pobli
Ň
u.
Cz
ħ
stokro
ę
byli nawet gorsi od esesmanów. Niemal na ka
Ň
dym
kroku mieli
Ļ
my ich na karku, a ich r
ħ
ce uzbrojone w kije pracowicie
rozdzielały t
ħ
gie uderzenia, gdzie
l
.Obozie koncentracyjnym O
Ļ
wi
ħ
cim
2
.czapki zdj
Ģę
! Czapki wło
Ň
y
ę
!
3
.skaka
ę
obraca
ę
si
ħ
, ta
ı
czy
ę
23.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klobuckfatima.xlx.pl