Odnośniki
- Index
- Kaktusy z zielonej ulicy - Wiktor Zawada (14997), KSIĄŻKI(,,audio,mobi,rtf,djvu), WIKTOR ZAWADA-KAKTUSY Z ZIELONEJ ULICY
- Kava Alex - Zabójczy wirus, Książki, Alex Kava
- Kava Alex - 02 - W ułamku sekundy, Książki, Alex Kava
- Kava Alex - 01 - Dotyk zła, Książki, Alex Kava
- Kat Martin - Cygański Lord, Książki - Literatura piękna, Kat Martin
- Kat Martin - Nocny Jeździec, Książki - Literatura piękna, Kat Martin
- Kapp Colin - Formy Chaosu 01 - Formy Chaosu, Książki Fantasy i SF
- King To, ►Dla moli książkowych, king
- Keyes Gregory - Gwiezdne Wojny 103 - NOWA ERA JEDI - Ostrze Zwycięstwa - Podbój, Książki, Star Wars, New Jedi Order
- King Jaunting, ►Dla moli książkowych, king
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- anetpfajfer.opx.pl
Kelly Creagh - Nevermore. Cienie, Książki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]//-->Więcej na stronie: www.ebook4all.plWięcej na stronie: www.ebook4all.plWięcej na stronie: www.ebook4all.plMamie,mojej najlepszej przyjaciółceWięcejastronie: www.ebook4all.plZjawiska rzeczywistości potrącnały o mnie jako sny, i tylko jako sny, podczas gdyszaleńcze pomysły z krainy snów stały się w zamian nie tylko strawą mego codzien-nego istnienia, lecz stanowczo jedynem i całkowitem istnieniem w samem sobie.– Edgar Allan Poe, „Berenice”, przełożył Bolesław LeśmianO pani, jakaż tobie mocOtwierać każe okno w noc?Swawolne wiatry z drzew i krzakówLecą tu – niby stada ptaków;Magiczny, bezcielesny rójNapełnia szmerem pokój twójI strasznie wokół ciebie pląsa,I białą twą kotarą wstrząsa,Gdzie pod zwartymi już powiekiTwa dusza śpi – ach! śpi na wieki…Patrz – cienie drżą jak sen cmentarza!Nic cię to, pani, nie przeraża?– Edgar Allan Poe, „Uśpiona”, przełożył Antoni LangeWięcej na stronie: www.ebook4all.plPrologWaszyngtoński Szpital Uniwersytecki,Baltimore,7 paźd ziernika 1849Edgarze?Przemawiając łagodnie, doktor Moran pochylił się nad pacjentem. Jego oczyspoczęły na bladej i wymizerowanej twarzy słynnego poety, Edgara Poego. Tyle żeczłowiek leżący teraz przed nim na szpitalnym łóżku w przyćmionym, żółtawym świe-tle lampy nie bardzo przypominał siebie samego z dostojnych portretów. Z zapadnięty-mi policzkami i woskową skórą, zbliżoną w odcieniu do okrywającej go pościeli, wy-glądał raczej jak swój własny duch, pusta skorupa, udręczona imitacja. Ciemne rzęsyu sinych powiek jeszcze pogłębiały czerń obwódek pod jego podkrążonymi oczami.Szerokie czoło lśniło od potu spowodowanego nie tyle – jak wiedział doktor – go-rączką, ile wysiłkiem.Deszcz uderzał o szyby łukowych, gotyckich okien, przywierając do nich kryształo-wymi kroplami, które łączyły się w lśniące nitki połyskujące na tle ciemności.Choć zbliżał się ranek, nocne cienie wciąż zalegały pustą poza jednym szpitalnymłóżkiem salę.Na zewnątrz wył wiatr, z ulicy w dole dobiegały od czasu do czasu odgłosy koń-skich kopyt i rozklekotanych powozów.– Edgarze – powtórzył Moran. – Słyszy mnie pan?Oczy Poego uchyliły się powoli, szkliste i odległe, puste jak oczy lalki, czarne jakatrament. Zapatrzyły się w sufit.Moran zmierzył pacjentowi puls, zaciskając kciuk i palec wskazujący na lepkimnadgarstku poety. No tak, serce biło jak szalone.Zawahał się. Nie chciał, by jego podopieczny znów wpadł w amok, a jednak zale-żało mu na jeszcze paru minutach przytomnej rozmowy, na choćby chwilowym kontak-cie z tym zamkniętym w swoim szaleństwie człowiekiem. Na dodatkowym elemencieukładanki, która, w gotowej postaci, dałaby odpowiedź na pytanie, co takiego wyda-rzyło się cztery dni wcześniej, zanim Poe trafił do szpitala, nieprzytomny, pogrążonyw majakach, od stóp do głów pokryty przypominającym popiół pyłem, w cudzymubraniu, niezdolny udzielić jakichkolwiek składnych wyjaśnień na temat tego gdzie –albo chociaż z kim – spędził poprzednie godziny.– Pamięta pan, gdzie jesteśmy? – spytał Moran, poprawiając się na starym drew-nianym krześle, które ostro zaskrzypiało.Ręka Poego niespodziewanie wystrzeliła w powietrze. Jej palce zacisnęły się nadłoni doktora z siłą właściwą przedśmiertnym drgawkom. [ Pobierz całość w formacie PDF ]