Odnośniki
- Index
- Keller Gottfried - Romeo und Julia auf dem Dorfe, niemiecki
- Keller Helena Historia mojego życia, Książki PDF i DOCX
- Keller - Marcin Jamiołkowski, • Ebook-owe nowości,
- Kellerman - Teatr rzeźnika, Psychologia - Różne
- Kellerman - W obronie własnej, Psychologia - Różne
- Kellerman - Detektywi, Psychologia - Różne
- Kellerman - Bagno, Psychologia - Różne
- KELLER, Archeologia, Średniowiecze Powszechne
- Keller J., Żydzi
- Keller Soilcrete, Budownictwo, Keller
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- hannaeva.xlx.pl
Kellerman Jonathan - Z zimną krwią,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]Jonathan Kellerman
Z zimną krwią
(A Cold Heart)
Przełożył Przemysław Bieliński
Ludziom muzyki:
Larry’emu Brownowi, Robowi Carlsonowi, Benowi Elderowi,
Wayne’owi Griffithowi, George’owi Gruhnowi, Johnowi Monteleone,
Greggowi Minerowi, Johnowi Sihie, Tomowi Von Hoosemu,
Larry’emu Wexerowi
oraz pamięci Michaela Katza
1
Świadek pamięta zajście następująco:
Niedługo po drugiej w nocy Baby Boy Lee wychodzi z Jamy Węży tylnym wyjściem
pożarowym, prowadzącym do zaułka. W lampie nad drzwiami jest miejsce na dwie żarówki, ale
jednej brakuje, więc światło na zaśmieconym asfalcie jest słabe i jego ukośny krąg przypomina
metrowej średnicy dysk koloru musztardy. To, czy brak jednej żarówki jest wynikiem czyjegoś
zamierzonego działania, pozostaje w sferze przypuszczeń.
Baby Boy ma właśnie drugą i ostatnią przerwę tego wieczoru. Jego kontrakt z klubem
opiewa na dwa godzinne sety. Lee i jego zespół przeciągnęli pierwszy set o dwadzieścia dwie
minuty – Baby Boy rozpędził się z solówkami na gitarze i harmonijce. Publiczność, sto
dwadzieścia cztery osoby zapełniające niemal cały klub, jest wniebowzięta. Jama nie dorasta do
pięt miejscom, w których Baby Boy grywał za swoich najlepszych dni, ale on też wydaje się
zadowolony.
Minęło sporo czasu, odkąd ostatnio stał na scenie i grał porządnego bluesa. Kilka wybranych
z publiczności osób, zapytanych o zdanie, odpowiada zgodnie – heros gitary grał tego wieczora
jak nigdy dotąd.
Baby Boy podobno wyzwolił się wreszcie ze szponów swoich licznych nałogów, jednego
jednak nie udało mu się pokonać: nikotyny. Pali trzy paczki koolsów dziennie, zaciąga się mocno
na scenie, a na lakierze jego gitary wyraźnie widać czarne, okrągłe ślady przypaleń.
Dziś wieczorem jednak Baby Boy był niezwykle skupiony, rzadko tylko wyjmował
zapalonego papierosa z miejsca, w które zazwyczaj go wtyka – pod trzy najwyższe struny, zaraz
za siodełkiem swojego telecastera 62.
Prawdopodobnie więc to głód nikotynowy wypędza go ze sceny po zagraniu ostatniego
dźwięku. Baby Boy wychodzi, nie odezwawszy się ani słowem do zespołu czy kogokolwiek
innego. Drzwi zatrzaskują się za nim, ale chyba nie zwraca na to uwagi.
Pięćdziesiąty kools tego dnia zostaje przypalony, zanim Baby Boy wchodzi do zaułka.
Bluesman wdycha mentolowy dym, przechodząc przez krąg brudnego światła.
Świadek jest pewien, że dostrzegł twarz Baby Boya i że on się pocił. Jeśli to prawda, pocenie
się może nie mieć nic wspólnego z poczuciem zagrożenia czy niepokojem, lecz wynikać z tuszy
muzyka i kalorii spalonych na scenie: przez osiemdziesiąt trzy minuty Lee skakał, wył i
zawodził, pieszcząc swoją gitarę, a pod koniec setu rozpalając publikę do białości ognistym
wykonaniem swojej sztandarowej piosenki, prostego bluesa w tonacji B, w której głos przechodzi
stopniowo od niezrozumiałego mamrotania do umęczonego wycia.
Są takie, co rozpieszczają,
Są takie, co cię biorą pod but,
Ale mi się trafiła
Taka, co ma serce jak lód.
Jak lód
Serce jak lód
Moja mała mnie rozpala, choć to zimna żmija
Jak lód
Serce jak lód
Moja mała moją duszą zabija.
Od tej chwili szczegóły zeznania stają się niewiarygodne. Świadkiem jest chory na zapalenie
wątroby bezdomny mężczyzna, Linus Leopold Brophy, lat trzydzieści dziewięć, choć wygląda na
sześćdziesiąt. Nie interesuje się bluesem ani żadną inną muzyką, a w zaułku znalazł się dlatego,
że cały wieczór pił tanie wino – stojący pięć metrów od tylnych drzwi Jamy Węży kontener na
śmieci to dobre miejsce, by odespać delirium tremens. Brophy został później poddany testowi na
obecność alkoholu we krwi. Stwierdzono, że jego poziom przekracza trzykrotnie ilość
dopuszczalną dla kierowców, ale sam Brophy utrzymywał, że jest „lekko wstawiony”.
Brophy twierdzi, że drzemał, ale obudził go odgłos otwieranych drzwi i zobaczył
wychodzącego z nich potężnego faceta, który zniknął w ciemnościach. Brophy mówi, że widział
żarzącego się papierosa, Jak w Halloween, wiecie – pomarańczowy, taki jasny, rozumiecie?”, i
przyznaje, że miał ochotę wyżebrać od palącego jakieś pieniądze. „Bo facet jest gruby, to myślę
sobie: ma co jeść, bez dwóch zdań, może coś rzuci, no nie?”
Linus Brophy podnosi się z trudem i idzie w kierunku mężczyzny.
Kilka sekund później to samo robi ktoś jeszcze, nadchodzi z przeciwnej strony – od wlotu
zaułka przy Lodi Place. Linus Brophy zatrzymuje się, cofa, siada w ciemnościach przy
kontenerze.
Nieznajomy, również słusznej budowy według Brophy’ego, choć nie aż tak wysoki, jak Baby
Boy Lee i o połowę szczuplejszy, podchodzi do muzyka i mówi coś, co brzmi „przyjaźnie”.
Wypytywany o to dokładnie Brophy utrzymuje, że nie słyszał samej rozmowy, ale upiera się, że
toczyła się w przyjaznej atmosferze. „Jakby to byli kumple, rozumiecie? Stali tak, jak kumple”.
Pomarańczowy żar papierosa Baby Boya wędruje od jego ust na wysokość pasa, kiedy
muzyk słucha nieznajomego.
Nieznajomy coś mówi, a Baby Boy odpowiada.
Nieznajomy podchodzi blisko Baby Boya. Wygląda to tak, jakby się obejmowali.
Nieznajomy cofa się, rozgląda, odwraca na pięcie i wychodzi z zaułka tą samą drogą, którą
przyszedł.
Baby Boy zostaje sam.
Upuszcza papierosa. Pomarańczowe światełko spada na asfalt, w górę strzela kilka iskierek.
Baby Boy chwieje się. Upada.
Linus Brophy gapi się spod kontenera, w końcu zbiera się na odwagę i podchodzi do
muzyka. Klęka, mówi: „Hej, człowieku”. Nie słyszy odpowiedzi, wyciąga więc rękę i dotyka
brzucha Baby Boya. Czuje wilgoć i gwałtownie cofa rękę.
W młodości Brophy był niezłym awanturnikiem. Połowę życia spędził w więzieniach
stanowych i okręgowych, widział różne rzeczy i różne rzeczy robił. Wie, jak pachnie krew i jaka
jest w dotyku.
Zrywa się na nogi, skacze do drzwi Jamy Węży i próbuje je otworzyć, ale są zatrzaśnięte.
Łomocze, lecz nikt nie otwiera.
Wybrać najkrótszą drogę z zaułka oznacza pójść za nieznajomym na Lodi Place, skręcić na
północ do Fountain i znaleźć kogoś, kto będzie chciał słuchać.
Brophy już dwukrotnie tego wieczora zmoczył spodnie – raz, kiedy spał pijany, drugi raz,
kiedy dotknął krwi Baby Boya. Ogarnia go strach – potykając się, biegnie w przeciwną stronę do
drugiego wylotu zaułka. Na ulicy o tej porze nikogo nie ma, więc Brophy dociera do
całodobowego sklepu monopolowego na rogu Fountain i El Centro.
W środku zaczyna krzyczeć do libańskiego sprzedawcy, siedzącego z książką za
pleksiglasową szybą tego samego, który godzinę wcześniej sprzedał mu trzy butelki czerwonego
feniksa. Brophy macha rękami, próbuje opowiedzieć, co właśnie widział. Sprzedawca traktuje go
dokładnie tak, jak można by się spodziewać – jak bełkoczącego lumpa – i każe mu się wynosić.
Kiedy Brophy zaczyna dobijać się do szyby, sprzedawca zastanawia się, czy nie wyjąć spod
lady nabijanego gwoździami kija baseballowego. Śpiący i zmęczony dzwoni jednak pod numer
911.
Brophy wychodzi ze sklepu i zaczyna krążyć po Fountain Avenue. Kiedy przyjeżdża
patrolowiec z Hollywood Division, posterunkowi Keith Montez i Cathy Ruggles od razu
stwierdzają że ich problem to właśnie Brophy, i natychmiast zakładają mu kajdanki.
Brophy’emu jakoś udaje się z nimi porozumieć. Policjanci podjeżdżają do wlotu zaułka.
Mocne światło standardowych policyjnych latarek ukazuje zwłoki Baby Boya Lee.
Potężny mężczyzna leży z otwartymi ustami, źrenice uciekły mu pod powieki. Jego
bananowo-żółta koszulka ze Steviem Rayem Vaughanem jest cała czerwona, na asfalcie pod
ciałem zebrała się już kałuża krwi. Później okazuje się, że zabójca wypatroszył go klasycznym
pchnięciem ulicznego nożownika – ciosem pod mostek i szarpnięciem w górę, które rozdarło
przeponę i wbiło się w prawy przedsionek serca Baby Boya.
Muzykowi nie można już pomóc i gliniarze nawet nie próbują.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]