Kapitalizm po polsku, Czytelnia

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kapitalizm po polsku
Genialny pomysł, pomoc służb specjalnych czy proste oszustwo. 20 lat temu było o nich
głośno. Art-B to do dziś przykład dzikiego kapitalizmu po polsku. Jak zarabiało się w Polsce
miliony, jak działał mechanizm słynnego oscylatora?
Mija właśnie 20 lat od wybuchu jednej z najgłośniejszych afer gospodarczych III RP. Afera Art-B
stała się symbolem swoich czasów. Gdzieś między starym ustrojem, a rodzącym się w bólach
wolnym rynkiem powstał mechanizm oszustwa. Dziś byłoby to nie do pomyślenia.
Początek transformacji w Polsce to okres burzliwy. Rodzące się fortuny i historie dramatycznych
upadków, rosnące bezrobocie i hiperinflacja. Nie wszystko w Polsce odbywało się bez zgrzytów.
Spoglądając wstecz do początków lat 90. nie sposób pominąć takie przypadki jak Fundusz Obsługi
Zadłużenia Zagranicznego, kwestię majątku dawnego PZPR czy aferę Art-B. W nocy z 31 lipca na
1 sierpnia przypada 20 rocznica ucieczki z Polski dwóch pomysłodawców spółki, która przeszła do
historii budowania się polskiego kapitalizmu.
Działali dość krótko, spółka powstała w 1989 roku i dość szybko zaczęła przynosić zyski. Czasy
były ciężkie, wiedza o tym jak działa kapitalizm może i była przydatna, ale nie w polskich
warunkach. Wszyscy uczyli się na bieżąco i na żywym organizmie. Początkowo kapitalizm
funkcjonował tylko z nazwy. Kto miał głowę na karku otwierał biznes. Od łóżka polowego i
bazarowej „szczęki” tworzyły się fortuny. Tak przynajmniej głosi jedna z legend. Inne mówią, że
pierwszy milion trzeba było ukraść, że trzeba było mieć układy. Nasz kapitalizm w swoich
początkach trudno określić jako biały czy czarny, był po prostu szary, tak jak sprawa Art-B.
Wirtuozi biznesu?
Podobno obu bohaterów połączyło zamiłowanie do muzyki, stąd też nazwa Art-B, to skrót od
artyści biznesu. Patrząc z perspektywy 20 lat można powiedzieć, że byli oni prawdziwymi
wirtuozami.
- Wzięliśmy pierwszy kredyt i zdeponowaliśmy go na lokacie. Może się to wydawać dziwne, ale w
ten sposób zamieniliśmy hipotekę albo papier wartościowy na gotówkę. Straciliśmy tu 2 proc., bo
lokata jest zawsze tańsza niż kredyt – wspomina Andrzej Gąsiorowski, w rozmowie z Jerzym
Diatłowickim, która ukazała się w formie książkowej pt. „Bagsik & Gąsiorowski: jak kradliśmy
Księżyc”.
Od wspomnianej lokaty zaczynał się mechanizm budowania większego kapitału. Na jej podstawie
bank wystawiał spółce list kredytowy, będący poręczeniem.
– Ja wpłacam w tym banku pieniądze, a w innym banku mi uznają, że ten pierwszy zapłaci temu
drugiemu za 120 czy za 180 dni, według umowy – wyjaśnia we wspomnianej rozmowie
Gąsiorowski.
Na podstawie listu kredytowego Art-B brało towar od dostawców i producentów. W tamtym okresie
i przy panującej hiperinflacji, racjonalnie myślący człowiek starał się jak najszybciej kupić jak
najwięcej. Zarobione pieniądze błyskawicznie traciły na wartości. W tym schemacie odnalazła się
Art-B, która zajęła się sprowadzaniem i sprzedażą towarów dających z miejsca 100 proc. zysku.
Bagsik i Gąsiorowski szybko otworzyli montownię telewizorów w Wałbrzychu. Wraz z rosnącym
kapitałem spółki poszerzała ona swoje podboje. W niedługim czasie zdołała ona zdobyć pozycję
lidera na polskim rynku mleczarskim. Art-B przejmowała upadające firmy i przedsiębiorstwa. W
niektórych okolicznościach spółka Bagsika i Gąsiorowskiego wyciągała pomocną dłoń do
przedsiębiorstw państwowych. Ratując z opałów finansowych PZU czy Ursusa. Oczywiście nie
było to działania bezinteresowne. Po pierwsze budowano w ten sposób coś, co dziś nazwalibyśmy
PR-em spółki. Po drugie dawało spółce przychylność władz.
Art-B rozwijała się w zawrotnym tempie, obracając milionami dolarów. Ile dokładnie tego było
można jedynie się domyślać. Sam Gąsiorowski twierdził, że gdyby firmę zamknąć i sprzedać
byłaby warta 50 mln dolarów. Jednak szybkie budowanie kapitału firmy i jej ekspansja, nie były
jedyną drogą wiodącą do prawdziwych pieniędzy. Art-B wypracowało inny mechanizm,
pozwalający na szybki zysk. Tym mechanizmem był oscylator ekonomiczny, mechanizm
polegający na wielokrotnym oprocentowaniu kapitału.
Jak działał oscylator?
- Żeby zrozumieć mechanizm z jakim mieliśmy do czynienia w przypadku spółki Art-B, trzeba
zrozumieć jak działały w tym okresie czeki gwarantowane. Kiedy funkcjonował tylko Narodowy
Bank Polski, kwestia czeków była pod kontrolą. Realizowało się czek w jednym oddziale, a po
jakimś czasie do oddziału, gdzie było konto wystawiającego docierała informacja, że czek został
zrealizowany, co skutkowało tym, że z konta pobierane były wypłacone wcześniej środki. Gdy
pojawiły się nowe banki, wystawianie czeków stało się bardziej ryzykowne. Zaczęły wtedy
funkcjonować tzw. czeki gwarantowane, za które odpowiedzialność ponosił bank, który prowadził
rachunek klienta. Bank gwarantował, że czek ma pokrycie. W przypadku Art-B okazało się, że
wystawiano czeki, które nie miały pokrycia. W ogromnych ilościach wystawiał je Bank Handlowo -
Kredytowy w Katowicach – mówi Artur Strużyński, członek zarządu Bank of Tokyo-Mitsubishi
UFJ, na początku lat 90. zastępca dyrektora departamentu operacyjno – rachunkowego w NBP.
- W dużym skrócie mechanizm można opisać w ten sposób. Art-B realizując czeki, otrzymywało
pieniądze, a środki jeszcze nie spłynęły z konta. Innymi słowy była to forma kredytu. Środki, które
wcześniej wypłacono, deponowano na lokatach, które w tamtych latach ze względu na ogromną
inflację były bardzo wysoko oprocentowane. To właśnie to oprocentowanie stanowiło zysk. Gdyby
za wystawianymi czekami szły realne pieniądze, problemu by nie było. Jednak BHK wystawiał je
bez opamiętania i bez pokrycia. Powstała w ten sposób prawdziwa piramida finansowa, system
wcześniej czy później musiał runąć. Wystarczyło, żeby choć raz nie zrealizowano czeku – wyjaśnia
Artur Strużyński.
- Nie tylko Art-B starało się zyskiwać we wspomniany sposób. Takich przedsiębiorstw było więcej,
próbowano używać wspomnianego mechanizmu nawet po zdemaskowaniu afery, jednak nigdy na
taką skalę - dodaje.
Ile na oscylatorze stracił Skarb Państwa? W trakcie procesu Bogusława Bagsika postawiono mu
zarzut przywłaszczenia 400 mln zł, które miał zarobić na oscylatorze. O 420 mln zł mówi się jako o
nieoficjalnych stratach, które poniosło NBP, będące jedynym wierzycielem Banku Handlowo -
Kredytowego w Katowicach. Wierzytelności po spółce odzyskiwane są do dzisiaj.
Czego nauczyła nas sprawa Art-B? Zdaniem Krzysztofa Pietraszkiewicza, prezesa Związku
Banków Polskich, zmieniło się wiele.
- Przede wszystkim przyspieszono pracę nad nowoczesnymi metodami transferu środków.
Zmieniono system telekomunikacji. Usprawniono procesy, o których już przed aferą wiedziano
było, że nie działają najlepiej. Sama sprawa funkcjonowania oscylatora wprowadzonego przez Art-
B, działa się na przestrzeni kilku miesięcy a nie lat – wyjaśnia prezes Związku Banków Polskich.
Skąd wzięło się Art-B, kto pomagał biznesmenom?
- Sprawa Art-B nie jest jasna jednak wiele wskazywać może na to, że spółka była wspierana przez
środowiska związane z izraelskimi służbami specjalnymi. Wskazują na to przynajmniej trzy
przesłanki. Po pierwsze obaj panowie posiadali izraelskie obywatelstwo, o które wcale nie jest
łatwo. Drugą kwestią jest to, że spółka Art-B brała udział w akcji „Most”, która polegała na
przerzuceniu Żydów z terytorium byłego ZSRR do Izraela. To dość zagadkowe, że prywatna firma
podejmuje się takiej akcji. Po trzecie, warto zaobserwować, że mechanizm oscylatora, który
stosowany przez Art-B, był wykorzystywany w Izraelu w latach 60. – wyjaśnia prof. Antoni Dudek,
historyk i politolog.
Akcja „Most” była ogromnym przedsięwzięciem logistycznym. Wraz z pierwszymi symptomami
odwilży czasów Gorbaczowa z ZSRR zaczęły wyjeżdżać dziesiątki tysięcy Żydów. W tamtym
okresie Polska stanowiła istotny punkt przerzutowy. Dlaczego prywatna firma miałaby brać udział
w akcji pod auspicjami służby specjalnych? Zdaniem Jerzego Jachowicza obaj panowie byli zbyt
zdolni by służby specjalne pozostały wobec nich obojętne.
- Służby lubią korzystać z takich wolnych elektronów. Tym bardziej, że obaj panowie byli bardzo
zdolni. To musiało decydować przy zaangażowaniu Art-B w akcję „Most”. Prawdopodobnie
właśnie dzięki zaangażowaniu w tę akcję obaj panowie zdołali odnaleźć się w Izraelu.
Obywatelstwo nie musi być przecież przyznane z faktu powinowactwa krwi – wyjaśnia dziennikarz
śledczy.
Obaj biznesmeni mieli również mocne zaplecze w polityce. Ich ucieczka w nocy z 31 lipca na 1
sierpnia nie była przypadkiem. Choć po latach obaj przyznawali, że ostrzegł ich Maciej Zalewski,
ówczesny sekretarz Komitetu Obrony Kraju w Kancelarii Prezydenta, to jednak Zalewskiemu nikt
tego nie udowodnił.
- Faktem równie interesującym jak funkcjonowanie oscylatora, było to, że działalność Art-B
całkowicie rozregulowała rynek dzieł sztuki – dodaje prof. Dudek.
Obaj artyści zasłynęli tym, że na ogromną skalę kupowali dzieła sztuki autorstwa największych
malarzy. Dopiero w 2009 roku Narodowy Bank Polski przekazał w depozyt Muzeum Narodowemu
w Warszawie kolekcję ponad 30 obrazów i kilkunastu grafik, wcześniej zdobiących ściany pałacu w
podwarszawskich Pęcicach. Tym sposobem na widok publiczny wystawione zostały dzieła Picassa,
Reniora, Malczewskiego czy Witkacego. Gdyby nie Art-B prawdopodobnie dzieła te zdobiłyby dziś
prywatne kolekcje na zachodzie Europy lub w Stanach Zjednoczonych.
Co się z nimi dziś dzieje?
Bagsik swoje już odsiedział. Zatrzymany w Zurychu w 1994, został skazany w 2000 roku. Choć
wyrok wynosił 9 lat w 2004 był już na wolności. Raz na jakiś czas, jego nazwisko pojawia się, a to
przy okoliczności walk bokserskich Tomasza Adamka, a to przy kontrakcie na kurtki dla polskich
pilotów. Ta druga sprawa odbiła się wtedy medialną czkawką. Kurtki dla polskich pilotów – jak
wynikało z inspekcji NIK – były zakupione bez przetargu i po znacznie zawyżonej cenie.
Ostatecznie sprawę jednak umorzono. Już samo pojawienie się nazwiska Bagsik do dziś elektryzuję
media i opinię publiczną, budzi zainteresowanie. Bogusław Bagsik jak sam siebie określił jest
lamusem historii i z pewnością na zawsze w niej zostanie.
Drugi z tandemu, Andrzej Gąsiorowski nie został wydany przez Izrael, choć sprawę poruszano
wiele razy. Do Polski będzie mógł wrócić już niedługo, kiedy jego sprawa ulegnie przedawnieniu.
Już raz było blisko jednak wtedy w 2006 roku, wydłużono sprawę o kolejne lata. Na razie nie
zaryzykuje powrotu. Podobno nadal jest w biznesie i radzi sobie przyzwoicie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klobuckfatima.xlx.pl