Odnośniki
- Index
- Kamienna numerologia, Numerologia
- Kamieńska Anna, Anna Kaminska
- Karta Charakterystyki Pronto Extra Protection pasta do powierzchni kamiennych, Karty Charakterystyki - Środki czystości
- Kamieniołom skał triasowych Blachówka w Bytomiu, IISemestr, fizjografia, Geologia Geomorfologia Gleboznawstwo, 100 najciekawszych obiektów geoturystycznych w Polsce
- Kamieniołom wapieni jurajskich w Piechcinie, IISemestr, fizjografia, Geologia Geomorfologia Gleboznawstwo, 100 najciekawszych obiektów geoturystycznych w Polsce
- Kamieniołom skał mioceńskich w Szańcu, IISemestr, fizjografia, Geologia Geomorfologia Gleboznawstwo, 100 najciekawszych obiektów geoturystycznych w Polsce
- Kamienny lampart, KSIĄŻKI(,,audio,mobi,rtf,djvu), FORBES COLIN
- Kamienie na macewie Holokaust w polskim kinie - Joanna Preizner, 27
- Kamieniec Podolski 1672 PIOTR DERDEJ DOWNLOAD, Nauka
- Kamień Pomorski, - ! Mapy, przewodniki - Polska i świat
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- julkajk.xlx.pl
Kamień małżeństw 78 - 107, HP - Fanfiction, SS & HP
[ Pobierz całość w formacie PDF ]Kamień Małżeństw, polska
kontynuacja
Kamień Małżeństw
Alternatywne Zakończenie
by Liberi
Autor:
Liberi
Tytuł:
Kamień Małżeństw – kontynuacja
Link do oryginału (pierwsze 77 rozdziałów):
Link do tłumaczenia oryginału (tłumacz: unbelievable):
Muza/Beta:
Akame :*
Beta:
Kaczalka :* , sandwich i Bezimienna
Parring:
HP/SS
Długość:
zobaczymy.
Do oryginału:
UWAGI:
Jest to moja własna, autorska wersja zakończenia
Kamienia
Małżeństw
Josephine Darcy. Akcja rozpoczyna się w chwili zakończenia 77
rozdziału jej utworu.
Rozdział 78. Jego muzyka
Harry naprawdę się starał.
Bardzo chciał tchnąć w te nieruchome cienie odrobinę swojej magii i obudzić
je. Sądził, że to możliwe, gdy decydował się pchnąć moc jeszcze dalej i
głębiej. Myślał, że to pomoże. Ale nie pomogło. W mugolach nie było niczego,
czego mógłby dotknąć.
Nic nie mógł zrobić, a co gorsza najwyraźniej nie potrafił też wrócić do
swojego ciała. Czuł się kompletnie zagubiony. Kruki zniknęły i jedyne, co mu
pozostało, to srebrne linie i czarne cienie ludzi, którym nie mógł pomóc.
To było dziwne, tak płynąć bez celu.
Przypomniał sobie dzień, kiedy spadł z dachu na Privet Drive. Nie pamiętał,
po co tam wszedł, ale wróciły do niego wspomnienia ze szpitalnego łóżka,
gdy podali mu środek uspokajający. Po nim wszystko wokół odrobinę się
rozmyło i miał poczucie, że otaczający go ludzie stanęli za szklaną szybą.
Dokładnie tak samo czuł się teraz, z tą różnicą, że zamiast otoczenia, on sam
się rozmywał. To było dość niepokojące wrażenie, choć nie do końca
nieprzyjemne.
Dookoła było ciemno, tą specyficzną szarą ciemnością, jaką spotkać można
na krótko przed zapadnięciem zmroku, panowała też absolutna cisza, a
jednak wcale nie było pusto. Nie mogło być, bo wciąż czuł delikatne
pulsowanie energii.
Ciekawe, co to jest?
, zastanawiał się przez chwilę, zanim
nie poczuł na obrzeżach świadomości czegoś zupełnie nowego.
Harry patrzył na nie.
A one patrzyły na niego.
Jak mógł wcześniej ich nie zauważyć? Przecież musiały być tam cały czas.
Przemieszczały się powoli wśród nieruchomych cieni mugoli, czasami leciutko
pochylając się ku nim i delikatnie ich dotykając. Z ich ciał wysączały się
cieniutkie nitki energii, zmierzając ku czarnym sylwetkom i Harry nagle był
całkowicie pewien, że to magia. To musiała być magia, choć była mu
kompletnie obca i zupełnie jej nie pojmował. Wpatrywał się intensywnie w
szare cienie pochylające się ku czarnym, patrzył na cienkie nici, zaglądał do
serc mugoli, a także do dusz ich opiekunów i w przebłysku intuicji pojął, że
doskonale wie, kim oni są. Czyż nie okazało się to w końcu najbardziej
naturalne i oczywiste? One też go obserwowały — spokojnie i z
zainteresowaniem. Niczego nie chciały, niczego nie oferowały.
Zastanowił się, czy mógłby ich jakoś dotknąć, porozumieć się z nimi, jednak
nagle nie wydało mu się to już właściwe. Zresztą nie miał też za bardzo siły.
Czuł się wyjątkowo zmęczony i rozproszony, jakby miał się za chwilę
rozpuścić w srebrnej rzece, której korytem, z coraz większym trudem,
przemieszczał swoją moc. Może nie byłoby to takie najgorsze?
Harry zaczął gubić wątki. Obrazy, myśli i wspomnienia plątały mu się tak
bardzo, że już sam nie wiedział, na co właściwie patrzy. W jednej chwili
siedział na kanapie i widział ogień płonący w kominku, by w następnej pędzić
z zawrotną szybkością po srebrnej autostradzie, a jeszcze potem śmiać się i
kręcić, kręcić w kółko z rękami uniesionymi w stronę błękitnego nieba, w
sadzie pełnym jabłoni. Tyle jabłek! Ich zapach był tak intensywny, taki
mdlący i ciężki. Harry osunął się na trawę, ale zanim jej dosięgnął, znów
pędził srebrną autostradą. Labirynt, wesołe miasteczko, wrzosowisko, Pokój
Życzeń, autostrada, stadion, pokój wspólny, autostrada, Big Ben, Wielka
Sala, komórka pod schodami, autostrada
Tyle miejsc, które widział, tyle innych, które sobie wyobrażał.
Obrazy przesuwały się jeden po drugim, a każdy następny był odrobinę
bledszy od poprzedniego. Świat ograniczył swoje kolory do tysiąca odcieni
żółci, co przez chwilę wydawało się Harry’emu stylowe i bardzo pociągające.
Umieram? Czy tak właśnie zaczyna się śmierć? W sepii?
Obrazy mieszały się ze sobą coraz bardziej, ich kontury zlewały się powoli i
zaczęły ciemnieć. Żółć płowiała i wypłukiwała się, aż została już tylko
szarość.
Świadomość Harry’ego błądziła drogami, których nie rozpoznawał. Czuł,
jakby jednocześnie zapadał się w najgłębsze czeluście Ziemi i ślizgał po jej
powierzchni. Był oderwany od wszystkiego, co znał o wiele za długo, a
wspomnienia były zbyt odległe i brakowało im ostrości. Wiedział, że powinien
dokądś wrócić, ale nie pamiętał, gdzie to coś jest. Nie pamiętał nawet, jak
zacząć szukać.
Wpłynął w okolice, które z jakiegoś powodu wydały mu się znajome. Był tu
już kiedyś? Być może, choć nie mógł sobie przypomnieć. Czuł narastający
wokół siebie chłód. Obezwładniający strach zakradł się do jego świadomości,
gdy wyczuł ciemne kreatury z błyszczącymi oczami. Znał je, znał z
pewnością. Ich święcące oczy oznaczały ból, wrzask i śmierć. I strach.
Dotykały go zimnymi mackami zła i szeptały słowa, których nie mógł
zrozumieć.
Wszędzie wokół szalały płomienie, a do świadomości Harry’ego wdarł się
smród zgniłego mięsa. Coś ciepłego i gęstego zaczęło go obmywać z
ohydnym chlupotem i choć nie był w stanie dostrzec żadnych kolorów, nagle
zdał sobie sprawę, że to po prostu musi być krew. Cała rzeka krwi i morze
wrzasków tych wszystkich, którym podrzynano gardła i wyrywano serca.
Tłusta sadza opadała na niego z góry, więc dławił się i płakał, choć nie miał
przecież żadnych łez do wylania.
—
To wszystko jest teraz nasze
— mówiły kreatury. —
Żaden feniks nie
powstanie z tych popiołów. Nasze, nasze, nasze…
Potem odeszły. A on trząsł się i krzyczał, wciąż od nowa czując ich dotyk.
***
Mistrz Eliksirów niemal biegł w stronę gabinetu dyrektora Hogwartu. Jego
dłoń była mocno zaciśnięta na szmaragdowym Kamieniu Serca, a rozjaśniona
nadzieją twarz nie pasowała do panującej w zamku atmosfery niepokoju.
Kiedy znalazł się wreszcie w pobliżu gargulca strzegącego wejścia, bez
wahania wypowiedział hasło i już po chwili stał na progu gabinetu
Dumbledore’a. Spodziewał się, że dyrektor będzie zajęty, nie zdziwił go więc
widok pani Bones siedzącej na krześle przed biurkiem starca.
— Albusie, muszę z tobą natychmiast porozmawiać. — Snape nie próbował
nawet ukryć swojego podniecenia. Ton jego głosu wyraźnie wskazywał, że
sprawa, z którą przyszedł, nie może czekać.
Dyrektor, mocno zaniepokojony, wstał ze swojego miejsca.
— Czy z Harrym? — zawiesił głos, bojąc się dokończyć pytanie.
— Bez zmian, ale w tej właśnie sprawie przyszedłem i jeśli moglibyśmy
Pani minister najwyraźniej uznała, że jej spotkanie z dyrektorem Hogwartu
dobiegło końca, bo podniosła się ze swojego krzesła i zmęczonym krokiem
skierowała w stronę kominka. Na odchodne odwróciła się jeszcze do starego
czarodzieja.
— Będę cię informować na bieżąco — powiedziała, po czym wrzuciła do ognia
garść proszku i zniknęła w płomieniach.
Dumbledore spojrzał uważnie na Mistrza Eliksirów i bez słowa wskazał mu
miejsce zwolnione przed chwilą przez panią Bones. W jego oczach nie było
tym razem żadnych iskierek, jednak ciągle tliły się ciepło i nadzieja. Snape
wyraźnie widział tę ostatnią, bo była odbiciem jego własnych uczuć.
— Mów, Severusie.
— Myślę, że wiem, jak sprowadzić Harry’ego z powrotem — powiedział z
namysłem młodszy mężczyzna, po czym rozwarł dłoń i pokazał Albusowi
ukryty w niej Kamień Serca.
— Nie jestem pewien, czy rozumiem, co próbujesz mi powiedzieć. — Starzec
spoglądał na Snape’a niepewnie. — Czy masz drugi Kamień?
— Tak — odpowiedział Severus.
— To bardzo niebezpieczne. — Albus zmarszczył brwi.
— Wiem o tym. Ale to bez znaczenia.
Dumbledore przez chwilę rozważał w milczeniu wszelkie implikacje, wreszcie
kiwnął głową.
— Dobrze. Idź po Kamień. Spotkamy się za chwilę w skrzydle szpitalnym.
Snape poderwał się z krzesła i stanowczym krokiem podszedł do kominka.
***
Syriusz Black siedział po lewej stronie łóżka, ściskając Harry’ego delikatnie
za ramię, tuż ponad czerwoną rękawicą filtrującą. Snape dopiero co opuścił
pomieszczenie, kiedy więc drzwi do sali otworzyły się, czarodziej wiedział, że
ktoś inny przyszedł odwiedzić jego chrześniaka. Odwrócił głowę i ujrzał
zmęczoną twarz Hermiony.
— Gdzie Ron? — zapytał. Dziwne było widzieć pannę Granger bez
nieodstępującego jej na krok rudzielca.
— Profesor McGonagall kazała mu się położyć, inaczej za chwilę byłby
kompletnie bezużyteczny. Pracuje w parze z Deanem, przenoszą
świstoklikami rodziny mugolaków. — Dziewczyna opadła na krzesło po
drugiej stronie łóżka Pottera.
— Ilu już przetransportowaliście?
— Zbyt mało, jeśli mamy zdążyć. — Hermiona potarła w zamyśleniu czoło i
oczy, po czym zaczęła uciskać nasadę nosa. — Zastanawiam się nad
wykorzystaniem skrzatów domowych. Ich magia jest zupełnie inna niż nasza,
bardziej intuicyjna. Myślę, że z ich pomocą wszystko poszłoby dużo szybciej.
Syriusz otworzył szeroko oczy i lekko się uśmiechnął. Nie mógł przegapić
takiej okazji, to było po prostu zbyt zabawne.
— Hermiono! Skrzaty domowe i wykorzystać w jednym, wypowiedzianym
przez ciebie zdaniu?
Młoda czarownica spojrzała na niego krzywo, ale po chwili uśmiechnęła się
leciutko i wzruszyła ramionami.
— Pani Pomfrey powiedziała, że jego krew jest zanieczyszczona. — Hermiona
obrzuciła Harry’ego smutnym spojrzeniem.
— Podobno ma koszmary. — Syriusz westchnął, jednak zaraz ożywił się i
dodał: — Snape chyba coś wymyślił. Pognał do dyrektora, jakby go goniło
stado hipogryfów. Chce użyć Kamienia Serca Harry’ego, żeby go przywołać.
— Kamienia Serca? — Hermiona pokręciła głową z niedowierzaniem. —
Dlaczego akurat Kamienia Serca? To raczej niemożliwe, one nie mają żadnej
mocy. Noszą w sobie jedynie magiczną sygnaturę czarodzieja.
— Zgadza się, panno Granger i dokładnie tę ich cechę zamierzamy
wykorzystać. — Od drzwi dobiegł obojga spokojny głos Dumbledore’a. —
Profesor Snape za chwilę do nas dołączy i będziemy mogli zacząć. Poppy —
zwrócił się dyrektor do towarzyszącej mu pielęgniarki — sprawdź, proszę, w
jakim stanie jest Harry. To, co zaraz zrobimy, będzie dla niego bardzo
stresujące, chciałbym mieć pewność, że fizycznie to wytrzyma.
Pani Pomfrey przeprosiła siedzących przy łóżku i zaczęła szczegółowe
skanowanie. W tym czasie Syriusz i Hermiona podeszli do Dumbledore’a,
który objął ich delikatnie za ramiona. Stary czarodziej wyglądał, jakby ktoś
wlał w niego potężną dawkę eliksiru wzmacniającego. Plecy miał proste, a
ruchy zdecydowane. Wpatrywał się uważnie w Harry’ego.
— Dyrektorze, Snape wypadł stąd jak po ogień. O co dokładnie chodzi? —
zapytał Black.
— Mamy chwilę, zanim Poppy skończy, więc szybko wam to wyjaśnię,
zwłaszcza że będę potrzebować waszej pomocy. I dyskrecji. — Dyrektor
spojrzał na oboje znaczącym wzrokiem, na co kiwnęli głowami i zaczęli
przysłuchiwać się uważnie. — Magomedycy uważają, że Harry odłączył swój
umysł od rdzenia magicznego, albo przynajmniej od jego części. Gdzieś musi
jednak istnieć połączenie, bo inaczej to, co dzieje się w jego umyśle, nie
miałoby wpływu na ciało. A ma, gdyż, jak wiecie, pod wpływem tego, czego
doświadcza, systematycznie wzrasta mu poziom adrenaliny i toksyn. Mógłby
wrócić, gdyby wiedział, gdzie się kierować.
— Nie rozumiem. Dlaczego nie wie, gdzie się kierować? Jeśli zakładacie, że
jakieś połączenie jednak istnieje, rdzeń powinien go przyciągać. — Na twarzy
Hermiony zagościła głęboka frustracja.
— To nie takie proste. — Dyrektor pokręcił głową. — Kiedy świadomość
czarodzieja wędruje poza jego ciałem, jak na przykład w czasie świadomego
śnienia, wtedy jego magiczna sygnatura oznacza wszystkie ścieżki, które
przebyła. To ma być mechanizm bezpieczeństwa, taka nić Ariadny. — Widząc
zagubiony wzrok Syriusza, Dumbledore dodał: — To mugolska opowieść,
panna Granger na pewno rozumie, co mam na myśli. — Hermiona kiwnęła
głową, więc dyrektor kontynuował: — Czasami, gdy świadomość czarodzieja
zbyt długo pozostaje poza jego ciałem, lub gdy wraz z nią wypchnięte
zostanie za wiele mocy, wówczas magiczna sygnatura zaczyna się
rozprzestrzeniać w sposób niekontrolowany, tak jakby rozmywała się po
[ Pobierz całość w formacie PDF ]