King Stephen - Pokochała Toma Gordona, ksiażki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
R
ICHARD
B
ACHMAN
(S
TEPHEN
K
ING
)
P
OKOCHAŁA
T
OMA
G
ORDONA
Książkę tę poświęcam mojemu synowi Owenowi
który w końcu nauczył mnie o baseballu
o wiele więcej, niż ja nauczyłem jego.
1
Czerwiec 1998
Rozgrzewka
Świat to potwór zębaty, gotów gryźć, gdy tylko zechce. Trisha McFarland odkryła tę
fundamentalną prawdę w wieku dziewięciu lat, o dziesiątej rano tego dnia na początku czerwca
siedziała na tylnym siedzeniu dodge'a caravana matki, w niebieskiej bluzie treningowej
Czerwonych Skarpet (z numerem 36 - numerem Toma Gordona na plecach), bawiąc się swą
lalką Moną, o dziesiątej trzydzieści zabłądziła w lesie, o jedenastej rozpaczliwie próbowała
opanować atak paniki, broniąc się przed myślą: “To poważna sprawa, to bardzo poważna
sprawa”. Rozpaczliwie broniła się także przed myślą, że kiedy ludzi giną w lesie, bywa z nimi
niedobrze. Bardzo niedobrze. Bywa, że umierają.
“A wszystko dlatego, że chciało mi się siusiu” - pomyślała, ale prawdę mówiąc, nie
chciało jej się siusiu aż tak, poza tym mogła przecież poprosić mamę i Petera, by zaczekali na
nią tę małą chwilkę, potrzebną do ukucnięcia za drzewem. Tyle że oni znów się kłócili, ale
nowina, no nie, i dlatego została odrobinę z tyłu, nie mówiąc im o tym ani słowa. Dlatego
zeszła ze szlaku, za kępę wysokich krzaków, i o tym też nic im nie powiedziała. Uznała, że
należy jej się mała przerwa, takie to proste. Miała dość słuchania, jak się kłócą, miała dość
udawania wesołej i pogodnej, ukrywania, że marzy tylko o tym, by wrzasnąć na matkę:
“Odpuść mu! Jeśli aż tak chce wrócić do Malden i mieszkać z tatą, to mu na to pozwól, wielkie
mi co. Gdybym miała prawo jazdy, sama bym go odwiozła i wreszcie mielibyśmy chwilę ciszy
i spokoju!” i co by się wówczas stało? Co by powiedziała matka? Jaką by miała minę? i Pete.
Pete jest starszy - ma prawie czternaście lat - i całkiem niegłupi, więc czemu się upiera?
Dlaczego sobie nie odpuści? Pragnęła powiedzieć mu jedno: “Daj spokój”, a właściwie
pragnęła to powiedzieć im obojgu.
Do rozwodu doszło przed rokiem. Sąd przyznał matce prawo do opieki nad dziećmi.
Peter gorzko i długo protestował przeciw przeprowadzce z przedmieścia Bostonu do
południowego Maine; właściwie nie przerwał protestów aż do dziś. Po części rzeczywiście
wolał mieszkać z ojcem i nie miał zamiaru zrezygnować z tego argumentu, kierowany
bezbłędnym instynktem, który mu podpowiadał, że w ten sposób jest w stanie ugodzić matkę
najgłębiej i najboleśniej, Trisha wiedziała jednak, że nie jest to motyw jedyny ani nawet
najważniejszy. Peter chciał wrócić do Bostonu przede wszystkim dlatego, że nienawidził
Szkoły Przygotowawczej Sanford, w Malden szło mu jak po maśle. Rządził klubem
2
komputerowym niczym udzielny książę, miał przyjaciół -dupków, bo dupków, ale była tych
chłopaków spora grupa i szkolne łobuzy nie ośmielały się ich zaczepiać, w Szkole
Przygotowawczej Sanford nie było nawet klubu komputerowego, Pete zdobył sobie zaledwie
jednego przyjaciela, Eddiego Rayburna, a w styczniu Eddie wyjechał, bo jego rodzice również
się rozwiedli. Pete został więc sam -oferma szkolna, nad którą każdy mógł się znęcać do woli,,
a co najgorsze, wszyscy się z niego śmiali. Zyskał sobie nawet przydomek, którego szczerze
nienawidził: Compu-World.
W te weekendy, których dzieci nie spędzały z ojcem w Malden, matka zabierała je na
wycieczki, z ponurym uporem, na który nie było lekarstwa. Trisha całym sercem marzyła
o weekendzie bez wycieczki, bo podczas wycieczek było najgorzej, ale nie spodziewała się, by
taki cud nastąpił w przewidywalnej przyszłości. Quilla Andersen (matka wróciła do
panieńskiego nazwiska i załóżcie się, o co chcecie, ludzie, że Peter tego też nienawidził) była
kobietą, która doskonale wiedziała, czego chce... i dokładnie to dostawała. Podczas jednego
z weekendów spędzanych z ojcem Trisha usłyszała, jak jej tata mówi do swego ojca: “Gdyby to
Quilla dowodziła pod Little Big Horn, Indianie dostaliby lanie”. Nie podobało jej się, kiedy tata
mówił tak o mamie, wydawało się to równie dziecinne, co nielojalne, musiała jednak przyznać,
że w tej szczególnej myśli tkwiło więcej niż ziarno prawdy.
W ciągu ostatnich sześciu tygodni, podczas których jej stosunki z Peterem pogarszały
się stale i systematycznie, matka zabrała ich do muzeum samochodów w Wiscasset, do wioski
Shakerów
1
w Gray, do New England Plant-A-Torium w North Wyndham
2
, do Six -Gun City
w Randolph
3
, w New Hampshire, na spływ kajakowy rzeką Saco oraz na narty do Sugarloaf,
gdzie Trisha zwichnęła nogę w kostce, co doprowadziło do dzikiej awantury między rodzicami.
Wierzcie mi albo nie, rozwód to doskonała zabawa.
Czasami, kiedy któraś z wycieczek naprawdę mu się podobała, Peter zamykał gębę na
kłódkę. Stwierdził, że Six-Gun City to “dla dzieci”, ale mama pozwoliła mu spędzić większość
czasu w sali gier komputerowych, więc wrócił do domu wprawdzie niekoniecznie szczęśliwy,
lecz przynajmniej milczący. Jeśli jednak coś mu się nie podobało (a najbardziej ze wszystkiego
nie podobało mu się Plant-A-To-rium, tego dnia, wracając do Sanford, wkurzał się wręcz
koncertowo), nie uważał bynajmniej za stosowne zachowania swej opinii dla siebie. Zasada
1
Shakerzy - sekta religijna, powstała w Anglii w XVIII wieku, istniejąca obecnie wyłącznie w Stanach
Zjednoczonych. Jej członkowie praktykują celibat i wspólnotę majątkową, są też zwolennikami prostego trybu życia. Słyną
jako rzemieślnicy
2
Ogród botaniczny, gromadzący rośliny typowe dla Nowej Anglii.
3
Rekonstrukcja typowego miasteczka z westernu
3
“żyj i daj żyć innym” nie mieściła się w jego światopoglądzie, w matki zresztą też nie,
a przynajmniej Trisha nigdy nie dostrzegła u niej usiłowań, by wprowadzić ją w życie. Za to
ona sama uznawała ową zasadę za najprzydatniejszą w świecie, ale oczywiście wystarczyło
jedno spojrzenie, by stwierdzić: “skóra zdjęta z taty”, co nie zawsze się jej podobało,
przeważnie jednak tak.
Trishy nie obchodziło, dokąd wyjeżdżają w soboty. Byłaby wręcz szczęśliwa, gdyby
odwiedzali wyłącznie wesołe miasteczka i pola do gry w minigolfa, wówczas bowiem kłótnie
nie bywały aż tak straszliwe. Mama uważała jednak, że wycieczki powinny być także
“kształcące”, stąd Plant-A-To-rium i wioska Shakerów. Nie da się ukryć, że Pete miał swoje
problemy, wśród nich zaś ten, że nienawidził, by kształcono go przymusowo w soboty, które
z największą radością spędzałby w pokoju, grając na Macu w “Sanitarium” lub “Rivena”. Raz
i drugi zdarzyło mu się wygłosić opinię o wycieczce wystarczająco dobitnie (brzmiało to mniej
więcej tak: “o kant dupy potłuc”), by matka uznała za stosowne odesłać go do samochodu
z poleceniem “opanowania się”, póki ona nie wróci z Trishą.
Trisha miała wielką ochotę wytłumaczyć matce, że Pete jest za stary, by traktować go
jak przedszkolaka i stawiać do kąta, że pewnego dnia mogą wrócić do pustego samochodu, aby
stwierdzić, że postanowił autostopem powrócić do Massachusetts, ale - rzecz jasna - milczała.
Same sobotnie wycieczki były oczywiście bez sensu, mama jednak nigdy nie przyjęłaby tego
do wiadomości. Pod koniec niektórych Quilla Anderson wyglądała co najmniej o pięć lat
starzej niż na początku, w kącikach jej ust pojawiały się nagle głębokie bruzdy, masowała
skronie, jakby cierpiała na dokuczliwy ból głowy... ale nie rezygnowała i nie miała zamiaru
zrezygnować. Gdyby była pod Little Big Horn, Indianie wygraliby - być może - lecz drogo
zapłaciliby za to zwycięstwo.
W tym tygodniu wybrali się do miasteczka w zachodniej części stanu. Biegł przez nie
prowadzący do New Hampshire Szlak Appalachów. Poprzedniego wieczora, siedząc przy
kuchennym stole, mama pokazała im fotografie z broszury. Na większości z nich widać było
wesołych wędrowców na ścieżce lub w “miejscach widokowych”. Osłaniali oczy i spoglądali
w głąb pięknych leśnych dolin albo na wygładzone przez czas, lecz nadal imponujące szczyty
centralnego pasma Gór Białych. Pete siedział przy stole i wyglądał na kosmicznie wręcz
znudzonego. Na broszurę zaledwie zerknął z łaski. Mama postanowiła nie dostrzegać tego
ostentacyjnego braku zainteresowania. Trisha, której ostatnio coraz mocniej wchodziło to
w krew, grała zachwyconą rozkoszniaczkę, w ogóle miała wrażenie, że upodabnia się
stopniowo do uczestników teleturniejów, robiących zawsze takie wrażenie, jakby mieli zsikać
4
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klobuckfatima.xlx.pl