King Stephen - Dallas '63, e-booki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
STEPHEN KINGDALLAS '63SPIS TREŚCICZĘŚĆ I MOMENT PRZEŁOMOWY 9CZĘŚĆ II OJCIEC WOŹNEGO 81CZĘŚĆ III ŻYCIE W PRZESZŁOŚCI 183CZĘŚĆ IV SADIE I GENERAŁ 289CZĘŚĆ V 22 listopada 1963 477CZĘŚĆ VI CZŁOWIEK Z ZIELONĄ KARTKĄ 621Nie można o mnie powiedzieć, że jestem skłonny do łez.Moja eks oświadczyła, że mój „nieistniejący gradient emocjonalny” to główny powód, dla którego odchodzi (jakby facet, którego poznała na spotkaniach Anonimowych Alkoholików, nie miał nic do rzeczy). Powiedziała, że jeszcze może mi darować to, że nie płakałem na pogrzebie jej ojca; znałem go tylko sześć lat i nie mogłem rozumieć, jak był wspaniały, hojny (przykład: mustang kabriolet w prezencie z okazji ukończenia szkoły średniej). Kiedy jednak nie płakałem na pogrzebach własnych rodziców - umarli w odstępie raptem dwóch lat, tata na raka żołądka, mama na nagły jak uderzenie pioruna atak serca podczas spaceru po florydzkiej plaży - zaczęła rozumieć, o co chodzi z tym nieistniejącym gradientem. „Nie byłem zdolny czuć własnych uczuć”, mówiąc żargonem AA.- Nigdy nie widziałam, żebyś uronił choć jedną łzę - powiedziała tonem, jakiego używają ludzie, kiedy przedstawiają absolutny, ostateczny, nieodwołalny powód zerwania związku. - Nawet kiedy mi mówiłeś, że albo pójdę na odwyk, albo ty odejdziesz. - Ta rozmowa odbyła się jakieś sześć tygodni przed tym, jak Christy spakowała swoje rzeczy, zawiozła je na drugi koniec miasta i wprowadziła się do Mela Thompsona. „Chłopak poznaje dziewczynę u Anonimowych Alkoholików” - to następne powiedzenie, jakie mają na tych spotkaniach.Nie płakałem, kiedy się z nią żegnałem. Nie płakałem też, kiedy wszedłem z powrotem do małego domu z ogromną hipoteką. Domu, w którym nigdy nie pojawiło się dziecko i już się nie pojawi. Położyłem się na łóżku, które teraz należało wyłącznie do mnie, zakryłem oczy ramieniem i rozpaczałem.Bez łez.Nie jestem jednak emocjonalnie zablokowany. Co do tego Christy się myliła. Pewnego dnia, miałem wtedy jedenaście lat, matka czekała na mnie przed drzwiami, kiedy wróciłem ze szkoły. Powiedziała mi, że mój piesek, Rags, wpadł pod samochód, który nawet nie raczył się zatrzymać. Nie płakałem, kiedy go pochowaliśmy, choć tata zapewnił, że to nie przyniesie mi ujmy, ale płakałem, kiedy mi to powiedziała. Po części dlatego, że był to mój pierwszy kontakt ze śmiercią; a głównie przez to, że moim obowiązkiem było dopilnować, by Rags był bezpiecznie zamknięty na naszym podwórku.I płakałem, kiedy zadzwonił lekarz mamy i powiadomił mnie, co się stało tamtego dnia na plaży. „Przykro mi, ale nie było żadnych szans - powiedział. - Czasem dzieje się to zupełnie nagle, lekarze zwykle uważają to za szczęście w nieszczęściu”.Christy przy tym nie było - tego dnia musiała zostać dłużej w szkole i spotkać się z matką, która miała jakieś pytania w związku z ocenami syna - ale ja płakałem, a jakże. Poszedłem do naszej małej pralni i płakałem w brudne prześcieradło wyjęte z kosza. Niedługo, ale łzy popłynęły. Później mogłem jej o tym powiedzieć, lecz nie widziałem w tym sensu, bo raz, pomyślałaby, że łaknę współczucia (tego sformułowania Anonimowi Alkoholicy nie używają, a może powinni), i dwa, nie sądzę, by umiejętność zalewania się łzami na zawołanie powinna być warunkiem udanego małżeństwa.Teraz, kiedy o tym myślę, to nie widziałem, by mój tata kiedykolwiek płakał; w największych emocjach dobywał z siebie co najwyżej ciężkie westchnienie albo kilka niechętnych burknięć udających śmiech - William Epping nie walił się w piersi ani nie zrywał boków, co to, to nie. Był typem małomównego twardziela, a matka w gruncie rzeczy była taka sama. Może te kłopoty z płaczem to sprawa genetyczna. Ale zablokowany? Niezdolny czuć własnych uczuć? Nie, taki nie byłem nigdy.Poza chwilą, w której dostałem wiadomość o mamie, pamiętam jeszcze tylko jedną okazję, kiedy płakałem jako dorosły, a było to przy czytaniu historii ojca woźnego. Siedziałem sam w pokoju nauczycielskim Lisbon High School i przekopywałem się przez stertę wypracowań, które spłodziła moja grupa z angielskiego dla dorosłych. W głębi korytarza słyszałem zgłuszone dudnienie piłek do koszykówki, ryk syreny ogłaszającej czas dla trenera i krzyki kibiców towarzyszące zmaganiom sportowych bestii: Chartów Lisbon i Tygrysów Jay.Któż może wiedzieć, kiedy życie stanie na rozdrożu i dlaczego?Zadałem temat „Dzień, który odmienił moje życie”. Odpowiedzi, choć najczęściej z serca płynące, były w większości ciężkostrawne: sentymentalne opowieści o dobrej cioci, która przyjęła pod swój dach nastolatkę w ciąży, o kumplu z wojska, który pokazał, czym jest prawdziwe męstwo, o przypadkowym spotkaniu z kimś sławnym (zdaje się, że chodziło o Alexa Trebeka z teleturnieju „Jeopardy”, choć mógł to być Karl Malden). Ci z was, którzy są nauczycielami i dla dodatkowych trzech czy czterech tysięcy rocznie prowadzą kursy przygotowujące do zaocznej matury, wiedzą, jak zniechęcające jest czytanie takich wypracowań. O obiektywnej ocenie właściwie nie ma mowy, a przynajmniej nie było dla mnie; zaliczałem wszystkim, bo nigdy nie miałem dorosłego ucznia, który nie wypruwał z siebie żył. Jeśli oddawałeś pracę, w której napisałeś cokolwiek, miałeś zagwarantowane, że Jake Epping, nauczyciel angielskiego w LHS, postawi haczyk przy twoim nazwisku, a jeśli jeszcze tekst podzielony był na prawdziwe akapity, dostawałeś co najmniej cztery minus.Robota była ciężka dlatego, że czerwony długopis stał się moim podstawowym narzędziem dydaktycznym zamiast moich ust i zużyłem go praktycznie do cna. Była też dołująca, bo wiedziałem, że praktycznie nic z tej edukacji czerwonym długopisem nie zostanie ludziom w pamięci; jeżeli ktoś w wieku trzydziestu lat nie zna podstawowych reguł gramatyki (poszedłem, nie poszłem), nie wie, kiedy używać wielkich liter (Biały Dom, nie biały-dom), ani nie potrafi sklecić zdania zawierającego rzeczownik i czasownik, to pewnie już się tego nie nauczy. Mimo to nie ustajemy w bojach i mężnie zaznaczamy niewłaściwie użyte słowo w zdaniach typu „Mąż mój był zbytnio skory do tego, żeby mnie oceniać” bądź przekreślamy „żem” i dopisujemy końcówkę czasownika w zdaniu „I od tej pory żem często wypływał aż do boi”.Taką właśnie beznadziejną, żmudną pańszczyznę odwalałem tamtego wieczoru, podczas gdy niedaleko kolejny mecz szkolnej ligi koszykarskiej zbliżał się do kolejnej końcowej syreny, na wieki wieków, amen. Christy była wtedy świeżo po odwyku i przypuszczam, że jeśli o czymkolwiek wówczas myślałem, musiało to mieć związek z nadzieją, że wrócę do domu i zastanę ją trzeźwą (tak też się stało; łatwiej jej było zachować trzeźwość niż męża). Pamiętam, że pobolewała mnie głowa i pocierałem skronie, tak jak to się robi, kiedy chce się zapobiec przejściu lekkiego, dokuczliwego ćmienia w potężną migrenę. Pamiętam, że myślałem: Trzy, jeszcze tylko trzy prace i będę mógł wyjść. Wrócę do domu, zrobię sobie duży kubek kawy rozpuszczalnej i zanurzę się w nowej powieści Johna Irvinga bez tych szczerych, ale nieskładnych wypocin wiszących mi nad głową.Nie było dźwięku skrzypiec ani dzwonka alarmowego, kiedy zdjąłem pracę woźnego z wierzchu sterty i położyłem przed sobą, żadnego poczucia, że ta chwila odmieni życie nie tylko mojej skromnej osoby, ale i wszystkich ludzi na świecie. Ale takich rzeczy się nie wie, prawda? Życie zmienia się w mgnieniu oka.Pisał tanim tuszem długopisowym, który miejscami zaplamił wszystkie pięć stron i niechybnie pobrudził mu palce. Miał kulfoniasty, ale czytelny charakter pisma i musiał mocno naciskać długopis, bo słowa wręcz wyryły się na kartkach z taniego zeszytu; gdybym zamknął oczy i wodził palcami po ich odwrotach, to byłoby tak, jakbym czytał Braille'a. Na końcu każdego małego „y” był lekki zawijas, jakby ozdobnik. To pamiętam szczególnie wyraźnie.Pamiętam też początek jego wypracowania. Słowo w słowo. Pewnie, że tak. Dzień, który odmienił życie Harry'ego Dunninga, odmienił także moje własne.To nie był dzień, tylko noc. Noc, która odmieniła moje życie, to była noc, kiedy ojciec zabił mamę moją i dwóch braci, a mnie pobił. Moją siostrę też pobił, tak bardzo, że była w śpiączce. Trzy lata się nie budziła i w końcu umarła. Na imię jej było Ellen i bardzo ją kochałem. Lubiła zrywać kwiatki i wkładać je w wazony.W połowie pierwszej strony zaczęły mnie piec oczy i odłożyłem mój wierny czerwony długopis. To wtedy, gdy doszedłem do momentu, kiedy wczołgał się pod łóżko z krwią zalewającą oczy (ściekała mi też w gardło i okropnie smakowała), rozpłakałem się - ależ Christy byłaby dumna. Doczytałem do samego końca bez postawienia choćby jednego znaczka, ocierając oczy, żeby łzy nie kapały na stronice, które w oczywisty sposób kosztowały go tak wiele wysiłku. Czy sądziłem, że był mniej lotny od pozostałych, że stał może pół szczebla nad tymi, o których się kiedyś mówiło „upośledzeni zdolni do nauki”? Cóż, na Boga, miało to swoją przyczynę, nieprawdaż? Podobnie jak to, że kulał. Cud, że w ogóle żył. A jednak. Miły człowiek, który zawsze się uśmiechał i nigdy nie podnosił głosu na dzieci. Miły człowiek, który przeszedł piekło, a teraz pracował - pokornie i z nadzieją, jak oni wszyscy - nad tym, żeby zrobić maturę. Mimo że miał do końca życia pozostać woźnym, zwykłym facetem w zielonym lub brązowym uniformie, który zamiatał korytarze i zeskrobywał gumy do żucia z podłogi szpachlą (zawsze ją nosił w tylnej kieszeni). Może niegdyś mógł zostać kimś innym, ale pewnej nocy jego życie zmieniło się w mgnieniu oka i dziś był tylko facetem w stroju roboczym, na którego dzieciaki wołały „Harry Kic-Żabka”, bo tak śmiesznie chodził.Dlatego płakałem. Niedługo, ale to były prawdziwe łzy, płynące prosto z serca. W głębi korytarza słyszałem, jak orkiestra szkolna zaczyna grać pieśń zwycięstwa - a zatem nasi wygrali, chwała im. Później Harry i para jego współpracowników złożą trybuny i pozamiatają wrzucon... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klobuckfatima.xlx.pl