Kennedy Shirley Od pierwszego wejrzenia, Książki - Literatura piękna, Bonia, Harlequiny nowe różne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Shirley Kennedy
Od pierwszego wejrzenia
1
Jeszcze tylko dwa dni! Na tę myśl Janey zadrżała z podniecenia. Za tydzień o
tej porze będzie już po wszystkim. Wtedy będzie już panią Boswell,
odbywającą podróż do Las Vegas. Oczywiście jeśli dotrwa do soboty!
W przymierzalni sklepu z modą ślubną było duszno i gorąco.
— Stój spokojnie, Hannah! — Janey upomniała przyjaciółkę pomagając jej
włożyć suknię, w której Hannah miała wystąpić jako druhna. — Nie wolno ci
się spocić, bo jeszcze ją zniszczysz.
Hannah James stała z rękami podniesionymi do góry i głową omotaną
różowym tiulem.
— Ściągnij mi to, bo inaczej się uduszę — wysapała gniewnie, a gdy suknia
wreszcie znalazła się na swoim miejscu, odetchnęła z ulgą. — Naprawdę
chcesz wyjść za mąż? Chyba wiesz, jakiej ofiary żądasz ode mnie.
— Tak, chcę! Stój prosto, żebym mogła się przekonać, czy dobrze leży.
— Mam nadzieję, że dobrze — skrzywiła się Hannah. — Nie uśmiecha mi się
spędzenie reszty życia wśród modeli ślubnych pani Waldens.
— Nie ma obawy — Janey próbowała uspokoić przyjaciółkę. — Jeszcze tylko
trochę cierpliwości. To ostatnia przymiarka. — Pomyślała przy tym o
problemach, jakie niesie ze sobą taka uroczystość — włączając w to trud,
jakiego wymagało podtrzymywanie dobrego nastroju druhny, nienawidzącej
sukienek z falbankami.
Hannah szarpnęła niecierpliwie przymarszczone wycięcie wokół szyi.
— Żarty na bok, Janey — rzekła poważnie patrząc z ukosa na przyjaciółkę. —
Możesz się jeszcze cofnąć.
— Cofnąć?! Tuż przed ślubem?! — Janey wpatrzyła się w nią oszołomiona. —
Co ty wygadujesz!
— Oczywiście. W dzisiejszych czasach takich przypadków jest więcej, niż
myślisz.
— Ależ Hannah, ja mam już przecież dwadzieścia trzy lata — obruszyła się. —
Jeśli nie wyjdę teraz za Jerry'ego, to kto mnie potem jeszcze zechce wziąć? On
jest moją ostatnią szansą. Chcesz, żebym została starą panną?
— Dziś nie ma już starych panien, są najwyżej mądre kobiety, które z jakichś
względów wolą zostać same. Zresztą jesteś za ładna, aby mężczyźni mieli
zostawić cię w spokoju.
— Skończ już wreszcie. Gdyby Jerry spotkał mnie tu tak ubraną, z miejsca
odwołałby ślub.
Spojrzała po sobie krzywiąc się w pociesznym uśmiechu. Ubrana była w
znoszone dżinsy i wyblakły podkoszulek z napisem „Ktoś mnie kocha w
Denver", długie wijące się włosy podpięła z obu stron głowy grzebykami, a na
nogach miała tenisówki, które z pewnością oglądały już lepsze czasy.
— Możliwe, że Jerry tak by zareagował. Jest nudny, konserwatywny i... —
Hannah urwała widząc spochmurniałą nagle minę Janey.-— Owszem, można
się w nim doszukać czegoś pozytywnego — ambicji, która mu pomoże zarobić
sporo pieniędzy.
Janey zasunęła zamek błyskawiczny przy sukni Hannah i odstąpiła krok do
tyłu.
— Nawet jeżeli nie jest samą doskonałością, lubię go takim, jaki jest — rzuciła
poirytowana. Nie pierwszy raz przyjaciółka wyprowadziła ją z równowagi.
Zawsze kłóciły się na temat Jerry'ego. — No a teraz zobaczmy... — Cofnęła się
jeszcze bardziej i z podziwem lustrowała przyjaciółkę. — Moim zdaniem leży
wspaniale! Będziesz śliczną druhną.
Hannah, obejrzawszy się w lustrze ze wszystkich stron, parsknęła śmiechem.
— Tylko mi się przyjrzyj. Przecież wyglądam jak słoń w krynolinie! Falbanki i
kokardki to nie dla mnie.
To ostatnie się zgadzało. Hannah była rosła, dobrze zbudowana i preferowała
odzież sportową. Nigdy nie widziało jej się w sukience, a już na pewno nie w
różowej, suto marszczonej i z olbrzymią satynową kokardą na plecach.
— Wiem, że to nie twój styl, Hannah, lecz mimo to jest ci w niej bardzo ładnie.
— Z całą pewnością nie! Niech ci przypadkiem nie przyjdzie do głowy rzucić mi
bukiet ślubny — ostrzegła Hannah błyskając gniewnie oczami. — Nie życzę
sobie żadnych ślubów, jeśli z ich okazji trzeba wkładać takie idiotyczne
sukienki. A w ogóle... Mam mówić otwarcie?
— Czyż mogę ci przeszkodzić? — uśmiechnęła się niepewnie Janey.
— Jasne, że nie możesz — stwierdziła z zadowoleniem Hannah. — Śmiem
wątpić, czy Jerry jest odpowiednim mężczyzną dla ciebie.
Janey westchnęła. To wszystko słyszała już wiele razy. Hannah wyraźnie nie
lubiła Jerry'ego i nie przepuściła okazji, aby nie przypiąć mu łatki.
— Wierz mi, Jerry jest odpowiednim mężczyzną. — Powiedziała to wolno i
dobitnie, jak gdyby mówiła do dziecka, a zarazem i siebie chciała o tym
przekonać. — Kocham go. Jest dla mnie wszystkim.. Ale ty tego nie rozumiesz,
przecież na dobrą sprawę jeszcze nigdy nie byłaś naprawdę zakochana.
Hannah wybuchnęła głośnym śmiechem.
— I nie chcę być — a przynajmniej przez dziesięć najbliższych lat. — Nagle
spoważniała. — Nie gniewaj się, ale ja oczekiwałam, że zrobisz coś
wyjątkowego ze swoim życiem, a ty co? Rzucasz wszystko, aby wyjść za
Jerry'ego Boswella.
— Co takiego znów rzucam? — żachnęła się Janey. — Uważasz, że bycie
sprzedawczynią to oszałamiająca kariera?
— Byłaś więcej niż sprzedawczynią. Miałaś wspaniałą pracę, która sprawiała
ci przyjemność, przecież wiem. A teraz co? Poświęciłaś wszystko inne dla tego
nudziarza i...
Janey zżymała się w duchu, że tym razem nie potrafi odparować ciosu. Wbrew
sobie samej zrezygnowała z ukochanego zajęcia w specjalistycznym sklepie ze
sprzętem do nurkowania, gdyż Jerry nie chciał, aby po ślubie tam pracowała.
Miała wyszukać sobie coś „poważnego", może w którymś z banków. „Coś
takiego z klasą", powiedział wtedy. Janey co prawda nie dawała spokoju myśl,
że chodziło mu o pracę „z większą kasą", lecz prędzej by sobie odgryzła język,
niż podzieliła się swym przypuszczeniem z Hannah.
— To była praca jak każda inna — zauważyła chłodno, po czym
skrzyżowawszy ręce na piersi jeszcze raz przyjrzała się krytycznie
przyjaciółce. — Nie uwiera pod pachami?
Hannah obróciła się przed lustrem.
— Nie — przyznała niechętnie. — A teraz zabierajmy się stąd. Mamy jeszcze
tyle do załatwienia.
Janey skinęła głową. Tak, ślub był emocjonującym przeżyciem, ale w
przygotowania do niego trzeba było włożyć sporo trudu. Zaproszenia, kwiaty,
organizacja przyjęcia i jeszcze tyle innych spraw... Matka wprawdzie
pomagała jej we wszystkim, lecz większość z tych rzeczy Janey załatwiała
sama. Nie żeby miała się skarżyć. Ostatecznie robiła to z miłości.
Tak, kochała Jerry'ego. Wzrastali obok siebie, chodzili do tej samej szkoły.
Żaden z kolegów nie mógł się z nim równać. Był spokojny i godny zaufania, na
pozór absolutne przeciwieństwo impulsywnego temperamentu Janey.
Pochodził z szanowanej powszechnie, zasiedziałej rodziny, szkołę i studia
ukończył z odznaczeniem i od pewnego czasu pracował jako świeżo upieczony
menedżer w konsorcjum naftowym. Mówiono o nim, że wiele sobą obiecuje i na
pewno zrobi karierę. Oczywiście nie wszyscy go lubili, dobrze o tym wiedziała.
Byli tacy, którzy uważali go za mruka, inni stronili od niego przypisując mu
zarozumiałość i bezwzględność. Janey wszakże nie zaprzątała sobie głowy ich
sądami. Czuła, że nie kocha go szaleńczą miłością, zresztą tak może było i
lepiej. Uniesienia i zachwyty zwykle kończą się rozczarowaniem, myślała, a
małżeństwo należy budować na solidniejszych podstawach, jak mówił Jerry.
Sama nie marzyła o karierze. Miała zamiar pracować, dopóki nie przyjdą na
świat dzieci, a później jako żona i matka strzec ogniska domowego. Głównym
celem jej życia było pozostanie panią Boswell, nie kryła się z tym zresztą.
— Och, Hannah, nawet nie wyobrażasz sobie, jaka jestem szczęśliwa! —
wybuchnęłą żywiołową radością, gdy znalazły się na parkingu przed sklepem.
— Mój Boże — jęknęła przyjaciółka — jakże ja wytrzymam do soboty?
— Jest mi po prostu lekko na duszy. Ślub daje poczucie bezpieczeństwa —
wszystko naraz staje się jasne, wiesz już, jak spędzisz resztę życia.
Hannah przyglądała się jej z powagą.
— Jeśli uważasz, że małżeństwo oznacza jakieś gwarancje na przyszłość, to
naprawdę jesteś szalona. Przecież tysiąc rzeczy może się nie udać. Czasem już
od początku się nie układa.
— Ale nie w moim życiu! — Janey odgarnęła włosy z twarzy. — Co właściwie
miałoby się nie udać? Ostatecznie wszystko zostało starannie przemyślane i
zaplanowane.
Naprawdę to zrobiła. Pozwolił jej na to długi okres narzeczeństwa, miała
przecież na to dużo czasu. A teraz sprawy biegły ustalonym torem, jakby same
z siebie. Suknia ślubna już dawno była gotowa, Janey uszyła ją sama wkłada-
jąc w to wiele uczucia. Jej cztery przyjaciółki obowiązkowo miały być
druhnami, a dla każdej z nich przewidziała na tę okazję sukienkę w innym
odcieniu różu. Ślub, na który zaproszonych zostało z górą dwustu gości, miał
się odbyć w najbliższe sobotnie popołudnie w kościele, gdzie chodziła od
dziecka. Tuż po ceremonii przewidziany był szampan, a zaraz potem obiad w
eleganckiej restauracji. Miał im tam przygrywać jeden z najlepszych zespołów,
jakie istniały w Denver. Wszystko to kosztuje majątek, ale w końcu raz wy-
chodzi się za mąż, usprawiedliwiała się sama przed sobą.
— Dokąd teraz? — Hannah spojrzała pytająco na Janey, gdy siedziały znów w
samochodzie.
— Chwileczkę, muszę sprawdzić — Janey wyciągnęła z torebki listę spraw do
załatwienia. — Byłyśmy już w kościele, w restauracji, odebrałyśmy twoją
sukienkę i moje szpilki. O, właśnie, biuro podróży. Muszę jeszcze wpłacić
resztę sumy.
Hannah uniosła z niezadowoleniem brwi.
— Według mnie to Jerry powinien opłacić podróż poślubną.
— Wiesz przecież, że wszystkie wydatki dzielimy na pół. To ja tak chciałam, a
Jerry się zgodził. — Janey miała nadzieję, że zabrzmiało to przekonująco. W
rzeczywistości Jerry, przy wszystkich swoich zaletach, był raczej skąpy.
Obstawał przy tym, aby płaciła za siebie, i tak się jakoś dziwnie składało, że to
ona ponosiła lwią część wspólnych wydatków. Cóż, nie ma człowieka bez wad,
pocieszała się.
— Gdybyś mnie zapytała o zdanie... — zaczęła Hannah.
— Ale tego nie zrobiłam, i nie zrobię — przerwała jej niezbyt grzecznie Janey i
co prędzej zmieniła temat. — Za dwa dni Jerry i ja będziemy już w drodze do
Las Vegas.
— Nie rozumiem, dlaczego w ogóle jedziecie do Las Vegas — skrzywiła się
Hannah. — Nie wolałabyś jechać tam, gdzie miałabyś okazję do nurkowania?
Janey westchnęła w duchu. Przyjaciółka dotknęła drażliwej kwestii, i to nie
pierwszy raz. Tak naprawdę to była straszliwie rozczarowana, gdy jej
narzeczony, wybierając miejsce na spędzenie miodowego miesiąca, nie chciał
słyszeć o żadnej z wysp określanych mianem raju dla nurków, nie dała jednak
poznać po sobie, jak jest zawiedziona i przystała na jego propozycję.
— Przecież ci mówiłam, że Jerry nie uprawia tego sportu. Chce jechać do Las
Vegas, więc właściwie dlaczego miałam się nie zgodzić?
Postanowiła twardo, że nie da sobie popsuć humoru, więc korzystając z tego,
że właśnie zatrzymały się na parkingu, wyskoczyła z samochodu, aby uniknąć
następnej cierpkiej uwagi przyjaciółki, od czego Hannah była specjalistką. W
biurze przekazała urzędniczce czek na trzysta dolarów, upewniwszy się
wcześniej, że i Jerry już wpłacił swoją część. To jego dobra strona, pomyślała,
jest dokładny i punktualny.
Dokładny i punktualny? Czy to wszystko, czego naprawdę oczekujesz od
mężczyzny? To pytanie, które zadał jej jakiś przekorny wewnętrzny głos,
wielce ją zirytowało. Tak, właśnie tego pragnę! powtórzyła w duchu wsiadając
na powrót do samochodu.
— Nerwy mnie zawodzą — jęknęła próbując się uspokoić. Hannah spojrzała
na nią ze zrozumieniem.
— Może zajrzałybyśmy na chwilę do sklepu? Kenny mówił, że ma zdjęcia z
Bonaire.
Naraz ku swemu zdumieniu Janey uczuła zazdrość. Przed paroma dniami
Hannah została zaangażowana jako instruktorka na wyspie Bonaire. To była
dla niej wymarzona praca. Z miejsca złożyła wypowiedzenie w banku i w dzień
po weselu Janey miała odlecieć na Karaiby.
Właściwie dlaczego jej zazdroszczę? zastanawiała się Janey. Czyż za parę
godzin nie spełni się to, czego tak bardzo sobie życzyłam? Nie umiała jednakże
znaleźć na to odpowiedzi...
— Zgoda — powiedziała głośno, próbując nie dać tego poznać po sobie. Prawda
wyglądała tak, że jej namiętnością było wszystko, co wiązało się z
nurkowaniem. Każdorazowy pobyt w sklepie ze sprzętem do nurkowania
nieodmiennie sprawiał jej przyjemność, lecz niestety nie miała okazji zajrzeć
tam od momentu, kiedy miesiąc wcześniej zrezygnowała z pracy.
Obie z Hannah od szesnastego roku życia interesowały się tym sportem. To
Kenny, brat Hannah, będący kierownikiem sklepu ze sprzętem dla nurków,
gdzie Janey długi czas pracowała, nieledwie je zmusił, aby nauczyły się
nurkować z pełnym wyposażeniem, profesjonalnie.
Hannah z łatwością przekonała do tych planów swych liberalnych,
przystępnych i wyrozumiałych rodziców, lecz owdowiała matka Janey była
przerażona, uważając nurkowanie za wyjątkowo niebezpieczny sport. „Utopisz
się, jak nic się utopisz", powtarzała raz po raz, zdecydowana nie pozwolić na
coś tak ryzykownego, ale Janey, która do tej pory nigdy nie sprawiała matce
kłopotów, uparcie obstawała przy swej decyzji.
Dziewczęta bez problemu ukończyły kurs dla nurków, a potem, po dalszym
przeszkoleniu, uzyskały licencje instruktorskie. Hannah zdążyła już nawet
zaliczyć rafę koralową, Janey niestety nie. Oczywiście też miała szaloną ochotę
wziąć udział w takiej wyprawie, a zorganizowano ich już kilka, i to do różnych
części świata, lecz Jerry, nie zainteresowany tym sportem, umiał jej to
wyperswadować. „Strata czasu i pieniędzy, oświadczył. Jeśli poważnie myślisz
o przyszłości, powinnaś zanieść te pieniądze do banku". Janey z żalem się
poddawała — i wpłacała pieniądze na wspólne konto.
— Wiesz, że sklep zmienił właściciela? Kenny ma nowego szefa —
nieoczekiwanie powiedziała Hannah. — Nazwa też została zmieniona, sklep
nazywa się teraz „Podwodna przygoda".
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klobuckfatima.xlx.pl