Kamsza Wiera - Odblaski Eterny 01 - Czerwień na czerwieni, WIERA KAMSZA

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
W
IERA
K
AMSZA
CZERWIEŃ
NA
CZERWIENI
I tom cyklu
Odblaski Eterny
Przełożyli
Ewa i EuGeniusz Dębscy
Wydawnictwo Dolnośląskie
Spis treści
Prolog
Samotny
W mieście niegdyś zwanym Kabitelą, a dziś - Ollarią kwitły bzy. Białe i
fioletowe świece, zgodnie z przeznaczeniem płonących świec, były skazane na zagładę.
Skazane były również gruchające na dachach gołębie, krzątający się na ulicach ludzie i
cały ten świat, ale nieuchronność końca dodawała temu miastu pewnego
zabarwionego goryczą uroku. Trudno jest kochać to, co zawsze było i zawsze będzie,
natomiast świadomość tego, że „to już ostatni raz”, ożywia stępione uczucia i człowiek
zauważa rzeczy, których wcześniej nie zauważał, a jego serce pęka z bólu i miłości.
Samotny po raz ostatni szedł ulicami Ollarii - ten świat stawał się
niebezpieczny. Wkrótce stara dobra Kertiana przejdzie we władanie rattonów, minie
jeszcze kilka wieków i to, w co zmieni się niegdyś wolny i radosny świat, trzeba będzie
zniszczyć. Z Wielkiego Naszyjnika wypadnie jeszcze jeden koralik - nie taka to znowu
wielka strata, przecież sama Nić ocaleje.
Idący po kwitnącym mieście gość rozumiał, że nieszczęście wydarzy się nie
jutro. To, co dla niego było „wkrótce” - dla śmiertelnych oznaczało niemal „nigdy”.
Ludzie śpieszący załatwiać swoje sprawy i dziwnie niezauważający wysokiego obcego
zdążą dokochać, dokrzątać się, donienawidzić, tak samo jak ich wnuki i prawnuki. Ale
i tak Samotnemu było straszliwie żal pulsującego życiem miasta z jego kasztanami i
bzem, szczebiocącymi szpakami, pokrytymi czerwoną dachówką domami i
brukowanymi ulicami.
Ludzie... Samotny uśmiechnął się - on także był człowiekiem. Był, póki nie
przeszedł przez płomienie Ognisk Eterny. Nikt go nie zmuszał - w płomienie Eterny
nie można wtrącić ani skusić do wejścia w nie. Sam wybrał sobie taki los, zgadzając
się umrzeć, by zmartwychwstać jako Strażnik Zmierzchu, wieczny wojownik i
wędrowiec, który złożył przysięgę strzec Naszyjnika.
Samotny nie wiedział, gdzie i jak zaczęła się jego misja - Nić jest długa, a
pamięć spłonęła w wichrze fioletowego ognia, ognia koloru przekwitającego bzu. Nie,
 niczego nie żałował i za nic się nie kajał - niekończący się bój, w którym nie można
zwyciężyć, stał się jego przeszłością, teraźniejszością i przyszłością, nie pozostawiając
miejsca na wątpliwości i żal, ale w pewnych światach wędrowiec miał ochotę zostać
dłużej. Samotny uważał, że te światy muszą jakoś przypominać jego poprzednią
ojczyznę, ale, w czym i dlaczego - nie wiedział, i nie mógł wiedzieć. Wszystko, co
wydarzyło się przed wkroczeniem przyszłego Strażnika Zmierzchu w fioletowy ogień,
zanim piekielny ból podarł na strzępy świadomość, zniknęło.
To było mądre - przeszłość ma zbyt dużą władzę nad człowiekiem. Ci, co
trzymają na swych barkach niebo, muszą być wolni od przeszłych związków i długów,
ale wiosenna Kertiana upajała i smuciła. Może wszystko zasadzało się na kwitnących
kasztanach i bzie, a, może na obcych uśmiechach czy śmigłych ostroskrzydłych
jaskółkach...
Samotny wyciągnął rękę, i potężny kasztan wolno pochylił gałęzie na spotkanie
obcego. Mocne palce pieszczotliwie musnęły grono kwiatu, i wędrowiec uśmiechnął
się, mrużąc oczy niczym kot. Mógł stać się starcem, młodzieńcem, kobietą,
lampartem, smokiem nawet, ale wolał pozostawać w swojej postaci. Wygląd to jedyna
rzecz, jaką pozostawił mu fioletowy płomień. Strażnik Zmierzchu miał nadzieję, że
kiedyś ktoś kochał tę postać. Albo nienawidził. Samotny nie wątpił, że zawsze był
wojownikiem, ale cała reszta... Nie widział, czy miał co tracić; chciał wierzyć, że miał.
Czasem próbował wymyślić sobie swoją ludzką przeszłość, szczęście, z którego
zrezygnował, idąc za wzywającą go adą, ale takie wymysły z czasem topniały niczym
obłoki albo paliły jak rozżarzone żelazo. Wieczny wojownik tworzył bajki o wielkiej
miłości i wiernej przyjaźni, a one nie chciały się tworzyć. Widział siebie umierającego
z
powodu ciosu w plecy, widział siebie czekającego na tortury i egzekucję,
wędrującego po obcych krainach, idącego przez obcą zawiść, złość, pogardę, ale nie
widział siebie szczęśliwego. Z jakiegoś powodu wydawało mu się, że więcej w jego
poprzednim życiu było nienawiści niż miłości, a bólu więcej niż radości, a mimo to
Samotny wolałby pamiętać wszystko.
Dźwięk dzwonu oderwał wędrowca od myśli i zmusił do powrotu na ziemię
Kertiany. Śmiertelni zawsze i wszędzie proszą mieszkańców niebios o łaskę, nie
wiedząc, że bogowie zginęli, a ci, co przejęli ich brzemię, nie mają ani sił, ani
możliwości, by zaspokajać prośby ludzi. Obce nie ustaje w usiłowaniach pochłonięcia
Naszyjnika, a rosnącemu naporowi sprzeciwiają się jedynie Samotni. Ich domeną jest
walka, a póki walczą, śmiertelnym odpowiadają rattony, przeklęte niech będą po
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klobuckfatima.xlx.pl