Karwat Polityka jako festiwal hipokryzji, Politologia

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Mirosław
Karwat
Polityka jako
festiwal hipokryzji
[w:] Metafory polityki. Tom II, red. B. Kaczmarek.
(str 291 - 316)
Hipokryzja to nieodrodna siostra polityki. Wszelkiej polityki. Nie tylko tej
makiawelicznej. Nie istnieje zatem, choć smutna to teza, polityka niezakłamana. Co
najwyżej jedna polityka może być mniej, a inna bardziej zakłamana. Jedna polityka
może być obłudna z natury, zgodnie z programowym nastawieniem podmiotu do
świata i jego taktyką opartą na zwodzeniu otoczenia. Inna zaś bywa mimowolnie
obłudna, kiedy podmiot, na co dzień kierujący się postawą pryncypialności i
rzetelności, uwikłany w kłopotliwe dylematy, w wybór między interesem a cnotą
wybiera interes, lecz nie może sobie pozwoli na otwarte przyznanie, że osiągnął
jakąś korzyść lub obronił własną wygodę za cenę sprzeniewierzenia się
uznawanym zasadom.
Dlaczego jednak mówię aż o festiwalu hipokryzji? Czy to nie nazbyt przesadne
uogólnienie?
Owszem, nie brakuje w polityce, zresztą jak i w życiu codziennym, okazjonalnych
zachowa obłudnych, a nawet i postaw trwałego zakłamania - ale czy wszyscy
zawsze są dwulicowi? Czyżby to było zjawisko absolutnie powszechne,
bezwyjątkowe i zupełnie nieuniknione? Czyż nie mamy do czynienia i z postawami
przeciwstawnymi: manifestacjami i praktycznymi dowodami pryncypialności,
szczerości (np. szczerej wiary, żarliwej solidarności z innymi, konsekwentnego
potwierdzania czynem własnych zapowiedzi lub aż do bólu szczerej nienawiści)?
Czyżby wszyscy byli przebiegli? A jak wytłumaczymy tak liczny legion naiwnych?
Wprawdzie niektórzy z łatwowiernych to ci, którzy przeliczyli się we własnym
zakłamaniu i sprycie; niektórzy jednak zapłacili za własną szczerość i
prostoduszność.
Może więc taka retoryka jest pochopna?
Jednak tezy, że nie istnieje polityka wolna od hipokryzji, nie należy interpretować w
kategoriach pseudo statystycznych (suma zachowań uczestników jest
równoznaczna z sumą „fałszywych świadectw"), ani tym bardziej w kategoriach
demonicznych (obłuda występuje dlatego, ponieważ nigdy nie zabraknie osób z
natury fałszywych i podstępnych, złośliwych symulantów i krętaczy).
291
Nie pocieszajmy się też, że przyczyną kłopotu jest po prostu zaraźliwość postawy
obłudnej.
To założenie bardzo kuszące dla moralistów-optymistów: w oceanie cnoty
wystarczy jedna zepsuta kropelka, aby zatruć wszystko. Zatem wystarczy też takiej
kropelki (łyżki dziegciu w beczce miodu) nie dopuścił lub jakimś cudem ją wywabił,
aby reszta pozostała zdrowa lub powróciła do zdrowej moralnie postawy. W tym
ujęciu walka z hipokryzją równa się napiętnowaniu i wyizolowaniu ludzi
dwulicowych; gdyby konsekwentnie wychwycił i wyłączył wszystkich, to problem
miałby zniknął.
Powiedzmy raczej, pesymistycznie: gdyby nawet dotychczas wszyscy bez wyjątku
uosabiali szczerość i rzetelność w stosunku do swego środowiska, to i tak na tym
podłożu samej cnoty nieskalanej pośród kwiatów moralnej doskonałości
niezawodnie wyrośnie chwast cuchnącego zakłamania. Są tacy, którzy zakładają,
że właśnie w cnotach wszelakich najbardziej mylą pozory, a niektórzy dowodzą
wręcz, że najduszniej jest właśnie tam, gdzie w powietrzu zawisła sama cnota.
Określenie „festiwal" jest tym bardziej zasadne, że hipokryzja rzadko jest tylko
postawą jednostronną. Najczęściej jest postawą odwzajemnianą, i to niekoniecznie
tylko na zasadzie odpłaty „pięknym za nadobne", żywiołowej reakcji na
zakłopotanie, zachowania przystosowawczego i obronnego; może był również
obustronnym lub zgoła powszechnym nastawieniem przesądzonym z góry.
A więc nie tylko jest tak, że odpowiedzią na obłudę jest obłuda, to zaś uruchamia
całą spiralę obłudy; i nie tylko tak, że okopani na swoich pozycjach rywale w
manipulacjach i przeciwnicy w konfrontacjach jako zasłonę dymną, tarczę obronną
czy jako ogier zaporowy stosują właśnie hipokryzję.
Polityce niejako z natury towarzyszy niemal powszechny brak zaufania, a co
najwyżej zasada ograniczonego i wybiórczego zaufania jedynie w pewnych
sprawach; a związane z tym poczucie partykularnego zagrożenia jest równie silne
jak obawa, by nie okazał się jedynym (ostatnim) naiwnym. Rezultatem takiej
atmosfery jest swoista licytacja: kto kogo lepiej przechytrzy lub zdradzi, zachowując
jednak przy tym - proporcjonalnie do większej przebiegłości, nierzetelności,
nieszczerości - większy rygoryzm, niewinną lub pryncypialną minę, mentorski ton
strażnika wartości. Pozostali zaś, którzy unikają uczestnictwa w tak zaborczej
ornamentalnej przepychance, też niekoniecznie mają czyste sumienie; nie
oszukując innych, oszukują jednak samych siebie.
Po tak mocnym wejściu czas na uzasadnienie. Aby zaś było to możliwe,
sprecyzujmy pojęcia.
Co znaczy słowo: hipokryzja (i jego synonimy: obłuda, dwulicowość, zakłamanie)?
Jak się objawia taka postawa?
Kiedy i dlaczego jest możliwa, a nawet komuś potrzebna? Kiedy staje się
nieunikniona?
powiada zgolą: „Nasze cnoty są najczęściej
292
Dlaczego akurat w polityce obłudy uniknąć nie sposób? Co w tej dziedzinie życia
rodzi tak silne zapotrzebowanie właśnie na hipokryzję?
1. Pojęcie obłudy
Polskie synonimy greckiego słowa „hipokryzja" to: nieszczerość, obłuda,
zakłamanie, dwulicowość.
Nieszczerość istotnie jest cechą charakterystyczną i nieodłączną hipokryzji; ale nie
jest to kryterium samoistne, wystarczające. Obłuda zawsze jest nieszczerością; ale
nie każda nieszczerość jest aż obłudą. Chyba, że uprzemy się, aby każdą
grzeczność, uprzejmość wbrew własnej niechęci czy wzburzeniu, taktowny wykręt
przed kłopotliwym tematem - aby wszystkie takie maski ułatwiające wzajemne
przystosowanie i unikanie konfliktów uznał za ekwiwalent obłudy. Byłoby to jednak
przesadą. Człowiek dobrze wychowany nie do końca jest szczery, ale to jeszcze nie
hipokryta. Przyjmiemy raczej, że obłuda związana jest z grą pozorów, z
sugerowaniem innym (a czasem i... samemu sobie) wrażeń i oczekiwań
sprzecznych z naszymi rzeczywistymi intencjami.
Czy jednak każda gra pozorów (symulacja, kamuflaż, mylące niedopowiedzenia i
przemilczenia) czy przynajmniej każda wymyślna mistyfikacja jest zarazem obłudą?
Niezupełnie. Tylko gra pozorów prowadzona z nadwyżką zwodniczości. Taka, w
której nie wystarcza „bilans na zero" (tzn. ukrycie własnej nierzetelności lub
fałszywe zasugerowanie, zdezorientowanie adwersarza), lecz potrzeba czegoś
więcej: odczucia, że wszystko jest w największym porządku, choćby na takiej
zasadzie, jak u państwa Dulskich. W obłudzie do prób ukrycia kłopotliwych zjawisk
lub zniekształcenia rzeczywistego charakteru własnych zamiarów i sprawek dodaje
się monumentalną, patetyczną pozę. Krętactwu towarzyszy natrętna sugestia
przyzwoitości, nieskazitelności, pryncypialności, niezłomności postaw, wzniosłości
własnych kombinacji, nadużył i grzechów.
Trafnie więc stwierdził Izaak Passi: Obłudą jest świadome samo-przedstawianie się
podmiotu w sposób, który przeczy lub nie odpowiada prawdziwej istocie
przedstawiającej się osoby. Oznacza to manipulację własną tożsamością na użytek
innych: udawanie kogoś, kim się nie jest, lub udawanie, że nie jest się tym, kim się
naprawdę jest (czyli symulację lub maskowanie). Może to odnosić się zarówno do
przedstawiania swych intencji i interesów, swego uczestnictwa w konkretnych
sprawach i sytuacjach, jak i do „kreowania wizerunku" jako takiego.
Ta manipulacja obrazem własnych dążeń i czynów jest zawsze interesowna.
Nie jest hipokryzją samo maskowanie swoich przekonań i uczuć, odgrywa tu
bowiem jeszcze rolę intencja ukazania się w korzystnym świetle, by na tym coś
zyskać, czy kłamliwe schlebianie komuś w tym samym zamiarze. Jest hipokrytą
ktoś, kto maskuje żądzę zysku udając
293
wzniosłą troskę o bliźnich albo kto pisze entuzjastyczną recenzję o książce szefa,
którego w gruncie rzeczy ma za nic, ale od którego zależy jego kariera.
Dla własnej wygody sięga się do pozorów lub fałszu. Rozmaite pozory, fasady,
parawany, preteksty, wykręty służą upiększeniu obrzydliwości, z kolei pomysłowa
złośliwość pozwoli zawsze znaleźć jakąś „dziurę w całym", przypiąć jakąś łatkę.
Uświęca się zachowania dwuznaczne i wręcz podejrzane, a nawet usprawiedliwia i
uwzniośla się czyny jawnie niegodne. Słowa zaprzeczają intencjom i czynom, choć
usiłują nam wmówić pełną zgodność Zawsze jednak stoi za tym partykularny
interes, nierzadko realizowany kosztem innych i dzięki temu, że nie zrozumieją w
porę własnej dezorientacji i straty. Natomiast nie jest hipokryzją pomoc czy życzliwa
neutralność oparta na nieszczerości: Nie jest hipokrytą, kto z całą świadomością
ocenia kogoś powyżej jego zasług dla dodania mu wiary w siebie, której ten ktoś
bardzo potrzebuje. Nie jest więc hipokryzją nie zawsze w pełni szczera grzeczność
na co dzień, takt oparty na przemilczeniach i niedopowiedzeniach, pochwała na
wyrost dla zachęty, wstrzemięźliwość w krytyce osoby w kłopotach lub
oszczędzanie we wspomnieniach zmarłego ze względu na uczucia jego bliskich.
Tak pojęta selektywna szczerość jest swoistym smarem ograniczającym „tarcie" we
współżyciu ludzi.
Również wtedy, kiedy człowiek sobie samemu ułatwia życie wmawiając sobie to czy
tamto (rozmaite zalety, zasługi, krzywdy, konieczności, usprawiedliwienia), czy
nawet uciekając w amnezję przed wyrzutami sumienia, nie jest jeszcze hipokrytą w
pełnym tego słowa znaczeniu. Jest nim dopiero wtedy, gdy występek stroi się w
kostium pryncypialności i cnoty. Skąd jednak się bierze potrzeba uwznioślenia?
O tym, że hipokryzja pełni pewną ważną funkcję społeczną wiedział już La
Rochefoucauld, gdy mówił, że obłuda jest hołdem, który występek składa cnocie.
Obłudny człowiek licząc się z cnotą, a ściślej licząc się z tym, że inni się z nią liczą,
utrzymuje tę cenną monetę w obiegu.
Co to znaczy „utrzymuje w obiegu"? Stwarzając pozory wyznawania, przeżywania,
ucieleśniania i wcielania w życie własnym postępowaniem tych cnót, nie tylko
zapewnia sobie świadectwo przyzwoitości, kredyt zaufania i uznania, ale również
podtrzymuje sytuację, w której inni ludzie widzą powody do swej wiary.
Postępowanie trochę podobne do taktyki uwodziciela, który musi najpierw chwalić i
czcić, aby mógł nadużył i porzucić. A dlaczego tak postępuje? Sam wprawdzie nie
wierzy w dane wartości, zasady, a w każdym razie ich nie respektuje, ale
zainteresowany jest w rym, by były uznawane i przestrzegane (oraz oczywiście w
tym, aby mógł raz po raz dla siebie uczynić wy-że.
294
I, a nie w tym, aby postawa cynizmu była powszechną. Lis walczy o wyłączność w
kurniku, a nie o to, aby lisia postawa była powszechną.
Dulszczyzna
Cechą charakterystyczną obłudy jest niezwykle duże natężenie zachowań
rytualistycznych: podkreślanie w słowach i w konwencjonalnych gestach
rzekomego przywiązania do pewnych wartości, zasad, manifestowanie rygoryzmu -
zarówno w stosunku do siebie (pozowanie na świętość, męczeństwo, bohaterstwo,
fanatyczne umiłowanie czegoś tam itd. itp.), jak i wobec innych (postawa strażnika,
kontrolera, egzekutora - tzn. moralizatora, uświadamiacza, inkwizytora). Przy czym
ten właśnie pryncypializm i rygoryzm jest zakłamany: własna świętość,
zasadniczość czy ideowość jest zachowaniem na pokaz, w praktyce natomiast jest
doskonałym pretekstem do tego, aby być sędzią we własnej sprawie i aby innym
narzucać własną wolę. Pod pozorem czczenia i egzekwowania nadrzędnych
wartości, dobra wspólnego uświęca się własną wygodę, korzyść, chęć dominacji - a
więc interes partykularny. Pod pozorem niewzruszoności przemyca się wybiórcze
zachowania interesowne. Pod pozorem obrony dobra wspólnego danej całości
(rodziny, ojczyzny, partii, kościoła, państwa) tłumi się kontrolę i krytykę własnego
postępowania, próbuje się stworzyć złudzenie, że jakiegoś problemu nie ma.
Gabrieli Zapolskiej zawdzięczamy nie tylko nośne pojęcie dulszczyzny, jako
ucieleśnienia mieszczańskiej - kołtuńskiej czy filisterskiej - obłudy, ale również
wyrazistą kodyfikację sposobu postępowania kogoś, kto ma robić „dobrą minę do
złej gry". Oto zwięzła rekonstrukcja tego kodeksu: po pierwsze, prać brudy we
własnym domu; po drugie, udawać, że nic się nie stało; po trzecie, iść w zaparte;
po czwarte, po cichu odkręcić sprawę; po piąte, po pomyślnym wyjściu z
zawieruchy mówić „u nas zawsze jest piękna pogoda". Te zasady są znacznie
starsze niż ich popularna nazwa. Już od wieków np. szantażem emocjonalno-
moralnym wymuszano fałszywą solidarność zaszokowanych, oburzonych lub wręcz
poszkodowanych czyimś postępowaniem (gdyż to miałoby osłabić wspólnotę,
zaszkodzić swoim, a przysłużyć się wrogom); podobnie ułatwiano zakłopotanym
niedostrzeganie czegoś, co „biło w oczy". San w zakłamanie
Maria Ossowska skłonna była odróżniać (w jakiejś mierze i przeciwstawiać) obłudę
i zakłamanie, utożsamiając to drugie z samookłamywaniem, czyli sytuacją, kiedy
podmiot wmawia sobie pewne przekonania czy dążenia, poprawia w swoich oczach
obraz swoich własnych zachować, chcąc uniknąć rozterek, wyrzutów, podtrzymać
dobrą samoocenę i dobre samopoczucie.
„Niektórzy oszukują świat i chcą, by sądzono o nich, że wierzą w to, w co w
rzeczywistości nie wierzą; znacznie więcej wszakże jest takich, co oszukują
samych siebie" - kładł w usta Motaigne'a w swojej Bajce o pszczołach Mandeville.
Wydaje się, że o zakłamaniu wolno nam mówić dopiero w tym drugim wypadku,
człowiek zakłamany bowiem to ktoś, kto zadał sobie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klobuckfatima.xlx.pl