Odnośniki
- Index
- Kava Alex - Maggie O'Dell 01 - Dotyk zła, Ebooki, K, Kava Alex
- Kellerman Jonathan - Bibliografia, Kellerman Jonathan - CALY CYKL ALEX DELAWARE 1-24 PLUS INNE EBOOKI (puchatek1981)
- Kiedy e-mail. Kiedy telefon. Kiedy spotkanie, Ebooki, Poradniki
- Kane Laknac, ebooki, sarah kane
- Kevin Hogan; Dave Lakhani; Gary May; Mollie Marti; Eliot Hoppe; Larry Adams potezna-sprzedaz---nieznane-strategie-sukcesu helion, ebooki
- King Stephen - Mroczna Wieza III - Ziemie jalowe, Ebooki, ●STEPHEN KING
- Kevin Yank php-i-mysql.-witryna-www-oparta-na-bazie-danych.-wydanie-iv full scan, ebooki
- Keshet et al. (eds) - Automatic Speech and Speaker Recognition (Wiley, eBooki, AI, technologia mowy
- Kiedy kropla drazy skale czyli droga do mistrzostwa w komunikacji perswazyjnej, ebooki, fragmenty, onepress
- Kanon literatury SF wg Wojtka Sedeńki, Ebooki, KSIĄŻKI [ebook, mobi, kindle]
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- rafalsal.opx.pl
Karolina Wilczynska - Stacja Jagodno. Zaplatana milosc, EBOOKI 1
[ Pobierz całość w formacie PDF ]//-->o wszystko to tylko mydlenie ludziom oczu! – mężczyzna siedzący w trzecim rzędzie nawet niepodniósł się z krzesła. Siedział rozparty, w przybrudzonej czapce z daszkiem, a jego złośliwyuśmieszek wyraźnie zwiastował nadchodzące kłopoty.Tamara poczuła, że napina mięśnie. No, dawaj, człowieku – pomyślała. – Co też ci nie odpowiada?Była przekonana, że przygotowała się solidnie do tego spotkania i żadne pytanie jej nie zaskoczy.– Pani nam tutaj opowiada jakieś pierdoły o pomocy rodzinie, o wartościach i co tam jeszcze… –mężczyzna przesunął daszek czapki na tył głowy, jakby szykował się do ataku. – A sama pani o swojąrodzinę nie dba.O co mu chodzi? O czym on mówi? – Tamara była kompletnie zbita z tropu. Za to pozostali uczestnicyspotkania wyraźnie się ożywili. Po sali przeszedł szmer, ludzie patrzyli to na kobietę, to na swojegosąsiada, najwyraźniej ciekawi dalszego ciągu. Tymczasem mężczyzna, zadowolony z zainteresowania,jakie wzbudził, mówił dalej:– Ja dobrze panią pamiętam, jak tu przyjeżdżała z matką. Wiadomo, jak dzieciaka na lato podrzucić,to wtedy rodzina na wsi dobra. Ale jak pomóc by trzeba, to już się o starej zapomni – rozejrzał się potwarzach zebranych i widząc potakujące głowy, kontynuował jeszcze śmielej. – Teraz z miastaprzyjechała, żeby swoje interesy tu robić, bo pieniądze pewnie czuje. A nie wiadomo, czy Marciszowaopał na zimę ma za co kupić. Wstyd!Kim jest Marciszowa? Co ja mam z nią wspólnego – Tamara starała się zachować kamienną twarz,ale czuła, że ogarnia ją panika. Widziała wściekłość na twarzy kandydata na wójta i drwiące spojrzeniamieszkańców wsi. Musiała ratować sytuację.– Proszę pana – zaczęła powoli, żeby opanować drżenie głosu. – Tematem naszego spotkania jestprogram działania pana Kamińskiego, a nie moje życie rodzinne. Czy ktoś z państwa ma jakieś pytania dokandydata?Odpowiedzią, jakże wymowną, była cisza. Ciężka i połączona z pełnymi potępienia spojrzeniami.Prawda była taka, że to spotkanie okazało się klęską. Katastrofą, która będzie miała wpływ na całewybory, a co za tym idzie – na jej pracę i życie. A najgorsze było to, że nie miała pojęcia, co taknaprawdę się stało, o co chodzi i co jej zarzucają.– O co tu pytać? – jedna z kobiet wstała ostentacyjnie, głośno odsuwając krzesło. – Jak tu widać, żeod początku do końca same kłamstwa wygadują. Ja tam idę do domu. Wolę serial pooglądać.Szuranie krzeseł było sygnałem, że pozostali byli tego samego zdania. Tamara stała na środku salii patrzyła, jak miejsca pustoszeją. Starała się do końca zachować profesjonalnie i powstrzymać łzy.– No to pięknie mnie pani urządziła! – Kacper Kamiński, kandydat na wójta gminy Jagodno, nawet nieTstarał się ukryć wściekłości. – Teraz to już przegrałem z kretesem! A pani szef twierdził, że dajenajlepszego pracownika. Pięknie, nie ma co!Wyszedł. Trzask zamykanych drzwi wyrwał ją z letargu, w którym tkwiła od kilku minut. Rozejrzałasię po szkolnej klasie, w której odbywało się spotkanie przedwyborcze. Pusto. Nie miała tu już nic doroboty. Schrzaniła wszystko. Z rezygnacją zaczęła składać stojak z uśmiechniętym zdjęciem Kamińskiego.Sprawca jej porażki czekał do końca. Napawał się najwyraźniej swoim zwycięstwem. Daszek czapkiwrócił już na swoje miejsce. Mężczyzna stał tuż przy drzwiach, z założonymi na piersi rękamii przyglądał się, jak kobieta zbiera ulotki i pakuje je do kartonowego pudełka.– Jakby pani chciała wiedzieć, to Marciszowa mieszka na końcu Borowej. Będzie ze dwa kilometrystąd. Ostatni dom, pod lasem.Udawała, że go nie słyszy.– Pozdrowienia od Poznańskiego – zabrzmiało jeszcze za jej plecami i powiew powietrza od drzwidał jej sygnał, że została całkiem sama. A więc to sprawka obecnego wójta! Trzeba przyznać, że siępostarał. I co ciekawe – wiedział o niej coś, o czym sama nie miała pojęcia. Starając się zachowaćspokój, zebrała resztę rzeczy i wyszła żegnana beznamiętnymi spojrzeniami wielkich polskich poetów,których portrety w wątpliwy sposób zdobiły ściany szkolnych korytarzy.I co teraz? Kamiński z pewnością już dzwonił do szefa. Mogła sobie bez trudu wyobrazić, jakwyglądała ta rozmowa. Znała obu mężczyzn, szczególnie Marka, szefa agencji reklamowej, w którejpracowała od dwóch lat. Impulsywny, pewny siebie, nieprzebierający w słowach. Traktowałpracowników jak swoją własność, wymagał posłuszeństwa i dyspozycyjności, ale kiedy wszystko szłodobrze, miał gest i potrafił rzucić nawet sporą premię. Za to kiedy coś było nie po jego myśli – lepiej niemówić. Wrzaski Marka nie raz słychać było w najdalszym zakątku biura. Już niejeden nie wytrzymałpsychicznie i pakował w pośpiechu swoje rzeczy. Z nią było inaczej. Znała Marka jeszczez podstawówki, ale po skończeniu szkoły kontakt się urwał. Spotkali się przypadkiem, na ulicy.Obydwoje mieli akurat czas, więc poszli na kawę. Podczas zwyczajowych opowieści pod hasłem „cou ciebie?” powiedziała, że aktualnie haruje w korporacji za psie pieniądze i kursuje między firmąa domem, starając się panować nad wychowaniem córki. Marek okazał duże zainteresowanie jej sytuacjąi z miejsca zaproponował pracę u siebie. Za prawie dwa razy więcej niż zarabiała dotychczas. Nicdziwnego, że dała się nabrać.Zobaczyła w myślach Marysię na wymarzonym obozie tanecznym, nową pralkę, bo stara, pamiętającajeszcze dzieciństwo córki, już ciągnęła resztkami sił. I pomyślała, że już nigdy więcej nie będzie oglądaćtwarzy znienawidzonego prezesa, który przechadzał się po korytarzach pionu marketingu i mówił, niby todo siebie:– Darmozjady. Tylko wydają moje pieniądze i nic z tego nie ma.Zgodziła się na propozycję Marka, wierząc, że to szczęśliwe zrządzenie losu postawiło go na środkukieleckiego deptaka, a później skłoniło ją do przejścia zupełnie inną trasą niż chodziła zazwyczaj. Jednakwspólne dzieciństwo łączy na całe życie – myślała naiwnie.Szybko zrozumiała, że kolega z młodości wcale nie był tak bezinteresowny. Myślał i działał jakrasowy przedsiębiorca. Nie widział w niej koleżanki, ale pracownicę, która da z siebie wszystko i nieodejdzie po kolejnej awanturze. Status samotnej matki był gwarancją jej oddania i gotowości dopoświęceń. Marek wiedział to od razu, ona zrozumiała jego prawdziwą motywację dopiero po kilku [ Pobierz całość w formacie PDF ]