Karol May - Prawo pustyni [pl], Pozostałe

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
K
AROL
M
AY
P
RAWO PUSTYNI
P
OD ZIEMIĄ
Zabalsamowane krokodyle? Tak jest! Dawni Egipcjanie balsamowali nie tylko zwłoki ludzi,
ale także krokodyli, byków, wilków, ibisów, sokołów, nietoperzy i niektórych ryb. Wierzyli oni
w pośmiertny ich żywot i starali się zachować ciała, aby dusze, które z nich wyszły, znalazły je
po swoim na ziemię powrocie. Ażeby trupy zakonserwować, napełniano jamę brzuszną,
piersiową i mózgową masą złożoną przeważnie z pewnego gatunku asfaltu, zwanego
mumiya
.
Stąd to pochodzi, że te niezniszczalne zwłoki nazywają się mumiami.
Każdą poszczególną część ciała owijano z osobna płótnem, a potem całe ciało krępowano
mnóstwem lnianych bandaży. Zależnie od tego, do jakiej kasty nieboszczyk należał,
umieszczano jego ciało w drewnianej, niekiedy nawet w podwójnej trumnie albo też układano
w kamiennym sarkofagu. Biednych nie chowano w trumnach tylko zakopywano ich w piasku.
Jest kilka rodzajów mumii. Najstarsze znaleziono w Memfis; są one czarne i tak zeschnięte,
że rozpadają się łatwo. Mumie tebańskie mają żółtą, matowo połyskującą barwę, a paznokcie
ich zabarwione są za pomocą
hennahu
, który jest do dnia dzisiejszego ulubionym kosmetykiem
kobiet wschodnich. Mumia króla Merenre, który panował przed przeszło czterema tysiącami
lat, jest najstarszą ze wszystkich znanych. Wiele mumii ma na sobie pierścienie i inne ozdoby, a
niekiedy można przy nich znaleźć próbki owoców i zboża.
Cmentarzyska staroegipskie uległy, niestety, w ciągu ostatnich kilkuset lat w znacznej
części zniszczeniu, dzięki pożałowania godnej gospodarce, jaką na nich rozwinęli Arabowie,! a
także przeróżni powołani i nie powołani badacze europejscy. Już w nowszych czasach sprawili
Arabowie wielkie zamieszanie w stosunkach rodzinnych dawnych zabalsamowanych królów i
książąt egipskich, wydobywając mumie z trumien i układając je stosami. Już w wiekach
średnich handlowano mumiami i kto chciał mógł otwierać groby i zabierać nieboszczyków na
swoją własność. Dopiero Mehmed Ali położył kres tej gospodarce, wydając rozporządzenie, że
dawne cmentarze są własnością rządu i tylko rząd może mumie spieniężać. Szacherki mimo to
nie ustały zupełnie i do dnia dzisiejszego wielu Arabów ciągnie zyski z tego zakazanego
handlu. Beduini i fellahowie włamują się do mauzoleów i rozbijają mumiom czaszki, aby z nich
wydobyć kawałek złotej blachy, w które nieboszczyków zaopatrywano, aby mieli czym
zapłacić za przewóz przez rzekę umarłych.
W naszych czasach nawet medycyna znalazła pretekst, aby się dobrać do mumii. Dawni
alchemicy szukali w nich kamienia mądrości i setki mumii w tym celu zniszczyli. Po nich
przyszli fabrykanci eliksirów, zajmujący się przyrządzaniem soków życiowych. Przypisywali
1
oni mianowicie mumiom i pociętym na kawałki resztkom trupów tajemnicze siły lecznicze i
głosili, że za pomocą krwi byczej, popiołu ze spalonego trupa, soku euforbii i pyłu z mumii
można człowiekowi w sztuczny sposób przywrócić zdrowie i młodość.
Niemieckie i austriackie drogerie sprowadzały mumie przez Livorno i Triest. Około roku
siedemdziesiątego kosztował wiedeński cetnar mumii pięćdziesiąt guldenów. Ponieważ
przemycanie tego towaru połączone jest teraz nawet z niebezpieczeństwem życia, podniosła się
cena mumii do czterystu, a nawet pięciuset guldenów. Trwały popyt na mumie sprawił, że dziś
istnieją już fabryki fałszywych staroegipskich nieboszczyków. Na szczęście poznano się już na
wartości leczniczej mumii i zapotrzebowanie ich ograniczyło się w naszych czasach do kilku
okolic alpejskich, gdzie
mum
służy jako lekarstwo przeciw niektórym chorobom zwierzęcym.
Już o wschodzie słońca byłem do wycieczki gotów. Koniuszy i Selim postanowili mi
towarzyszyć, a także i gruby marszałek byłby się chętnie do nas przyłączył, gdyby złowróżbne
zaćmienie, którego skutków wczoraj doświadczył, nie odwiodło go od tego zamiaru. Tym
razem pozostał w domu, gdzie pod osłoną amuletu czuł się dość pewnie.
Dwaj służący zaprowadzili nas nad rzekę, gdzie niewielka łódź stała na kotwicy.
Znajdowało się w niej kilka poduszek oraz dostateczna ilość woskowych pochodni. W zapałki
zaopatrzyliśmy się obficie. Zabraliśmy na wszelki wypadek powrozy i sznury.
Poranek był cudowny. Wonna nilowa mgła rozchodziła się z wolna, zanim jednak zrzedła
zupełnie, zmieniły ją słoneczne promienie w przeźroczystą, złotem tkaną zasłonę. Błękitna
rusałka nilowa owija nią swoje gibkie ciało.
Odbiliśmy od brzegu i wypłynęliśmy na środek rzeki. Fala niosła nas w dół, minęliśmy
Mankabat, potem leżący na lewym brzegu Monzalud, w końcu przybyliśmy do brzegu w
Moabdah. Po ostatnim wylewie stała woda dość jeszcze wysoko, po wystającym z niej jednak
wale dostaliśmy się suchą nogą do wsi. Leży ona w odległości około pół godziny drogi od
Dżebel Abu Fedah, czyli łańcucha gór, obfitujących w jaskinie, służące niegdyś Egipcjanom za
cmentarzyska dla świętych krokodyli.
We wsi zapytaliśmy o przewodnika, gdyż bez niego nie można było się zorientować w
plątaninie jaskiniowych krużganków. Podróżny, który by tutaj zaufał własnej zdolności
orientacyjnej naraziłby się na zabłądzenie i nędzną śmierć z uduszenia lub głodu. Sprowadzono
nam bardzo rychło człowieka, który oświadczył, że oprowadzi nas po jaskini i że zwiedzenie jej
zabierze nam co najwyżej dwie godziny. Kiedy zapytałem go, ile za to żąda, odpowiedział:
— Jest was pięciu, a od osoby należy mi się czterdzieści piastrów, dostanę więc razem
piastrów dwieście.
2
Za dwie godziny? Z takim wygórowanym żądaniem nie spotkałem się jeszcze nigdy,
chociaż wiem z doświadczenia, że w Egipcie trzeba zawsze przynajmniej do połowy
redukować to, czego żądają.
— Pięknie! — odrzekłem. — Słyszałem już, ile żądasz, a teraz dowiesz się, ile ci dam. Do
jaskini idzie nas tylko trzech, a ponieważ płacę po dziesięć piastrów od osoby, dam ci przeto
razem trzydzieści piastrów. Jeśli będę z ciebie zadowolony, otrzymasz na końcu dziesięć
piastrów bakszyszu.
Kwota ta równała się mniej więcej ośmiu markom, a była dla egipskiego nicponia za dwie
godziny bynajmniej nietrudnego zajęcia chyba dostateczną zapłatą. On jednak udał obrażonego
i zawołał:
— Panie, jak możesz proponować mi coś takiego? Ta grota jest niezdrowa i ja poświęcam
życie, oprowadzając obcych. Jeśli zaś pójdziecie sami, na pewno nie będziecie już oglądali
światła dziennego.
— Zobaczymy je, chociaż się wyrzekniemy twego towarzystwa, bo znajdziemy sobie
innego przewodnika.
— Nie znajdziecie, bo ja jestem tutaj jedynym przewodnikiem.
— Nie kłam! Każdy mieszkaniec Moabdah był w tej grocie i może nas poprowadzić. Zaraz
ci to udowodnię.
Kazałem parobkom sprowadzić innych ludzi, których żądania nie byłyby tak wygórowane.
Kiedy jednak zaledwie kilka kroków odeszli, zawołał na nich, żeby się wrócili i zaczął się ze
mną targować, żądając stu pięćdziesięciu piastrów, potem stu, potem osiemdziesięciu itd. aż
mu wreszcie powtórzyłem to, co mówiłem przedtem.
— Dam ci trzydzieści piastrów, a potem jeszcze dziesięć, jako bakszysz, lecz i to tylko
wtedy, jeśli będziemy z ciebie zadowoleni.
— A więc muszę się zgodzić, niech ci jednak Allach za to zapłaci, że mnożysz troski
biedaka. Gdybym był takim panem, jak ty, dałbym przewodnikowi nie trzydzieści piastrów, ale
dziesięć razy tyle.
— Ponieważ nim jednak nie jesteś, więc pozwolisz, abym sam pomyślał o zapłacie i jej
wysokości.
— Panie, masz twarde serce, a mowa twoja brzmi tak, jakby kto dwa kamienie tłukł o siebie.
Chodźcie, poprowadzę was.
Poszedł przodem a my za nim. Szliśmy przez niewielką wieś i dostaliśmy się wkrótce do
stóp stromego wzgórza, za którym ciągnie się pustynia aż do Morza Czerwonego. Tam leżało
cmentarzysko z kopulastym grobowcem fakira. Przy jego stopniach klęczał jakiś człowiek na
3
modlitewnym dywanie. Rysy jego twarzy były dziwnie szlachetne, a śnieżysta broda, sięgająca
mu aż do pasa, budziła uczucie uszanowania.
Przewodnik stanął, by się pokłonić głęboko temu patriarsze i skrzyżowawszy ręce na
piersiach, powiedział:
— Niech cię Allach błogosławi i zsyła ci łaskę i życie, o Mukkadasie
*
. Niech droga twoja
prowadzi do raju!
Starzec podniósł się, przystąpił do nas powoli, rzucił na nas badawcze spojrzenie i odrzekł
witającemu:
— Dziękuję ci, mój synu. Niech i twoja droga prowadzi do wieczystego mieszkania
proroka! Idziesz do jaskini?
— Tak. Mam ją pokazać tym cudzoziemcom.
— Pokaż im, niech poznają, jak znikome wszystko to, co ziemskie. Można wprawdzie ciało
utrwalić na lat tysiące, wcześniej jednak czy później musi się ono rozpaść, ażeby ziemia stała
się ziemią, a proch prochem. Tylko sam Allach jest wieczny, a duchowi ludzkiemu pozwolił
jedynie brać udział w swej nieskończoności.
Odwrócił się, lecz jakby tknięty jakąś nagłą myślą, powtórnie utkwił we mnie swoje bystre
oczy, przystąpił bliżej i rzekł:
— Cóż to za twarz! Co to za rysy i oczy! Jakie myśli mieszkają pod tym czołem! Chciałbym
je zgłębić, a potem spojrzeć w twoją przyszłość. A może ty nie wierzysz, że Allach pozwala
niekiedy śmiertelnikowi widzieć jasno przyszłość?
Na pytanie to, do mnie zwrócone, odrzekłem:
— Bóg jeden wie, co się w przyszłości stanie.
— Tak, ale może on także wypadki przyszłe odsłonić przed oczyma któregoś ze swoich
wiernych. Nie mogę się oprzeć pociągającemu wyrazowi twej twarzy; wpływa na mnie w
podobny sposób, jak słońce na słonecznik. Podaj mi rękę! Zobaczymy, czy w liniach jej
odnajdę potwierdzenie tego, co czytam w twarzy.
A zatem miałem przed sobą chiromantę. Trudno uwierzyć w taki humbug, jak chiromancja,
a jednak ten czcigodny patriarcha nie wyglądał bynajmniej na oszusta i szarlatana. Co miałem
czynić? Czy zmartwić go albo nawet obrazić odmową? Uprzedził moje postanowienie i
chwyciwszy mnie za rękę, zbliżył mą dłoń do oczu. Rzucił okiem na linie i po chwili
powiedział:
*
Święty.
4
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klobuckfatima.xlx.pl