Kant I. - Prolegomena, Filozofia

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Immanuel KANT
PROLEGOMENA
do wszelkiej przyszłej metafizyki, która będzie mogła wystąpić jako nauka
przełożył Benadykt Bornstein, opracowała Janina Suchorzowska
Biblioteka Klasyków Filozofii, PWN 1960
Prolegomena
niniejsze są przeznaczone do użytku nie uczniów, lecz przyszłych
nauczycieli, a i tym służyć powinny nie do tego, by uporządkować wykład pewnej
nauki już istniejącej, lecz przede wszystkim, by samą tę naukę wynaleźć.
(...)
Zamiarem moim jest przekonać wszystkich, którzy uważają, iż warto się zajmować
metafizyką, że muszą koniecznie odłożyć na czas jakiś swą pracę, wszystko, co było
dotychczas, uznać za niebyłe, a przede wszystkim postawić pytanie: "Czy też coś
takiego jak metafizyka jest w ogóle możliwe?"
Jeżeli metafizyka jest nauką, to dlaczego nic może uzyskać, jak inne nauki,
powszechnego i trwałego uznania? Jeżeli nią nie jest, to jakże się dzieje, że pod
pozorem nauki panoszy się nieustannie i uwodzi rozum ludzki nigdy nie
wygasającymi, ale i nigdy nie spełniającymi się nadziejami? Przeto czy przedstawimy
dowód naszej wiedzy, czy też niewiedzy, to w każdym razie trzeba raz wreszcie coś
pewnego rozstrzygnąć o naturze tej zamierzonej nauki, nie sposób bowiem, by taki
stan rzeczy trwał dłużej. Wydaje się prawie śmiechu warte, że gdy każda inna nauka
nieustannie posuwa się naprzód, w tej oto, która chce być mądrością samą, którą
każdy zapytuje jak wyrocznię, kręcimy się wciąż w kółko na tym samym miejscu, nie
posuwając się ani o krok naprzód. A ubyło jej również wielu zwolenników i nie widać,
żeby ci, co mają się za dość silnych, by jaśnieć w innych naukach, chcieli swą sławę
narażać tutaj, gdzie każdy, kto zresztą we wszelkich innych sprawach jest nieukiem,
rości sobie prawo do wydawania rozstrzygającego sądu; albowiem w tej dziedzinie
istotnie nie ma jeszcze pewnej miary i wagi, które by pozwalały odróżnić
gruntowność od płytkiej gadaniny.
(...)
Mimo to jednak odważam się przepowiedzieć, że samodzielnie myślący czytelnik
tych
Prolegomenów
nie tylko zwątpi o swej dotychczasowej nauce, lecz w
następstwie tego całkowicie się przekona, że nauka taka wcale istnieć nie może, o ile
nie stanie się zadość wyrażonym tu żądaniom, na których opiera się jej możliwość; a
ponieważ to się jeszcze nigdy nie stało - że nie ma jeszcze wcale metafizyki. Ale, że
zarazem popyt na nią wszak nigdy ustać nie może [
Rusticus exspectat, dum defluat
amnis, at ille Labetur et labetur in omtie volubilis aevum
. Horacy (Wieśniak czeka, aż
potok przepłynie, lecz on toczy i toczyć będzie wiecznie swe skłębione wody.)
Epist
.
2, 42 n.)], gdyż interes powszechnego rozumu ludzkiego zbyt ściśle jest z nią
związany, więc przyzna, że jej całkowita reforma lub raczej nowe jej narodziny,
według planu dotychczas zupełnie nieznanego, zbliżają się niechybnie, choćby przez
pewien czas opierano się temu ze wszech sił. Od czasu prób Locke'a i Leibniza, a
raczej od powstania metafizyki, jak daleko sięga jej historia, nie było zdarzenia, które
by mogło być bardziej rozstrzygające dla losu tej nauki niż atak, z którym przeciw niej
wystąpił Dawid Hume. Nie wniósł on światła do tego rodzaju poznania, wykrzesał
1
jednakże iskrę, od której można by było zapalić światło, gdyby natrafiła na wrażliwy
lont, którego zarzewie podtrzymywano by troskliwie i podsycano.
Głównym punktem wyjścia Hume'a było jedno jedyne, lecz ważne pojęcie metafizyki,
mianowicie pojęcie
związku przyczyny i skutku
(a także jego pojęcia pochodne: siły,
działania itd.). Zawezwał on rozum, który udaje, że pojęcie to spłodził, ażeby zdał mu
sprawę z tego, jakim prawem myśli on sobie, iż coś mogłoby być tak uposażone, że
jeżeli zostaje przyjęte, to przez to i coś innego koniecznie musi być przyjęte - to
bowiem głosi pojęcie przyczyny. Dowiódł w sposób nie dający się zaprzeczyć, że jest
rzeczą dla rozumu zupełnie niemożliwą pomyśleć takie połączenie
a priori
i na
podstawie pojęć, zawiera ono bowiem konieczność; tymczasem nie da się wcale
zrozumieć, dlaczego z tego powodu, że coś istnieje, coś innego musiałoby również z
koniecznością istnieć i w jaki przeto sposób dałoby się
a priori
wprowadzić pojęcie
takiego połączenia. Stąd wywnioskował, że rozum oszukuje się tym pojęciem
całkowicie, że błędnie uważa je za swe własne dziecko, gdy tymczasem jest ono
tylko bękartem wyobraźni, która, zapłodniona przez doświadczenie, podciągnęła
pewne przedstawienia pod prawo kojarzenia i wypływającą stąd podmiotową
konieczność, tj. nawyknienie, podaje za konieczność przedmiotową, uznawaną na
podstawie zrozumienia (
Einsicht
). Stąd zaś wysnuł wniosek, że rozum nie posiada
żadnej władzy pomyślenia takich połączeń, choćby tylko w ogólnej postaci, gdyż
wszystkie jego pojęcia byłyby wtedy jedynie zmyśleniami i wszelkie jego rzekomo
a
priori
istniejące poznania byłyby tylko pospolitymi doświadczeniami, opatrzonymi
fałszywą etykietą. To zaś jest równoznaczne z tym, że metafizyki w ogóle nie ma i
być też nie może. [Mimo to Hume tę oto burzącą filozofię nazywał właśnie metafizyką
i przypisywał jej wysoką wartość. "Metafizyka i etyka - mówi on (
Szkice
, część IV, str.
214 przekładu niemieckiego) - są najpoważniejszymi gałęziami nauki; matematyka i
przyrodoznawstwo nie posiadają nawet połowy tej wartości". Ten przenikliwy
człowiek zwraca tu jednak uwagę tylko na negatywny pożytek, jaki umiarkowanie
przesadnych roszczeń spekulatywnego rozumu przedstawiałoby dla całkowitego
usunięcia tylu nieskończonych a zaciętych sporów, bałamucących ród ludzki, stracił
przy tym jednak z oczu pozytywną szkodę wynikającą z tego, że rozumowi odebrane
zostają najważniejsze perspektywy, według których jedynie może on wytyczyć woli
najwyższy cel wszelkich jej dążności.]
Choć wniosek Hume'a był zbyt pospieszny i niesłuszny, to był on jednak przynajmniej
oparty na badaniu, a badanie to zaiste było warte tego, żeby dobre głowy jego
czasów zjednoczyły się, by to zadanie w tym rozumieniu, w jakim on je przedstawił,
rozwiązać w sposób, o ile możności, bardziej szczęśliwy, z czego rychło wyniknąć by
musiała całkowita reforma nauki.
(...) Nie na tym polegało zagadnienie, czy pojęcie przyczyny jest słuszne, przydatne i
niezbędne dla całego poznania przyrody, tego bowiem Hume nigdy nie podawał w
wątpliwość, lecz tylko, czy jest ono
a priori
pomyślane przez rozum i czy przez to
posiada niezależną od wszelkiego doświadczenia wewnętrzną prawdziwość i ma
dlatego także bardziej rozległą przydatność, nie ograniczoną wyłącznie do
przedmiotów doświadczenia. W tej to sprawie Hume oczekiwał wyjaśnienia
(
Eröffnung
). Wszak chodziło tylko o pochodzenie tego pojęcia, nie zaś o jego
niezbędność w użyciu. Gdyby tylko pochodzenie zostało wykryte, to już same przez
się dane byłyby warunki i zakres używalności tego pojęcia.
2
(...)
Przyznaję szczerze: napomnienie Dawida Hume'a było właśnie tym pierwszym
sygnałem, który przed wielu laty przerwał moją drzemkę dogmatyczną i nadał
całkowicie inny kierunek moim badaniom w dziedzinie filozofii spekulatywnej. Byłem
daleki od dawania posłuchu jego konkluzjom, które stąd tylko pochodziły, że nie
uświadomił sobie swego zadania w całości, lecz wpadł tylko na pewną jego część,
która bez uwzględnienia całości nie może sprawy wyjaśnić. Jeżeli wychodzimy z
myśli, którą nam ktoś inny pozostawił, z myśli dobrze uzasadnionej, aczkolwiek
jeszcze nie przeprowadzonej całkowicie, możemy spodziewać się, że przy dalszym
przemyśleniu posuniemy się dalej, niż to uczynił ów bystry człowiek, któremu
zawdzięczamy pierwszą iskrę tego światła.
Starałem się więc najpierw zbadać, czy zarzutu Hume'a nie da się przedstawić
ogólnie, i wkrótce odkryłem, że pojęcie związku przyczyny i skutku nie jest
bynajmniej jedynym pojęciem, dzięki któremu intelekt myśli sobie
a priori
o
związkach między rzeczami, co więcej, że właśnie metafizyka całkowicie z takich
pojęć się składa. Starałem się nawet upewnić co do ich liczby, a że to mi się udało
według życzenia, mianowicie wywieść ją z jednej jedynej naczelnej zasady, więc
wziąłem się do dedukcji tych pojęć, co do których byłem już pewien, że nie pochodzą
z doświadczenia, jak to załatwił Hume, lecz wypływają z czystego intelektu. Dedukcja
ta, która mojemu bystremu poprzednikowi wydawała się niemożliwa, a która nikomu
poza nim nawet na myśl nie przyszła, choć wszyscy bez obawy posługiwali się tymi
pojęciami, nie pytając, na czym się opiera ich przedmiotowa ważność - ta dedukcja,
powiadam, była najtrudniejszym zadaniem, jakie kiedykolwiek można było
przedsięwziąć na rzecz metafizyki. I co przy tym najgorsze, to to, że metafizyka, o ile
tylko gdziekolwiek coś z niej istnieje - nie mogła mi tu w najmniejszym stopniu
pomóc, ponieważ owa dedukcja musi dopiero rozstrzygnąć możliwość metafizyki.
Ponieważ zaś udało mi się rozwiązać zagadnienie Hume'a nie tylko w pewnym
poszczególnym przypadku, lecz w odniesieniu do władzy czystego rozumu, przeto
mogłem stawiać kroki pewne, choć wciąż jeszcze powolne, by w końcu określić
zupełnie i według ogólnych zasad cały zakres czystego rozumu, zarówno co do jego
granic, jak i treści - a to było tym właśnie, czego potrzeba metafizyce, by mogła
zbudować swój system według bezpiecznego planu.
(...) to jest całkowicie nowa nauka, której nikt przedtem nawet pomysłu nie uchwycił,
której sama nawet idea była nieznana i dla której z jej całkowitego dotychczasowego
dorobku nie można było użyć nic więcej prócz jednej jedynej wskazówki zawartej w
wątpliwościach Hume'a. Hume jednak również nie przeczuwał możliwości tego
rodzaju formalnej nauki i chcąc swojemu okrętowi zapewnić bezpieczeństwo, osadził
go na mieliźnie (sceptycyzmu), gdzie może sobie leżeć i gnić; mnie zaś, przeciwnie,
chodzi o danie mu sternika, który by według niezawodnych zasad sztuki sterowania,
opartych na znajomości globu - zaopatrzony w dokładną mapę morza i kompas -
mógł go pewnie poprowadzić tam, dokąd mu się wydaje właściwe.
(...) Jednakże czysty rozum jest dziedziną tak wyodrębnioną, tak w samej sobie
wszędzie zwartą, że nie można dotknąć żadnej jego części, nie poruszając przy tym
wszystkich pozostałych, i nie można nic osiągnąć, nie wyznaczywszy uprzednio
każdej części jej miejsca i jej wpływu na inne, albowiem - ponieważ nic nie ma poza
rozumem, co by sprostować mogło nasz sąd w jego obrębie - ważność i używanie
3
każdej jego części zależy od stosunku, w jakim się ona znajduje do pozostałych
części rozumu i ponieważ - jak w uczłonowanej budowie ciała pewnego organizmu -
przeznaczenie każdego członka da się wyprowadzić tylko z zupełnego pojęcia
całości. Dlatego o krytyce takiej można powiedzieć, że nie jest nigdy niezawodna,
jeżeli nie jest
wykończona całkowicie
i aż do najdrobniejszych elementów czystego
rozumu, i że o dziedzinie tej władzy trzeba rozstrzygnąć i określić
wszystko
albo
nic
.
(...) Kto zaś sam ten plan, którym w postaci
Prolegomenów
poprzedzam wszelką
przyszłą metafizykę, znów uzna za niejasny, niechaj zważy, że przecież nie jest
potrzebne, by każdy studiował metafizykę, że zdarza się nierzadko talent, który czyni
dobre postępy w gruntownych, a nawet głębokich naukach bardziej zbliżających się
do naoczności (
Anschauung
), któremu jednak nie powodzi się w badaniach
prowadzonych przy pomocy samych tylko pojęć abstrakcyjnych, i że w takim
przypadku należy swoje zdolności umysłowe skierować na inny przedmiot; że
wszelako ten, kto zamierza sąd wydać o metafizyce, a nawet ją napisać, musi
koniecznie uczynić zadość wymaganiom tutaj postawionym, wszystko jedno, czy
odbędzie się to w ten sposób, że przyjmie on moje rozwiązanie, czy też je
gruntownie obali i inne na jego miejsce poda - pominąć go bowiem nie może, i że w
końcu ta tak okrzyczana niejasność (zwykła pokrywka własnej wygody i głupoty)
również przynosi korzyść, ponieważ ludzie, którzy wobec wszystkich innych nauk
zachowują ostrożne milczenie, w kwestiach metafizyki przemawiają po mistrzowsku i
zuchwale wyrokują, niewiedza ich bowiem nie odbija tutaj tak wyraźnie od uczoności
innych - ale za to jakże się różni od prawdziwych zasad krytycznych, które przeto
można wychwalać za to, że
Ignavum, fucos, pecus a praesepibus arcent
(Plemię
leniwe trutniów z dala od ulów trzymają; Wergiliusz,
Georgica
IV, 168).
UWAGI WSTĘPNE
O SWOISTYM CHARAKTERZE WSZELKIEGO POZNANIA METAFIZYCZNEGO
§ 1
O ŹRÓDŁACH METAFIZYKI
Jeżeli chcemy pewne poznanie przedstawić jako
naukę
, to musimy przede
wszystkim móc dokładnie określić to, co różni tę naukę od wszystkich innych, a więc
co jej tylko jest
właściwe
; w przeciwnym bowiem razie granice wszystkich nauk
zlewają się z sobą i żadna z nich nie może być gruntownie traktowana zgodnie ze
swą naturą.
Bez względu na to, czy ta swoista właściwość polega na różnicy
przedmiotu
, czy
źródeł poznania
, czy
rodzaju poznania,
czy też paru, jeżeli nie wszystkich tych
czynników razem wziętych, w każdym razie na tym dopiero opiera się idea możliwej
nauki i jej właściwej dziedziny.
Przede wszystkim, co się tyczy
źródeł
poznania metafizycznego, to już w jego
pojęciu zawiera się to, że nie mogą one być empiryczne. Zasady tego poznania (a do
nich należą nie tylko jego zasadnicze twierdzenia, lecz i zasadnicze pojęcia) nigdy
przeto nie mogą być zaczerpnięte z doświadczenia, bo poznanie to ma być nie
fizyczne, lecz metafizyczne, tj. leżące poza granicą doświadczenia. A więc podstawą
tego poznania nie będzie ani doświadczenie zewnętrzne, które stanowi źródło
właściwej fizyki, ani wewnętrzne, które stanowi podstawę psychologii empirycznej.
4
Jest więc ono poznaniem
a priori
, czyli poznaniem [płynącym] z czystego intelektu i z
czystego rozumu.
W tym jednak nie różniłoby się ono niczym od czystej matematyki; musi więc nosić
nazwę
czystego poznania filozoficznego
. Co się tyczy jednak znaczenia tego
wyróżnienia, to odwołuję się do
Krytyki czystego rozumu
([A]. str. 712 i nast.), gdzie
różnica między tymi dwoma sposobami używania rozumu wyłożona została jasno i
zadowalająco. - Tyle o źródłach poznania metafizycznego.
§ 2
O RODZAJU POZNANIA, KTÓRE JEDYNIE MOŻE BYĆ NAZWANE
"METAFIZYCZNYM"
a) O RÓŻNICY MIĘDZY SYNTETYCZNYMI A ANALITYCZNYMI SĄDAMI W OGÓLE
Poznanie metafizyczne musi zawierać same sądy
a priori -
tego wymaga właściwość
jego źródeł. Lecz niezależnie od tego, czy sądy posiadają takie czy inne
pochodzenie, czy również co do swej formy logicznej przedstawiają się tak czy
inaczej, istnieje jednak między nimi różnica pod względem treści, na skutek której są
one albo tylko
wyjaśniające
i nic nie dodają do treści poznania, albo też są
rozszerzające
i dane poznanie powiększają; pierwsze będziemy mogli nazwać
sądami
analitycznymi
, drugie -
syntetycznymi.
Sądy analityczne wypowiadają w orzeczeniu tylko to, co w pojęciu podmiotu było już
rzeczywiście pomyślane, choć nie tak jasno i nie z taką samą świadomością. Jeżeli
powiadam: "Wszystkie ciała są rozciągłe" - to w najmniejszym nawet stopniu nie
rozszerzyłem przez to swego pojęcia ciała, lecz tylko pojęcie to rozłożyłem, gdyż już
przed wydaniem sądu rozciągłość o owym pojęciu rzeczywiście pomyślałem, choć jej
o nim wyraźnie nie orzekłem; sąd ten jest więc analityczny. Natomiast zdanie:
"Niektóre ciała są ciężkie" - zawiera w orzeczeniu coś, co nie jest rzeczywiście
pomyślane w ogólnym pojęciu ciała: powiększa więc ono moje poznanie, dołączając
coś do mego pojęcia, i musi się przeto nazywać sądem syntetycznym.
b) WSPÓLNĄ NACZELNĄ ZASADĄ WSZYSTKICH SĄDÓW ANALITYCZNYCH JEST ZASADA
SPRZECZNOŚCI
Wszystkie sądy analityczne opierają się całkowicie na zasadzie sprzeczności i są co
do swej natury poznaniami
a priori
, niezależnie od tego, czy pojęcia stanowiące ich
materię są empiryczne, czy też nie. Ponieważ bowiem orzeczenie twierdzącego sądu
analitycznego jest już przedtem pomyślane w pojęciu podmiotu, przeto nie można go
bez sprzeczności o podmiocie zaprzeczyć; tak samo jego przeciwieństwo w sądzie
analitycznym, lecz przeczącym, trzeba z koniecznością o podmiocie zaprzeczyć, i to
także na zasadzie sprzeczności. Tak się rzecz ma ze zdaniami: "Każde ciało jest
rozciągłe" i "Żadne ciało nie jest nierozciągłe (proste)".
Z tego to właśnie powodu wszystkie zdania analityczne są sądami
a priori
, nawet
wtedy, gdy ich pojęcia są empiryczne, np. "Złoto jest żółtym metalem"; ażeby to
wiedzieć, nie potrzeba mi bowiem żadnego dalszego doświadczenia poza moim
pojęciem złota, które zawiera w sobie to, że ciało to jest żółte i że jest metalem; gdyż
to właśnie stanowiło moje pojęcie i nie musiałem nic innego zrobić, jak je rozłożyć,
nie oglądając się za niczym innym poza nim.
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klobuckfatima.xlx.pl