Odnośniki
- Index
- Kava Alex - Maggie O'Dell 01 - Dotyk zła, Ebooki, K, Kava Alex
- Kellerman Jonathan - Bibliografia, Kellerman Jonathan - CALY CYKL ALEX DELAWARE 1-24 PLUS INNE EBOOKI (puchatek1981)
- Kiedy e-mail. Kiedy telefon. Kiedy spotkanie, Ebooki, Poradniki
- Kane Laknac, ebooki, sarah kane
- Kevin Hogan; Dave Lakhani; Gary May; Mollie Marti; Eliot Hoppe; Larry Adams potezna-sprzedaz---nieznane-strategie-sukcesu helion, ebooki
- King Stephen - Mroczna Wieza III - Ziemie jalowe, Ebooki, ●STEPHEN KING
- Kevin Yank php-i-mysql.-witryna-www-oparta-na-bazie-danych.-wydanie-iv full scan, ebooki
- Keshet et al. (eds) - Automatic Speech and Speaker Recognition (Wiley, eBooki, AI, technologia mowy
- Kiedy kropla drazy skale czyli droga do mistrzostwa w komunikacji perswazyjnej, ebooki, fragmenty, onepress
- Kanon literatury SF wg Wojtka Sedeńki, Ebooki, KSIĄŻKI [ebook, mobi, kindle]
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- milosnikstop.keep.pl
Kafka Franz - Głodomór, Ebooki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]1
robertlit@op.pl
Franz Kafka
GýODOMìR
W ostatnich dziesiĢtkach lat zainteresowanie gþodomorami bardzo osþabþo.
Podczas gdy dawniej urzĢdzanie tego rodzaju przedstawieı na wþasny
rachunek dobrze siħ opþacaþo, teraz jest to zupeþnie niemoŇliwe. Byþy inne
czasy. NiegdyĻ gþodomorem zajmowaþo siħ caþe miasto; od jednego do
drugiego dnia gþodu wzrastaþo zaciekawienie, kaŇdy pragnĢþ zobaczyę
gþodomora przynajmniej raz dziennie, pŅniej pojawiali siħ abonenci,
ktrzy przez caþy dzieı siedzieli przed maþĢ, okratowanĢ klatkĢ; pokazy
odbywaþy siħ takŇe w nocy, dla wiħkszego wraŇenia przy Ļwietle pochodni;
w dni pogodne wynoszono klatkħ na dwr i wtedy pokazywano gþodomora
zwþaszcza dzieciom; podczas gdy dla dorosþych byþ on czħsto jedynie
rozrywkĢ, w ktrej brali udziaþ, poniewaŇ taka byþa moda, to dzieci peþne
podziwu, z otwartymi ustami, dla pewnoĻci trzymajĢc siħ za rħce,
patrzyþy, jak on, blady, w czarnym trykocie, z silnie wystajĢcymi Ňebrami,
gardzĢc nawet krzesþem, siedziaþ na rozrzuconej sþomie, czasem uprzejmie
siħ kþaniajĢc, z wymuszonym uĻmiechem odpowiadaþ na pytania, wyciĢgaþ
takŇe ramiħ przez kraty, aby moŇna byþo dotknĢę jego chudoĻci, lecz
potem znowu caþkiem zamykaþ siħ w sobie, nie troszczyþ siħ o nikogo, nie
dbaþ nawet o tak waŇne dla niego uderzenie zegara, ktry byþ jedynym
2
meblem w klatce, tylko patrzyþ przed siebie z zamkniħtymi prawie oczyma
i od czasu do czasu upijaþ troszeczkħ wody z maleıkiej flaszeczki, aby
zwilŇyę sobie wargi. Poza zmieniajĢcymi siħ widzami byli tu takŇe stali
dozorcy wybrani przez publicznoĻę, dziwnym przypadkiem zazwyczaj
rzeŅnicy, ktrzy, zawsze trzej rwnoczeĻnie, mieli za zadanie pilnowaę
gþodomora dniem i nocĢ, aby w jakiĻ tajemniczy sposb nie przyjĢþ on
jednak poŇywienia. Ale byþa to tylko formalnoĻę wprowadzona dla
uspokojenia mas, gdyŇ wtajemniczeni widzieli dobrze, Ňe gþodomr
podczas gþodwki nie zjadþby nawet okruszyny nigdy, w Ňadnych
okolicznoĻciach, nawet pod przymusem; zabraniaþ tego honor jego sztuki.
OczywiĻcie nie kaŇdy dozorca umiaþ to zrozumieę, trafiaþy siħ nieraz nocne
grupy dozorcw, ktrzy odbywali straŇ bardzo niedbale, umyĻlnie siadali
razem w odlegþym kĢcie i tam pogrĢŇali siħ w grze w karty z oczywistym
zamiarem uŇyczenia gþodomorowi maþego posiþku, ktrego, ich zdaniem,
mgþ zaczerpnĢę z jakichĻ ukrytych zapasw. Nic nie sprawiaþo
gþodomorowi wiħkszej przykroĻci niŇ tacy dozorcy; doprowadzali go do
rozpaczy, czynili mu gþodowanie straszliwie ciħŇkim; nieraz, wiħc
przezwyciħŇaþ swoje osþabienie i w czasie takiego dozorowania Ļpiewaþ tak
dþugo, jak tylko wytrzymywaþ, aby pokazaę tym ludziom, jak niesþusznie
go podejrzewali. Ale niewiele to pomagaþo; podziwiali tylko jego
zrħcznoĻę, Ňe nawet w czasie Ļpiewu potrafi jeĻę. O wiele milsi byli mu
dozorcy, ktrzy siadali przy klatce, nie zadowalali siħ mħtnym nocnym
oĻwietleniem sali, lecz kierowali na niego nocne Ļwiatþa elektrycznych
lampek kieszonkowych, ktrych dostarczaþ im impresario. RaŇĢce Ļwiatþo
nie przeszkadzaþo mu wcale, spaę nie mgþ przecieŇ w ogle, a trochħ
zdrzemnĢę siħ potrafiþ zawsze, przy kaŇdym oĻwietleniu i o kaŇdej
godzinie, takŇe w przepeþnionej, haþaĻliwej sali. I z takimi dozorcami
zawsze byþ gotw przepħdzię caþĢ noc bez snu; gotw byþ Ňartowaę z nimi,
opowiadaę im historie ze swego wħdrownego Ňycia, potem znowu sþuchaę
ich opowiadaı, a wszystko tylko, dlatego, aby nie usnħli i aby im wciĢŇ na
nowo mgþ udowadniaę, Ňe nie ma w klatce niczego do jedzenia i Ňe
gþoduje tak, jak Ňaden z nich by nie potrafiþ. Ale najszczħĻliwszy byþ
3
wtedy, gdy nadchodziþ poranek i przynoszono mu, na jego rachunek,
bardzo obfite Ļniadanie, na ktre rzucali siħ z apetytem zdrowych
mħŇczyzn bħdĢcych po nuŇĢcej nocy spħdzonej na warcie. Co prawda byli
nawet ludzie, ktrzy w tym Ļniadaniu chcieli widzieę nieuczciwy Ļrodek
wpþywania na dozorcw, ale tego byþo juŇ za wiele, i gdy ich pytano, czyby
teŇ dla samej sprawy, bez Ļniadania, chcieli siħ podjĢę nocnej straŇy,
wycofywali siħ, upierajĢc siħ jednak przy swoich podejrzeniach. NaleŇaþy
one zresztĢ do podejrzeı, ktrych nie moŇna oddzielię od gþodowania w
ogle. Nikt przecieŇ nie byþ w stanie spħdzię przy gþodomorze wszystkich
dni i nocy bez przerwy jako straŇnik, nikt wiħc nie mgþ stwierdzię na
wþasne oczy, czy naprawdħ gþodowano bez przerwy i nienagannie, mgþ to
wiedzieę tylko sam gþodomr, a wiħc tylko on mgþ byę rwnoczeĻnie
zupeþnie zadowalajĢcym Ļwiadkiem swojego gþodowania. On jednak - z
innego znowu powodu - nigdy nie byþ zadowolony, moŇliwe, Ňe to wcale
nie wskutek gþodowania wychudþ tak bardzo, iŇ pewni ludzie z Ňalem
musieli trzymaę siħ z dala od pokazw, bo nie znosili juŇ jego widoku -
moŇe wychudþ tak wskutek niezadowolenia z samego siebie. GdyŇ tylko on
jeden wiedziaþ i poza nim nie wiedziaþ tego nawet nikt wtajemniczony, jak
þatwe byþo gþodowanie. To byþa najþatwiejsza rzecz na Ļwiecie. I nie
ukrywaþ teŇ tego, ale nie wierzono mu, w najlepszym razie uwaŇano go za
czþowieka skromnego, ale najczħĻciej za szukajĢcego reklamy albo wprost
za oszusta, ktremu gþodowanie przychodzi þatwo dlatego, Ňe potrafiþ
uczynię je sobie þatwym, i ktry ma jeszcze czelnoĻę na pþ do tego siħ
przyznaę. To wszystko musiaþ znosię i z upþywem lat przyzwyczaiþ siħ teŇ
do tego, ale zawsze gryzþo go wewnħtrznie to niezadowolenie i nigdy
jeszcze, po Ňadnym okresie gþodowania - to Ļwiadectwo musi siħ mu
wystawię - nie opuĻciþ dobrowolnie klatki. Jako najdþuŇszy czas gþodowania
ustaliþ impresario dni czterdzieĻci, i ponad to nie pozwoliþ mu nigdy
gþodowaę, nawet w stolicach Ļwiata, i sþusznie. Zgodnie z doĻwiadczeniem
mniej wiħcej przez czterdzieĻci dni moŇna byþo przez wzrastajĢcĢ
stopniowo reklamħ podniecaę coraz bardziej zainteresowanie miasta;
potem jednak publicznoĻę zawodziþa i stwierdzano istotny spadek
4
frekwencji; istniaþy oczywiĻcie w tym wzglħdzie drobne rŇnice miħdzy
miastami i krajami, ale jako reguþħ przyjmowaþo siħ, Ňe czterdzieĻci dni
byþo okresem najdþuŇszym. Wtedy wiħc, w czterdziestym dniu, otwierano
drzwi uwieıczonej kwiatami klatki, zachwyceni widzowie wypeþniali
amfiteatr, graþa orkiestra wojskowa, dwaj lekarze wkraczali do klatki, aby
przeprowadzię na gþodomorze konieczne pomiary, przez megafon
obwieszczano sali rezultaty, i w koıcu podchodziþy dwie mþode
damy, szczħĻliwe, Ňe je wþaĻnie wybrano, i chciaþy wyprowadzię gþodomora
z klatki po paru stopniach, tam gdzie na maþym stoliczku przygotowano
starannie dobrany posiþek, jaki podaje siħ choremu. I w tym momencie
gþodomr zawsze siħ wzbraniaþ. Wprawdzie kþadþ jeszcze dobrowolnie
swoje koĻciste ramiona w przyjaŅnie wyciĢgniħte rħce nachylonych ku
niemu dam, ale powstaę nie chciaþ. Dlaczego zaprzestaę wþaĻnie teraz, po
czterdziestu dniach? Wytrzymaþby jeszcze dþugo, bezgranicznie dþugo,
dlaczego przestaę wþaĻnie teraz, gdy gþodowaþo mu siħ najlepiej, choę
wþaĻciwie nigdy dotĢd najlepiej mu siħ jeszcze nie gþodowaþo? Dlaczego
chciano go obrabowaę ze sþawy dalszego gþodowania, i to nie tylko ze
sþawy najwiħkszego gþodomora wszystkich czasw, ktrym
prawdopodobnie juŇ byþ, ale takŇe przeĻcigniħcia samego siebie aŇ do
niepojħtych szczytw, gdyŇ dla swych zdolnoĻci gþodowania nie znaþ on
Ňadnych granic. Dlaczego ten tþum, ktry udawaþ, Ňe go tak podziwia,
okazywaþ mu tak maþo cierpliwoĻci; jeŇeli on wytrzymywaþ dalsze
gþodowanie, dlaczego oni nie mogli wytrzymaę? Byþ teŇ zmħczony, siedziaþ
sobie wygodnie w sþomie, a teraz musiaþ siħ wyprostowaę na caþĢ
wysokoĻę i podejĻę do jedzenia, o ktrym sama myĻl wywoþywaþa mdþoĻci,
powstrzymywane z trudem jedynie przez wzglĢd na damy. I patrzyþ w
grħ, w oczy pozornie tak przyjaznych, a naprawdħ tak okrutnych dam, i
potrzĢsaþ gþowĢ zbyt ciħŇkĢ na tak sþabej szyi. Lecz potem dziaþo siħ to, co
dziaþo siħ zawsze.
Przychodziþ impresario, podnosiþ niemo - muzyka uniemoŇliwiaþa
przemwienie - ramiona ponad gþodomorem, tak jakby zapraszaþ niebiosa
do obejrzenia tu, na sþomie, swego stworzenia, tego godnego poŇaþowania
5
mħczennika, ktrym zresztĢ gþodomr byþ w istocie, tylko Ňe w caþkiem
innym znaczeniu; obejmowaþ gþodomora w cienkiej talii, przy czym przez
przesadnĢ ostroŇnoĻę chciaþ pokazaę, z jakĢ to kruchĢ rzeczĢ ma tu do
czynienia, i przekazywaþ go - nie bez potrzĢĻniħcia nim trochħ,
niepostrzeŇenie, tak Ňe gþodomr bezwþadnie tu i tam koþysaþ nogami i
tuþowiem - damom, ktre tymczasem trupio pobladþy. Teraz gþodomr
pozwalaþ robię ze sobĢ wszystko; jego gþowa leŇaþa na piersi, wyglĢdaþo,
jakby stoczyþa siħ i zatrzymaþa tam w sposb niewyjaĻniony; ciaþo byþo
jakby wydrĢŇone, nogi instynktem samozachowawczym Ļciskaþy siħ
mocno w kolanach, szuraþy jednak po ziemi tak, jakby nie byþa to ziemia
prawdziwa, prawdziwej dopiero szukaþy; i caþy zresztĢ bardzo maþy ciħŇar
ciaþa leŇaþ na jednej z dam, ktra szukajĢc pomocy, zdyszana - nie tak
wyobraŇaþa sobie owĢ zaszczytnĢ funkcjħ - z poczĢtku jak najdalej
wyciĢgaþa szyjħ, aby przynajmniej twarz uchronię od zetkniħcia z
gþodomorem, potem jednak, gdy jej siħ to nie udawaþo, a szczħĻliwa
towarzyszka nie przychodziþa jej z pomocĢ, lecz zadowalaþa siħ niesieniem
przed sobĢ, z drŇeniem, rħki gþodomora, tej maþej wiĢzki koĻci - wybuchþa
pþaczem wĻrd zachwyconego Ļmiechu sali i musiaþ jĢ zastĢpię sþuŇĢcy,
ktry od dawna juŇ staþ w pogotowiu. Potem przychodziþo jedzenie, z
ktrego impresario wmuszaþ nieco gþodomorowi w czasie jego pþsnu
podobnego do omdlenia, wĻrd wesoþej gawħdy, ktra miaþa odwrcię
uwagħ od stanu gþodomora; potem wznoszono jeszcze toast na czeĻę
publicznoĻci, ktry niby to gþodomr podszeptywaþ panu impresario;
orkiestra potwierdzaþa wszystko wielkim tuszem, zaczynano siħ rozchodzię
i nikt nie miaþ prawa byę niezadowolonym z tego, co widziaþ; nikt, tylko
sam gþodomr, zawsze tylko on.
Tak Ňyþ przez wiele lat, z maþymi, regularnymi okresami wypoczynku, w
pozornym blasku, szanowany przez Ļwiat, mimo wszystko jednak
przewaŇnie w ponurym nastroju, tym bardziej jeszcze ponurym, Ňe nikt
nie umiaþ braę go powaŇnie. CzymŇe miano go pocieszaę? CzegŇ mgþ
sobie jeszcze Ňyczyę? A gdy czasem znalazþ siħ poczciwiec, ktry uŇaliþ siħ
nad nim i chciaþ mu wytþumaczyę, Ňe smutek jego pochodzi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]