Kay Gregory Zacznijmy od nowa, Książki - Literatura piękna, Bonia, Harlequiny nowe różne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kay Gregory - Zacznijmy od nowa
STRESZCZENIE:
Margie nie wierzyła własnym oczom, gdy na progu swego domu ujrzała Justina. Kilka
lat temu, wypełniając ostatnią wolę zmarłego krewnego, wzięli ślub. Małżeństwo okazało się
niezbyt udane i każde z nich poszło własną drogą. Margie zachowała w głębi serca głęboki
żal, ponieważ darzyła Justina prawdziwym uczuciem. Czego ten mężczyzna teraz od niej
oczekuje?
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Liście sałaty - powiedziała Anna. - Wyobrażasz sobie, Margie? Dzisiaj od rana znowu
wyrzuca liście sałaty.
- Tak? - Margie odłożyła d kumenty, spojrzała na przyjaciółkę znad okularów i zapytała:
- Anno, o czym ty, do licha, mówisz?
- O liściach sałaty - odparła zwięźle Anna, - Na trawniku przed domem.
, - Aa... - Do Margie do.tarł wreszcie sens słów· Anny. Westchnęła i z rezygnacją
odłożyła gruby plik papierów na stolik obole krzesła. - Chodzi ci o panią fazackerley, Czyżby
znowu zaatakowała?
- Mm. Właściwie to nadal atakuje.
- O rany!
Margie odłożyła okulary, wyprostowała smukłe, giętkie ciało i stanęła przy Annie obok
okna. Patrzyła, jak kolejna kupka liści przelatuje nad ogrodzeniem, by powiększyć stos na
trawniku.
- Wczoraj był szgypior - zauważyła ponuro.
- Oczywiście tylko stwardniałe zielone czubki.
- Oczywiście. Co z nią zrobimy, Maigie? .
- Nie wiem. Myślę, że ona ma dobre intencje...
- Wcale nie jestem tego pewna. Zawsze sadzi za dużo, a potem, gdy jej grządki
zarastają, traktuje nasze jak, śmietnisko, W przeciwnym razie chyba zapytałaby, czy nie
mamy nic przeciwko temu.
Margie wzruszyła ramionami i odgarnęła z czoła pasmo prostych, jasnych włosów.
- Może masz rację. A tymczasem wygląda na to, że na lunch zjemy sałatę. Wiesz co,
pozbieraj ją, a ja pobiegnę do sklepu po oliwę i ocet.
- Dobrze - zgodziła się Anna. - A więc sałata. Znowu.
Tak, znowu sałata, pomyślała Margie idąc ulicą w kierunku sklepiku pana Yamamoto.
Cóż, mogło być znacznie gorzej. W gruncie rzeczy, jeśli nie liczyć ekscentrycznej sąsiadki,
była bardzo zadowolona z życia. Założona przez nią przed czterema laty firma komputerowa
wreszcie zdobyła na rynku mocną pozycję. Na początku Anna i Margie, które poznały się
podczas studiów, wynajmowały biało szary dom na ulicy Wrenfold, niedaleko parku Beacon
Hill. Od niedawna firma świetnie prosperowała i Margie zaproponowano kupno domu.
Natychmiast się zde- cydowała. Niestety, pani Fazackerley była wątpliwą atrakcją· Kiedy po
piętnastu minutach Margie wróciła do domu, w koszu na śmieci odkryła stertę liści sałaty.
Anna i rezygnacją myła jej resztki w kuchennym zlewie.
- Miałaś gościa - powiedziała obracając się tak szybko, że na wykładaną białymi
kafelkami podłogę prysnęły krople wody.
Margie zauważyła, że duża, okrągła twarz jej , przyjaciółki zdradza wielkie
zaciekawienie.
- Naprawdę? Michael?
Kiedy tylko wypowiedziała te słowa, zrozumiała, iż , to nie mógł być Michael -
przemiły ojciec piątki dzieci, najważniejszy współpracownik w firmie LamoIit s Software. Na
pewno jego osoba nie wywołałaby takiego zainteresowania Anny.
- Nie, nie Michael.
- W takim razie kto?
- Nie wiem. Nie przedstawił się.
- To brzmi złowieszczo. Wydawało mi się, że zapłaciłam wszystkie rachunki.
Anna potrząsnęła głową.
- Ten facet nie wyglądał na inkasenta., - Aha - odparła z uśmiechem Margie. - A jak
wygląda inkasent? - Na pewno nie jest wysoki, smukły, atrakcyjny i nie mówi w sposób
charakterystyczny dla wykształconego Anglika.
Twarz Margienagle pobladła.
- Co? - wyszeptała. - Coś ty powiedziała?
Anna zmarszczyła brwi.
- Powiedziałam, że jest wysoki i smukły, i... co się z tobą dzieje, Margie? Źle się
czujesz?
- Nie, to znacży czuję się dobrze. Czy on... czy on mówił, czego chce?
Anna potrząsnęła głową.
- Wspomniał tylko, że chce cię zobaczyć. Margie, o co chodzi? Wyglądasz tak, jakbyś
zobaczyła...
- , Wiem - przerwała cichym głosem Margie - ducha.
Och, Anno, jeśli to ten człowiek, o którym myślę, rzeczywiście można go nazwać
duchem. Duchem z ódległej przeszłości...
Anna otworzyła usta ze zdziwienia.
- Och, Margie - mruknęła. -:- Chyba nie sądzisz...
- ie wiem. Po prostu nie wiem. Czy on... czy on przyjdzie jeszcze raz?
- Nie.
- Och. - Twarz Margie stała się biała jak płótno.
Dziewczyna opadła na najbliższe krzesło.
- Nie musi - dodała pośpiesznie Anna. - Jest w dUZym pokoju.
- On jest... o Boże, dlaczego mi o tym nie powiedziałaś?
- Wścibstwo - przyznała Anna. - Chciałam się dowiedzieć, Co to za facet.
Margie zerwała się z nienaturalną gwałtownością.
- Lepiej będzie, jeżeli go zobaczę - mruknęła, rzucając nerwowe spojrzenie na różowe
szorty, które miała na sobie. Dopięła dwa górne guziki bluzki, wzięła głęboki oddech i powoli
weszła do hQlu.
Jedenaście lat, pomyślała. Jedenaście lat i przez cały ten czas tylko jedna krótka
rozmowa tele foniczna z pytaniem, czy chce, żeby wzięli rozwód.
Odpowiedziała, że jej wszystko jedno i zostawiła mu podjęcie decyzji. Odparł, że jemu
też wszystko jedno i na tym się skończyło. Od czasu do czasu miała wiadomości od Henriette,
dawnej gosposi swojego wuja, która nadal mieszkała w Montrealu.
Henriette informowała, że widziała go parę razy z jakąś kobietą, a właściwie z
kobietami. Margie przypuszczała, iż w dalszym ciągu nie zależy mu .
specjalnie na odzyskaniu wolności i ponownym ożenku...
Jej drobna, owalna twarz przybrała wyraz chłodnej obojętności. Przestała wpijać.
paznokcie w dłonie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klobuckfatima.xlx.pl