Kaczorowska Zofia Ewa wzywa 07 - Szmaragd dla Agaty, Ebooki w jezyku polskim

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ewa wzywa 07... Ewa wzywa 07..Zofia KaczorowskaSzmaragd dla AgatyRozdziałIBlada twarz, przecięta ciemnymi plamami oczodołw, wykrzywiona w złym. triumfujšcym umiechu,jakbyzawieszonawprżni...Wielkie, sine ręce, zbliżajšce sięcorazbardziej,corazbliżej, zachłanne,nie-nawistne i nienawidzšce... Za chwile zacisnš się na jej szyi... Nie ma przed nimi ratunku ani ucieczki... Głoswięnie w gardle, serce przestaje bić ze strachu...Agata, usiadła na łżku zlana potem. Znowu ten sam majak senny, ktry kiedy jš przeladował. Wy-dawałosię, żejestjużwyleczona,nicpojawiłsięprzecieżoddwchlatanirazu.prawiejużonimzapo-mniała. Nagle zrobiło się jej zimno. Sięgnęła po szlafrok i zapaliła papierosa. Z mroku wystšpiły stare, zna-jome sprzęty, uspokajajšce łykanie zegara wypełniło ciszę.Mimo woli odżyło wspomnienie tamtego wydarzenia, przed oczyma niespodzianie wyrazicie ukazałysięobrazy,zakodowanegdziewzakamarkachmzgu,obrazy,ktreusiłowałaraznazawszewymazaćzpamięci.Miaławtedyszesnacielat. Życiepolegałonanieustannym miechu,zabawach,zachłystywaniusięwłasnšurodšiwrażaniem.jakiewywierałana mężczyznach.Niedawnozchudego,mocnopiegowategopodlotkaprzedzierzgnęłasięwurodziwšdziewczynęosmukłychnogach,miedzianych włosachiniecozdziwionych,zielonychoczach.Odkrycie, że właniespojrzenietychoczusiejepopłoch wr3kolegwiwielu mężczyzn, przewijajšcych sięprzez ruchliwy Sopot, zaczęło jš tak niesłychanie bawić, że postanowiławyprbowywaćjegomocjaknajczęciej.BabkaAgatychybaporazpierwszyodniepamiętnychczaswwyjechała z Sopotu do Tamowa na pogrzeb swojej siostry, zostawiajšc jš samš w domu. Niebywała okazjado prywatki: wolna chata, szkło i czterech hałaliwych,mocno gestykulujšcych cudzoziemcw w błyszczš-cych,kolorowychlimuzynach.Kiełkujšcegdzietamw głębiduszypoczucieniewłaciwocitakiegoza-chowania zostało szybko zagłuszone przez nienasycona ciekawoći żšdzęniecodziennej rozrywkiw towa-rzystwie dorosłych i ekscentrycznych dewizowcw. Trzy znajome dziewczęta goršco namawiały na te eska-padę. Mocne trunki, głona muzyka płynšca z tam magnetofonowych stopniowo zaczęły rozgrzewać atmos-ferę. Mężczynistalisięagresywni,anawetbrutalniiwtedydziewczyny,zktrychnajstarszamiałasie-demnacie lat. zrozumiały, że nie jest to potańcwka z kolegami.Ogarnšłje strach, zaczęły krzyczeći wydzierać się z objęć wciekłych z powodu niezrozumiałego dlanich obrotu sprawy cudzoziemcw. Uciekły, a niefortunni podrywacze klnšci złorzeczšc odjechaliswoimiekskluzywnymi autami.Agata została sama. Zebrała popiesznie naczynia i butelki, żeby babka nie mogła się niczego domylićpo powrocie.Kiedy weszła raz.jeszcze do pokojuna parterze po ostatnie talerze, zdrętwiała z przerażenia.Na rodku stał jeden z mężczyzn; w niebieskich dżinsach, wysoki, o krtkich, rudych włosach. Na jego bla-dej,spoconej twarzy o cerzeskażonejlicznymi wypryskami,malował się wyrazzwierzęcegopodniecenia.Krzyknęła przeraliwie, a talerz wypadł jej z ręki i rozbił sięz trzaskiem. Tamten rzuciłsięku niej. wycišga-jšc długie,zwinne ręce. Błyskawiczniezasłoniłasięfotelem,aleonodepchnšłgojednymruchem.Wtedyuderzyła go butelkš, ktra stała na stole. Chwyciłsięrękšza głowę, spod palcw wyciekła strużka krwi. Tenmoment wystarczyłjejna ucieczkę w drugi koniec pokoju, bliżej drzwi. Usłyszała, że zaklšł: Du wnluchte,durne czy co w tym rodzajuijednoczenie skoczyłnaprzd, roztršcajšc sprzęty. Może zalepiła go wcie-kłoć, a może zahaczył nogš o skorupę stłuczonego talerza, bo nagle jego długie ciało wykonało akrobatycz-ne salto i runęło z hukiem na podłogę. W pokoju zapanowała cisza.Dopiero po piętnastu co najmniej minutach Agata zrozumiała, że musiało sięstać co nieoczekiwanegoi strasznego, bo mężczyzna leżał nieruchomo wzdłuż kredensu, z podkurczonymi nogami i rękami rozrzuco-nymi wokłgłowy. Kiedy pochyliła się nad nim. napotkała spojrzenie szklanych, zimnych oczu i grymas ustzastygłych w niesamowitym umiechu.Dławišc w sobie nieludzki zupełnie strach uciekła na ulicę. Przed domem stało zaparkowane auto z za-granicznš rejestracjš. Nie zastanawiała się ani chwili dokšd pjć, wiedziała, że jedynym człowiekiem, kt-rego mogła prosić o pomoc. był Jacek. Biegła w stronęjego domu z niezłomnym postanowieniem, że o ilenie stanie sięjaki cud i to obce. potworne ciało nie zniknie z jej domu. odbierze sobie życie przed powro-tem babki.Jacek mieszkałna cichej, niewielkiej ulicy niedalekomorza. Była noc. nic wiedziała, jak go wywołaćbezzwrceniauwagidomownikw.Przyszłojejdo głwmy, żebyzagwizdaćfragmentmelodii,ktrybyłich umwionym sygnałem. Może usłyszy...I usłyszał. Miał bladš, spokojnš twarz, kiedy mu wszystko opowiadała i zimne ręce, kiedy jš okrywałswojšmarynarkš. Chciał zaraz zawiadomić milicję, ale mu zagroziła, że więcej jej nie zobaczy i widocznietyle było determinacji w jej oczach, że przestałnalegać.Jak w koszmarnym nie przebiegały dalsze wydarzenia tej nocy. Wydawało się jej, że jest aktorkš gra-jšcšwjakimisznurowatym,kryminalnymfilmie,kiedywcišgaładosamochodurazem?Jackiemzwłokicudzoziemca, podczas gdyjegonogi. obleczonewmodne dżinsy, miesznie podrygiwałyna chodniku. Nicmyleli nawet o tym. co się stanic, jeli kto ich zauważy, najważniejsze było, że znaleli kluczyki od auta wkieszeni marynarki nieboszczyka i że mogli odjechać. W pewnej chwili Jacek powiedział:? Wracaj do domu. postaram się wypłynšć na morze i tam się go pozbyć, zrobię to dla ciebie, ale pa-miętaj ? nie możesz być taka, nie możesz... Rozumiesz?...Usta mu drżały.Od tego czasu minęły prawie cztery lata. Dziwna rzecz, ale zniknięcie nieznajomego nie spowodowałożadnych brzemiennych w skutki reperkusji. Nikt się nigdy o-nic nie zapytał, jakby fakt ten w ogle nic miałmiejsca, a obcokrajowiec nie miałtwarzy i imienia. Byćmoże, że mężczyni, uczestniczšcy w owej prywat-ce, rozjechali się zaraz do swoich krajwi że łšczyła ich tylko przypadkowa znajomoć, gdyżżaden z nichnicpojawiłsięwmieszkaniuAgaty,abyszukaćtam ladwpobytuswegotowarzysza. Życiebiegłonor-malnym torem. Uczucie strachu i napięcia zaczęło zanikać, tracić na intensywnoci, w końcu cale zdarzenieprzestało sięzdawaćrealne, tymbardziej żenigdyznikim o nimnicrozmawiała,nawetzJackiem. Tylkotenmajaknapograniczujawyi snu...Zaczai jš przeladować, męczyć, sprawiać, żebała sięnocyZawszetaki sam: ohydna twarz ? a raczej maska ? i drapieżne, sięgajšce jej szyi dłonie. Ale i to minęło.I nagle teraz, znowu, kiedy prawie już o wszystkim zapomniała i była pewna, że zdołała tępotwornoćwykrelić z pamięci"...?Nicwartosięnadtymzastanawiać?pomylała.?Przecieżnicminicgrozi,tobyłotakdawno.Tylko Jacek wie o tym. co się wtedy stało, ale jemu chyba najwięcej zależy na tym. żeby cała sprawa pozo-stała w ukryciu na zawsze. Zresztš odkšd wyjechał z Sopotu, bardzo sięzmienił.Szczeglnie jego ostatnie listy sš jakie inne. bardziej chłodne, bezosobowe. Widocznie nareszcie prze-stałmyleć o małżeństwie ze mnš i dałmi więty spokj.Z głębimieszkania dobiegło głuche pokasływaniebabki.Agata obrciła sięnaboki tym razem spo-kojnie zasnęła.Siedziałana plaży, oparta o pustekosze.Poczštekkwietnianiespodziewanierozbłysnšł ostrym słoń-cem, złocšcym piasek nadmorski. Kale. jeszcze do niedawna smagane lodowatym wiatrem, leniwie i jakbyze zdziwieniem uderzały o brzeg, a stada mew zataczały nad nimi nieustannie taneczne, chybotliwe kręgi. Otej porze roku Sopot był prawie jeszcze pusty, ale już ?szykował się do skoku". W kafejkach, cukierenkach,wszelkiegorodzajusmażalniach,trwałyostreprzygotowaniadootwarcia, włacicielenadawaliimostatniszlifiprzycišgajšcy oko połysk.Narazie,pozanielicznymizagranicznymigoćmirezydujšcymiwGrandHotelu i pensjonariuszami Domu Pracy Twrczej, ?Zaiksu", wytrwale spacerujšcymi trasš do Orłowa lub doJelitkowa z nieodzownym przystankiem na kawę w hotelu ?Posejdon", turystw było bardzo niewielu.Agata,otulonawkosmatysweter,?wbita"w dżinsowespodnie,jużodgodzinypoddawała.twarz,działaniunatarczywychpromieni wiosennego słońca.Czyniła takzawszecoroku,wiedzšc, żecerajejna-bierze głębokiego,brzoskwiniowegoodcienia,ktryzostanienacalelato.Poprzezzmrużonepowiekipa-trzyłanadobrzesobieznanšpanoramęmola.po ktrymsnuło się kilka osb.przyglšdajšcych sięptactwuskłębionemu wokłpali.Myli jej nie były wesołe. Powinna natychmiast zabrać się do solidnej nauki, aby ponownie prbowaćzdawaćna uniwersytet. Tymczasemniemiałanatonajmniejszej ochoty,wprostniemogłaprzezwyciężyćogarniajšcego jšlenistwai zniechęcenia.Poza tym gnębiła jšmysi, że ojciecjej odparumiesięcy przestałpłacić alimentyna dorosłš, niepracujšcš crkę. Wprawdzie babka w dalszym cišgu wynajmowałaletnikompokoje w ich małym domku, co łšcznie z jej wdowiš emeryturš dawało im możliwoć jakiej takiej spokojnejegzystencji, ale widocznebyło, żezrokunarok corazbardziej traciła siły.Agatanicpodejmowała żadnejpracy pod pozorem nowego startu na wyższš uczelnię, a w gruncie rzeczy dlatego, że czuła niepohamowanywstręt do miernych posad biurowych i systematycznego, uporzšdkowanego życia.Trzeba przyznać, że babka wcale lego od niej nic wymagała. Przeciwnie ? wierzyła, że wnuczka przyswejniepospolitejurodzieznajdzieustabilizowanego,zamożnegoczłowieka,ktryzapewnijejbeztroskšegzystencję. Poglšd ten. oparty o przedwojenne kanonymałżeństwa, z biegiem czasu przerodził się w cho-robliwš niemal obsesję, przejawiajšcš sięw pierwszym rzędzie w negatywnym stosunku do młodych, broda-tych adoratorw Agaty, ktrych babka uważała za obibokw i wszelkiego rodzaju wyzyskiwaczy, bioršcychsobie żony po to. aby je eksploatować i cišgnšć profity z ich pracy.Agata, aczkolwiek nic podzielała w pełni zdania babki w zakresie priorytetu prob... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klobuckfatima.xlx.pl